poniedziałek, 23 stycznia 2017


Kulig i "jaworzynowanie".
14-15.01.2017 r.

Dzięki uprzejmości Fabiana, załapaliśmy się na organizowany przez niego kulig, wraz z instruktorami narciarstwa i dechy.

No to jedziemy.

Trochę zarzuca ;)

Pane, co tak wolno jedziem. Szybciej bo mi broda zamarza!

Odpalamy pochodnie.

Docieramy na miejsce, księżyc ładnie świeci.

Sanie zaparkowane.

Trzeba ogrzać się przy ognisku.

Dobra kiełbaska z ognicha nie jest zła.

Kunie okryte kapotami, spokojnie czekają.

a my dalej przy ogniu, piwko się grzeje, bo jest wręcz nieprzyjemnie zimne. Kiełba cały czas "na widelcu", jej to nie brakowało.

Po powrocie do Krynicy lądujemy w "Węgierskiej Koronie". Jest muza na żywo i nowy wystrój z Fordem AA z 1928 roku :)

Hihi pizduś Zboro przysypia :p


 Kolejny dzień to wyjście na Jawo. Hiczkok bierze skitury, ja standard, z buta :p

Cześć, jestem "Misiek".
Ostatni raz szedłem z tym diabłem. Chciał mi rękę wyrwać. Niesforna bestia.

Z podejścia zielonym szlakiem.

 Maciek odbija jeszcze na czerwony, gdzie misiek "topi się w śniegu".
Ja uderzam od razu na ski stop, uzupełnić elektrolity.
Trafiam na krótki "koncert" przyjezdnego narciarza. Było też "sto lat" dla obsługi.

Cóż za artystyczne zdjęcie, Witek dorwał się do aparatu jak poszedłem na siku.
Zdrowa dieta na ski ;)

 Przychodzi i Magda z córeczką.
Raz dla dzidziusia:

Raz dla tatusia :D

"Tu sroczka kaszkę ważyła"

Nowy narciarz nam rośnie.

Cóż, fajnie się siedzi. Jednak co dobre, szybko się kończy, ekipa się rozchodzi, ski zamykają. Trzeba ewakuować się na dół. Po drodze odwiedzam jeszcze młodnik, by "ulepić bałwana" ;) :p i pokontemplować w takiej scenerii.

2 komentarze: