piątek, 28 lipca 2023

 


Sivec 781m n.p.m.

Slovenské rudohorie -  obszar Čiernavec  hora.

Kraina niedźwiedzi.

02.07.2023



Siedzę wieczorkiem i kminię sobie, gdzie by tu pojechać. Kama ma babskie spotkanie, więc można wymyśleć coś z dzikcowaniem 😁
Tak, szukałem i szukałem, aż wygrzebałem skalisty szczycik z fantastycznym widokiem. Oraz, dwie (które wpadły mi w oko) jaskinie, poza szlakiem. See see.
No ale tak samemu jechać, może Darek indianiec (no "zakazał" mi pisać "Wódz wioski indiańskiej" 😜), nie ma co robić. A zadzwonię, może pojedzie i nie będzie wiele marudził hihi.

Jedzie.
Ale zanim dotaszczył się do mnie "z rana"... "jestem oazą spokoju"!

Docieramy na miejsce.
Parkuję, miejsce przy byłym PGRze i od razu fajny widoczek 😀

Ruszamy między stadkiem owiec.

I widać już nasz główny cel.
A na tych łąkach, smaży niemiłosiernie. Jest duchotka, bo tak, niby zbiera się na deszcz/burzę, ale wyczaiłem w prognozach, iż akurat tam, ma być spoko.

Zapora na Hornad_zie - tak, tym płynącym przez Slovenský raj.

Uff, trochę cienia. Fajna ścieżka.

He?! Miśki, oj tam, oj tam 😛

Po drodze, ciekawe źródełko. Ale jeszcze tu mamy sporo wody.

Dzika kraina, wszak rezerwat. Nie często robią tu porządki.

Na podejściu, oblewają nas siódme poty, dosłownie.
Dobrze, że większość w cieniu i jest leciutki wiaterek.

Jest i on!

Ha! Ale tu taka fajna graniowa ścieżynka. Idę tam...

Tak pięknie, że można ze rzygać się tęczą 😉

Wołam kompana, żeby tu przyszedł, bo jest o wiele fajniej. Coś tam marudzi, czort jeden! Ale w końcu się zebrał i przypełznął.

Była tam słowacka rodzinka. W tym, starszy pan, co widać było, iż nie jedne góry przeszedł i... nie jednego niedźwiedzia zagazował 😆
Nieco większy gaz (ale nie gaśnica), przytroczony w specjalnej kaburce do pasa, aby było szybko dostępne.

Posiłek i do tego po piwku 😁

Panoramka:

I jakiś zoomik. Niestety warunki foto, były mocno takie se.

Troszkę posiedzieliśmy. Odsapneli, tutaj, ten upał tak nie dokucza, jak się siedzi. Ponieważ, ów lekki wiaterek, na tym odsłoniętym szczycie, fajnie chłodzi, nasze przepocone koszulki.

Dobra, schodzimy. Idziemy dalej, aby odbić w dziką dzicz i poszukać jaskiń.
Ktoś coś marudzi, że gorąc, duchota, i może zawrócimy? Nie! 😛

Odbijamy w las, "na azymut".
Ojj, strome zejście, luźne kamienie. Lawirowanie tym zejściem, aby zejść bezpiecznie (nie wrąbać się w urwisko) a jednocześnie nie oddalić się od jaskiń. Ktoś tu marudzi... "jestem oazą spokoju"! 

Summa summarum, jaskiń nie znalazłem. Tzn, jedną ledwo widziałem i musiał bym podejść, stromo, ładne kilkadziesiąt metrów, a Darek nie wyrażał chęci 😛 A dostrzegając jeszcze, biało-czerwoną taśmę ostrzegawczą (zawala się?), stwierdziłem, iż odpuszczam. Tym bardziej, iż "indiański tropiciel", były leśnik, cały czas powtarzał: "Nie to żebym cię straszył, ale idealne miejsce dla niedźwiedzi, one takie lubią".
Trzeba więc, wydostać się z tej dziczy. Czyli, idziemy wzdłuż potoczku.
Tu, jakaś ludzka ręka musiała zainterweniować i zrobić takie kamienne punkty łapania wody.

Ciekawie w tym jarze.

Taki pierwotny las. I tylko my i... niedźwiedzie. Na pewno gdzieś tu są. 

A ów "jar", z jednej strony, zamknięty wysokimi, skalnymi ścianami. Świetne miejsce 😍

I na koniec, przy leśnej drodze, pozdro od miśka.

Mimo, iż jaskinie nie odwiedzone, to wyjazd bardzo fajny, no może tylko fajny 😉, bo ta cholerna duchota i upał, chciała nas ugotować. A i "marudę" nie wiem czy jeszcze gdzieś zabiorę, to był przedostatni raz! 😜

Niedźwiedzi nie widzieli, śladów też. Ale to może i dobrze 😉



Kącik kulinarny.


Młode ziemniaczki z sosem grzybowym.

Składniki:

A co tu dużo pisać. Prostota, z lasu, pasująca do klimatu tego wyjazdu.
Ważne, aby młode ziemniaczki były dobre. Nie jakieś marketowe hiszpańskie 😛

Grzyby, trochę ceglastoporych, jakieś maślaki, koźlak i podgrzybek, podsmażane na maśle!


I jeszcze masełko, na bogato! 😁 Na ziemniaczki.

Smacznego i pozdrawiam.


środa, 26 lipca 2023

 


Ľubovniansky hrad

25.06.2023r.


Tyle razy przejeżdżaliśmy koło tego zamku. A zawsz nie po drodze. A i ja, będąc tam kilkanaście lat temu, ciekaw byłem, czy dużo się zmieniło.


Zaplanowałem więc małą pieszą traskę + zwiedzanie zamku.

mapy.cz


Podchodzimy.
Pryy, coś źle, to wracamy i trochę przez nieubite/nieskoszone i jeszcze trochę podmokłe.

Oho, już wiedziałem, że się Kamie nie spodoba 😜A mnie w dodatku, użarło coś jadowitego w łapę i zrobiła się niezła bula!
A bidne Kamusiątko po antybiotyku, osłabione, aż musiała przysiąść. Więc szybki odwrót do samochodu i pod zamek.


Parking 3E.
Skansen + zamek 10E (nie opłaca się brać samego zamku).

Wnętrze Cerkwii w skansenie.
 
I ów skansen.


Gorąco, aż owce w cieniu drzemią.

Tee, zostaw to! To zabytek!

Cerkiew w skansenie.

Rzeźbiona belka 😲

I coś bardziej ze "sztuki nowoczesnej" 😉


I dalej... ludowo.

Eryś (królik Kamy) po mocnym melanżu 😜

Idziemy na zamek.

Jest tam jakaś knajpka, ale stwierdziliśmy od razu, że ceny będą zaporowe.

I charakterystyczna wieża.


W podziemiach zamkowych.

I ujęcie z górkami w tle.

Za madrym człowiekiem "tu przechowywano insygnia koronacyjne podczas Potopu Szwedzkiego. Zamek od 1412 roku należał do Polski przez 360 lat! Jednym z pierwszych polskich starostów był w latach 1420‒1428 słynny rycerz Zawisza Czarny z Garbowa."

Ooo, będzie pokaz ptasiorów!


Ale to za chwilę, więc idziemy jeszcze w części których nie widzieliśmy.

Kuchnia...

Wpadło Kamie w oko. No podobny do mnie 😂
fot. Kama

WC

Jakieś karłowate te rycerze były 😛

Wdrapujemy się na wieżę.
Widoczek na Trzy Korony w oddali i skansen na dole.

Zdjęcie w kierunku Gór Lewockich (Levočské vrchy).

Taterki, też stąd fajnie widać, no ale akurat nie dziś😛

Schodzimy do najlepszej części 😉
Szkoda, ze jakiejś degustacji nie prowadzą 😋


Koszulka w sam raz na takie klimaty 😁
fot. Kama

"Ze mną się nie napijesz?!"
fot. Kama

Dalej parę "współczesnych" gadżetów.


Jeszcze takie ujęcie i idziemy na pokaz z ptakami.

"No nie, znowu pokaz"...


Łasa na "meso".

Z dzieciakami.





Rzucanie ptakiem 😉


Ciekawie było zobaczyć te ptaki z bliska i w locie. Jednak, trochę szkoda, że nie są wolne.

Opuszczamy zamek.

U jego podnóży, jest jeszcze "militarny skansen".

Nie zwiedzamy, fotka zza płotu. Ale dla fanatyków uzbrojenia, może i warto.

Mijamy jeszcze destylarnię z restauracją. Ale pełzniemy dalej, niee, nie wolno, zresztą pewnie drogo 😛

Słowacka myśl techniczna 😉

Znana restauracja na osiedlu zamknięta, to wylądowaliśmy u Franka na bryndzowych haluszkach 😁

Jest jeszcze nowa atrakcja.
Taki labirynt.
Te żywopłoty ledwo wyrosły, rzadkie, i... parking znów 3E (zaparkowaliśmy, w sumie niechcący, na bazie "budowlanej" obok- za darmo 😛 ).

Kolejny słowacki patent 😆

Wstęp 8E... podziękowaliśmy.


Fajnie było odwiedzić po latach to zamczysko.
Że się nie udało zrobić pieszej trasy, nie szkodzi. Zwiedzanie i tak zajęło nam sporo czasu, a martwiąc się o stan Kamy i z tego chciałem zrezygnować. No ale, uparte to stworzenie 😉😚



Kącik kulinarny.

Ser pleśniowy z borówkami (czy jak zwał, jagodami) leśnymi!


Składniki:

- Borówki z lasu (nie żadne amerykańskie).

- Ser pleśniowy - kto co lubi, ale polecam łagodny, camembert, inny.

- Mąka i bułka tarta na panierkę.

- Wino - białe pół wytrawne/słodkie - do sosu.


Borówki do kociołka i zalewany winem. W zależności ile ich mamy, ale na taką porcję i jednego/dwóch serków, to ~250ml będzie ok. Gotujemy przez parę minut

Serek robimy w paniece z jajem, mąką i bułką.
Podsmażamy na głębokim tłuszczu.

I na talerz.

Pychotka!


Smacznego i pozdrawiam.