poniedziałek, 23 stycznia 2017


Tatrzańska Łomnica turowo.
22.01.2017 r.

Chłopaki wymyśliły wyjazd w Tatry i skiturowanie na Tatrzańskiej Łomnicy. No super, tylko, że ja nie jeżdżę na nartach :p No nic, z buta przecie też się da tam wyjść :)

Na miejscu, na dole, pogoda taka se. Jednak jesteśmy pełni nadziei, przed wyjazdem obadaliśmy kamerki i wyżej ma być pogoda żyleta.

Ekipa się szykuje.


Coolio pozuje na tle Tatr :)

Ruszamy. O jak ładnie, da się da. Stosowna informacja, iż boczkiem można sobie skiturować czy iść pieszo. A na Jaworzynie to tylko zakazywać potrafią, patafiany!

Jeszcze "chmurzasto", pierwsze zarysy szczytów radują serce.

Napieramy. Biedny Cinek został z tyłu.

Opuszczamy strefę mroku. Wita nas rewelacyjne słonko. Pogoda wręcz bajkowa. Rozpłaszczam się i idę w samej koszulce termo.


Jest i "pan baryłka" :p

Dla każdego coś dobrego, dla tych najmniejszych narciarzy również.

"Kozioł powiadasz" ;)

Zamykający peleton żwawo kroczy. Hiczkok wypruł do przodu, a ja sobie człapię z cinkowym, co by mu smutno nie było.

Docieramy do pierwszej stacji. Kruca, trochę jeszcze drogi do drugiej.
Gdzieś tam powyżej po drodze, rozłączamy się z Cinkiem. On idzie "na przestrzał", ja postanowiłem nieco okrężnie, tak jak były tyczki. Chciałem dołączyć do niego, ale jak tylko zszedłem z trasy, zacząłem się zapadać w śniegu po jajca! Także szedłem dalej już swoim tempem.


O ile rakiety nie były konieczne (aczkolwiek parę... naście :p razy by się przydały), tak raki na dwóch najbardziej stromych ściankach były by wskazane. Całe szczęście, iż śnieg nie był skuty na amen. Perfekty dawały rady. Wbijając się czubkami w śnieg, wyżynałem sobie mini stopnie utrzymując się na samych palcach. Klasa sztywności buta "C", sprawdziła się tu wzorowo.

Kolejny znak. Wysokość już zacna. Jeszcze tylko trochę pod stację.

Schronisko Skalna chata.

Chatę prowadzi obecnie Władysław Kulanga, który jest równocześnie tragarzem i ma kilka rekordów w noszeniu towarów do górskich schronisk (Zbójnicka Chata - 141 kg, Téryego Chata - 151 kg, Zamkowskiego Chata - 207,5 kg).
fot. 24tp.pl

Uff, docieram.

Niestety kolejka chodzi tylko do 15:30! Knajpy też niemal od razu zamykają :(
Schodzimy więc do schroniska, coś przekąsić i nieco się ogrzać.

Widok z okna chaty.

Zamawiamy zupę fasolową. Coś tam nawet w niej jest, choć mogła by być bardziej gęsta, nie taka wodnista. Po wsypaniu znacznej ilości przyprawy a'la wegeta, była nawet zjadliwa ;)

Ważne, że ciepła była :p to na brzuszku zrobiło się od razu lepiej .

Natomiast to coś, co miało być piwem, było jak dla mnie nie do wypicia. Toż to Harnaś czy inny wynalazek, to przy tym rarytas. Nie wiem, czy im zamarzło i potem rozlewali rozmarznięte czy jak, ale było obleśne! Wziąłem dwa łyki i zostawiłem, ble.
Chłopaki mieli obawy, że się będę na dół wlókł, a oni zjadą na nartach w tri miga i będą musieli na mnie długo czekać. Wyszedłem więc nieco wcześniej, aby nadrobić.

Panorama 180st.

Słońce już zachodzi, mam w plecaku czołówkę, mimo wszystko jest jeszcze na tyle jasno, że nie muszę się zatrzymywać aby ją zakładać. Takim szybkim truchtem, pół biegiem staczam się na dół.


Wpadając w chmury, świat się zmienia, jakby się trafiło do Mordoru :p
Niemal po omacku trafiam na parking, chyba szedłem jakąś boczną "alejką" bo coś mi nie pasowało hehe ;) A tam nie ma nikogo. Tak zasuwałem, że byłem pierwszy :D

Potem jeszcze odwiedzamy Vrbov. Nie ma to jak gorąca siara po takim wysiłku.
Każdy wrócił z wypadu wymęczony, ale zadowolony. Pogoda trafiła się bajerancka, wyjście (a dla mnie i zejście) było wymagające i nieźle wypociliśmy. Kolejny cel to Hopok.

Kulig i "jaworzynowanie".
14-15.01.2017 r.

Dzięki uprzejmości Fabiana, załapaliśmy się na organizowany przez niego kulig, wraz z instruktorami narciarstwa i dechy.

No to jedziemy.

Trochę zarzuca ;)

Pane, co tak wolno jedziem. Szybciej bo mi broda zamarza!

Odpalamy pochodnie.

Docieramy na miejsce, księżyc ładnie świeci.

Sanie zaparkowane.

Trzeba ogrzać się przy ognisku.

Dobra kiełbaska z ognicha nie jest zła.

Kunie okryte kapotami, spokojnie czekają.

a my dalej przy ogniu, piwko się grzeje, bo jest wręcz nieprzyjemnie zimne. Kiełba cały czas "na widelcu", jej to nie brakowało.

