czwartek, 30 marca 2023

 


Kráľova hoľa 1946m

29.01.2023r.


Wstyd się przyznać. Tyle chodzę po słowackich górach, a jeszcze, na drugiej, narodowej górze Słowaków nie byłem.
Czas to zmienić?

Zebrała się ekipa z nartami. Hiczkok i Józek, na skiturach, a Gibis z biegówkami.
Jedziemy, wcześnieee rano.

Rakiet nie pożyczam. Stwierdziłem, iż tak oblegana góra, będzie miała przetarte szlaki z każdej strony.

Ten Józek, to ma fantazję. Zabrał "crocs" na podejście asfaltowe, ale co by nie było zimno/mokro, zastosował "reklamówex". "Membranę" dla...🙊 Sart patent, ale stosowany w krytycznych sytuacjach. Kto jak lubi 😉 
fot. Hiczkok

Wysadzają mnie przy cmentarzu (no ciekawie się zaczyna ;) ) w Telgárt.
A oni jadą do Šumiac.

Zaczynam podejście.
Ładne parę metrów w górę, mamy źródełko (nie zaznaczone na mapy.cz). Na początku trasy, to wody mam pod dostatkiem, więc, jeszcze, żwawo idę w górę.

Początkowo trochę łąkami, potem lasy i nawet jakieś skałki.

Idzie się nie najgorzej, w sumie przetarte.

Do tego miejsca.
Kończy się las, zaczyna otwarta przestrzeń ślady giną. Trzeba iść na czuja. Zbaczajac w którąkolwiek stronę z przetartego, a zasypanego, wpada się po udo.

Tu miałem pierwszy moment zwątpienia. Jakoś przedrałowałem i trafiłem ponownie na przetarte.

Na tym podejściu, pod drogę leśną (zdjęcie w tył), lazłem już na czworaka, aby przebić się przez nawiane.

I dalej, znowu kawałek nieco przetartego a i błękitne niebo przebija 😎

I znów ślad się ucina. GPS, na nic, ponownie, metr w jedną, czy drugą i ląduje się w śniegu po pas.
Próbowałem przebić się tutaj. Znów na czworaka, kładąc kije na płask na śniegu i wspierając się na nich na rękach. 
Nie ma to sensu, wracam, do ostatniego miejsca, gdzie są widoczne resztki śladu.

Próbuję odbić w stronę, która mogła by byś "szlakiem".
Wpadam jedną nogą, głębiej jak po pas, zawieszając się na klejnotach 🙆
Nie mogę wyciągnąć nogi, bo grzęźnie w gałęziach. Walczę parę minut.

Mimo, iż do ubitej drogi, mam tylko jakieś 1000m, przez podejście na Kráľova skala. To nie wiem co mnie tam będzie czekać, czy taka mordęga i na czworaka (chyba, trzeba będzie kupić w tym roku rakiety), czy trafię ślad. Ekipa skiturowo/biegówkowa, jest już niedaleko szczytu. Nie będą przecież na mnie czekać paru godzin, gdyby jednak było czołganie.
Naprawdę z niechęcią i żalem, wycofuję się.

Dochodzę do tego przecięcia z drogą leśną, gdzie się wspindrałem na czerech łapach aby wyjść.
Patrzę na nią, częściowo przetarte, nie zapada się człek aż tak bardzo. Patrzę na mapę.
Ha! Prowadzi to do schronu, gdzie ekipa będzie się posilać, a i na tyle to interesujace, że nie muszę reszty, schodzić tym samym. Idę!

Jednak, trochę się zapada, ale te jakieś 2,5km, dam rady.
Dam?
Jak mnie wcześniej niedźwiedź nie wpierdzieli!
No nie, świeże (na tej wietrznej górze, to one musiałby być świeże) ślady miśka! 😨
Tego mi jeszcze brakowało!
Ale patrzę i one odbijają w górę, w kierunku Kráľova skala skąd się wycofałem.
A i były w kierunku na mnie, więc nie będę szedł po nich w jego stronę.