Po powrocie do Krynicy lądujemy w "Węgierskiej Koronie". Jest muza na żywo i nowy wystrój z Fordem AA z 1928 roku :)

Hihi pizduś Zboro przysypia :p


 Kolejny dzień to wyjście na Jawo. Hiczkok bierze skitury, ja standard, z buta :p

Cześć, jestem "Misiek".
Ostatni raz szedłem z tym diabłem. Chciał mi rękę wyrwać. Niesforna bestia.

Z podejścia zielonym szlakiem.

 Maciek odbija jeszcze na czerwony, gdzie misiek "topi się w śniegu".
Ja uderzam od razu na ski stop, uzupełnić elektrolity.
Trafiam na krótki "koncert" przyjezdnego narciarza. Było też "sto lat" dla obsługi.

Cóż za artystyczne zdjęcie, Witek dorwał się do aparatu jak poszedłem na siku.
Zdrowa dieta na ski ;)

 Przychodzi i Magda z córeczką.
Raz dla dzidziusia:

Raz dla tatusia :D

"Tu sroczka kaszkę ważyła"

Nowy narciarz nam rośnie.

Cóż, fajnie się siedzi. Jednak co dobre, szybko się kończy, ekipa się rozchodzi, ski zamykają. Trzeba ewakuować się na dół. Po drodze odwiedzam jeszcze młodnik, by "ulepić bałwana" ;) :p i pokontemplować w takiej scenerii.

wtorek, 3 stycznia 2017



Sylwester z namiotem.
2016/2017 r.


      Przyszedł pomysł, aby się nieco wyalienować i spędzić sylwestra pod namiotem, w lesie. Jednak im bliżej zrealizowania planów, tym wybór był coraz łagodniejszy.
Z początku nieco przestraszyła mnie poranna temperatura -14C.

Zaczynam pakowanie.
Trochę mi zeszło, leniwca dostałem i z legowiska wypełzłem dopiero po 11 :p
Zabrałem trocheżarełka i wodę, w tym jajka wbite do plastikowej buteleczki na jajecznicę. Są też dwa kartusze 100g (tak na zaś, bo w planach było dużo gotowania) wraz z palnikiem BRS-3000T

którego szczerzę polecam za rewelacyjny stosunek ceny/wagi/wydajności.
Zabrałem też 1,5l czystej wody do gotowania. Topienie śniegu do mnie nie przemawia bo mimo, że góry, to jak smog z nad Krakowa by przywiało, to aż sięwłos na głowie jeży, co można wypić ;)
Jednak plany uległy zmianie podczas podejścia na Jaworzynę. postanowiłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. I pokoczować z namiotem, ale też ze znajomymi przywitać sylwestra. Rozbiłem się między starą goprówką a goprowym garażem.

Jest i kolacja.

  Mimo, iż panowała olbrzymia inwersja, rzadko kiedy tak spotykana tak duża (Krynica dół -12/-14C szczyt +2,5C!) to wiało skutecznie utrudniając mi gotowanie. 
Rozwiewało płomień, gasząc palnik. Wkopałem w śnieg i osłoniłem plecakiem. I tak zjadłem na wpół ciepła :p Nie, nie dało się gotować w namiocie, to kilogramowa jedynka i po wepchaniu tam Cumulusa Alaska 1300 nie ma już na nic miejsca. Plecak podczas noclegu był na zewnątrz, tylko buty do środka wcisnąłem. 

Po posiłku uciekłem do schroniska. Przypełzli znajomi, mała zaprawa i idziemy na szczyt Jaworzyny.

Na szczycie "ksiądz" ściąga foki i czekamy na północ.

Na potwierdzenie, +2,5C na szczycie. SZOK!

3...2...1...NOWY ROK!

Ktoś tu się chyba dobrze bawi ;)

Piżmoczka też kochają hehe.

Jeszcze parę fajerwerków:





Hmm, będzie to kiedy mądre? ;)

Och jak sweet_aśnie, aż się rozmazało od tych słodkości :p

Wracam na schronisko na "after party".

Jest i choinka i tańce hulańce w tle.

Jest i rozpalony kominek.

I coś na toast :)

Tropem węża udaję się do namiotu. Śpię w śpiworze w 1/3 rozsuniętym. Nad ranem jest 0/+1!
Ale jakoś z rańca, nie miałem weny do gotowania przed namiotem :p
Zawinąłem się na schronisko z zupką chińską w ręku. Za co dostałem zjebę na kuchni, iż taką trucizną chcę się raczyć w Nowy Rok hehe.

"Schnell arbeiten, machen pierogen!" ;) Zdjęcia z przyczajki są fajne :p

W oczekiwaniu na Hiczkoka, parę fotek z nudów ;)



Idziem na szczyt.

Odwiedzamy goprówkę, w nowym miejscu. Poprzednia dziupla pod kolejką, to była faktycznie dziupla :p Teraz mają ciekawe widoczki.

Tam Coolio są Tatry, "paczaj" i podziwiaj!

Siadamy u Popardów, coś na klinka hihi.

A wszystkie okoliczne wioski zakryte grubą pierzyną chmur. Jak na szczycie piękne słońce i na "plusie", tak dół to ciemnica i znów mroźnie :(

Żal było opuszczać Jaworzynę. Ale w poniedziałek do pracy. Trzeba być zdolnym do pracy na wysokości, co by lęków nie mieć ;)

P.s.
Drżyjcie jodły, świerki i buki u nasady, na "Trzech Króli" atak większej ekipy trolli górskich! :D