Dobra, pełznę dalej na schron.

Jest tak Królewska Hala. Wstydliwie obnaża swe oblicze.

Przejaśnia się, odsłanią ją, niezdobytą 😭

Po drodze takie skałki.

A chłopaki na szczycie, mają niebiańskie widoczki!
fot. Hiczkok

Zaś atakują chmury😠

I Kráľova skala w całej okazałości.

Ojj dłużyło mi się strasznie te parę kilometrów. Morale padło na pysk. A i zmęczenie zacząłem odczuwać, po walce z tymi śniegami.

Ale docieram.

Nawet wiele się nie spóźniłem. Kamraci przyszli dosłownie parę minut przede mną .

Klimatycznie w środku, ale ciasno!


Coś tam Maćko gadał, że kolbasy nie poleca, bo ktoś miał po niej rewolucje, ale... kto by tam wierzył w jego opowieści 😜
I tak nie kupuję, bo mam tylko garść drobniaków (euro), co porwałem rano (płatność tylko gotówką!).
Więc co... piwko!
IPA ważona dla nich, jest naprawdę dobra. Wypijam ze smakiem, a już po paru łychach stwierdzam:

Na dół "zbiegnę" w trimiga 😉
fot. Hiczkok

Coś po głowie chodziło mi, żeby stąd, skoczyć jeszcze na szczyt, ale nie chciałem, aby ekipa na mnie za długo czekała i... no to piwo, nie postawiło mnie, aż tak, na nogi. Może dwa, albo trzy 😜
Choć szczerze. Wymordowałem się.

Przy zejściu, widok na stację narciarską w Telgárt.

Faktycznie, udaje mi się w dosć dobrym tempie, stoczyć się na dół. Tyle dobrze, nie będą psioczyć 😉

Idziemy zobaczyć słynny most. Żałuję, że nie zobaczyliśmy jeszcze wylotu tunelu, gdzie pociąg, po przejeździe przez ów most i tunel, robi pętlę i traci dużo wysokości.

Jeszcze fajowa, zrobiona w starym wagonie + oszklona część i zewnętrzna, kawiarnia, którą polecił Maciek.

I taki fiacik obok 😁

I kolejne piwko, z lokalną etykietą.

A majstersztyk, to jeżdżąca w około wagonu makieta parowozu 😍


I ostatnie ujęcie, już z drogi.

Ciekawy był to wyjazd. Uczący pokory.
Czy zrobiłem dobrze wycofując się? Czy przedwcześnie "obsrałem majty"? Tego nie dowiemy się nigdy.
Biorąc pod uwagę miśka... a Gibis widział gościa na skuterze ze strzelbą (może miś był na śniadaniu w koszach schronu i dali cynka), myślę, iż dobrze było, tak jak było.
Ja tam jeszcze wrócę!



Kącik kulinarny.

Węgierski, pseudo gulasz 😛

Pseudo - bo ponieważ, został użyty gotowy sos.
A i papryki mało, bo to teraz ona, poza masłem, to rarytas 😁

Składniki:

- Mięso mielone (zabrakło na fotce - zamarynowane dzień wcześniej, w widocznych przyprawach + sól)
- Kasz agryczana
- Cebula, czosnek i... szczypior. Wszak bazylia czy oregano, to nie ta kuchnia! 😉
- Sos węgierski dawtona (upss, też zabrakło na focie).
Polecam. Tani i snaczny. Nie najgorszy skład!


Co tu dużo pisać.
Kaszę gotujemy w osolonej wodzie. W między czasie kroimy cebulę, na drobną kosteczkę.
Podsmażamy na patelni, potem, dodajemy czosnek przeciśnięty przez praskę.
Na koniec kaszę i sos.



Smacznego i pozdrawiam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz