wtorek, 19 maja 2020



Chatkowanie
Wierzbanowska Góra
16-17.05.2020r


Kolejne chatkowanie z "grupą ratującą chatki".
Trochę nam te obostrzenia, związane z "zarazą" psuły szyki, jednak, w końcu, udało się zgadać.
No tak, tylko małe ale. Sebastian wymyślił, abym był o 7:30 na miejscu, bo ma dużo rzeczy do wyniesienia, nie spakuje wszystkiego na raz i będzie musiał robić jeszcze jeden kurs do Kraka.
Hee? Co on tam zabiera, stół do bilarda? ;)

Wstaję o 5. Jakoś tak 5:45 palę klekota (odpalił :D ) i startuję.
Mgły sakramenckie, na jednym rondzie za Starym Sączem, to nie jestem pewien czy dobrze skręciłem :p Jednak wszystko jest ok i docieram, mniej więcej o ugadanej porze.
Okazało się, iż nasz herszt, spakował się na raz i nie musi robić dodatkowego kursu. Ale... ekhmm, kto to wszystko teraz wyniesie.

Startujemy.
Na początek łózko.

Ooo, ktoś zagotował. Nie ma śmiacia, ze mnie też paruje. Ba! Leje się :p

Docieramy!

Noo, noo, większy ład i porządek jak w mojej jamie :p

Owe, nowe łóżko, które wynieśliśmy.
Dzieło Sebastiana. Ukryty talent stolarski ;)

Jest i fajna koza, wytargana przez drugą grupę krakowską.

To chyba jakaś leżanka dla dzieci hehe.

Parują pięknie łąki.

Do lasu za drzewo, niech siedzi w zimnym.
Zabrałem skrzydełka w "ostrej" przyprawie, korniszonki z chili, trochę kabanosa i... dwa piwka. No przecie mam wracać samochodem na drugi dzień.

Zawodowy komin.

I moje legowisko.
Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi, muszę spać w odosobnieniu z dala od chatki ;(

Sebastian robi jeszcze jeden kurs.

Drabinka przetrwała na stryszku.

Na ten zlot, zamiast toporka, zabrałem znalezioną na wyjściu na Wierchomlę piłkę.

Sebastian wykonuje jeszcze jeden kurs a ja testuję piłę.
Jako wielki fan toporków, powiem wam, że robi to robotę! A waży tylko 185g. Fiskars X5 500g. Jednak dalej choruję na szwedzki toporek ~350g :p

Artystyczne ujęcie legowiska Piżmoka ;)

Ojj, mocno zroszona trawa. A ja, jak ta ostatni sierota, nie zabrałem butów na przebranie, tylko łaziłem w buciczkach "kaczuchy" co szybko przemokły. A zabrałem je, bo dobrze mi się w nich prowadzi.

Dociera do nas Darek. Buu, jest nas tylko trzech. Smutno trochę :(
Kolejna porcja mebelków.
Ten stół z litego drewna, do lekkich nie należał. 

Odeszli 500m od samochodów i się zmęczyli. To po elektrolicie hehe.

Co? Ciężka droga nas czeka, to i animuszu trzeba sobie dodać ;)
fot. Sebastian 

Ło skurwesyn, ciężki. Poumieramy tu.
Tak się zsapałem, że aż mi bandzioch wyjebało :p
fot. Sebastian  

Niesiemy na zamianę. Tak to jakoś wpasowałem się w ten mniejszy "stolik". Siadł mi dobrze i wrzuciłem reduktor ;) Wyniosłem na chatkę i wróciłem pomagać kamratom.

Już blisko! Widoczki dużo wynagradzają :)

Są kompani. Koledzy z podstawówki!

Uff, jesteśmy. Zrzucamy ładunek i... no to po piwku.
Szpadel też się uchował.

Tak nas zmęczyło, iż cały zapas (skromny) piwa, na wieczorne ognisko, w mgnieniu oka wyparował ;)
Trzeba iść po dostawę.
Skrótami? A jak!
Dobrze, że to nie w nocy i po śliwowicy, bo by się skończyło jak pamiętne wyjście na Parchowatce buahaha.


Robimy zakupy i co, to po jednym za sklepem :D
Idzie jakiślokals. Kłaniam mu się. Idzie dalej za winkla, wytrąbia browara na "hejnał" i wraca.
Zagaduje do nas:
- Uważajcie, bo policja koło 15 lubi jeździć mandacik 200zł, a bez masek, "pińcet'!
Osz fak, no nie mamy maseczek, nie zabraliśmy :p

Kitramy się nieco dalej, wypijamy piwko i postanawiamy wracać przez las. Wszak, mordy nie zakryte.
Obczailiśmy ciekawą drogę, lepiej tędy iść do sklepu, niż schodzić na przełęcz (do dzikiego parkowiska) i dalej na wioskę asfaltem.

Czyżby grasowała tu Alina z siekierą (tak, nienawidzi myśliwych :p ).

I jesteśmy z powrotem.
Nasz herszt, wziął sobie do serca me uwagi i wyfedrował niezłą dziurę hehe.
Szkoda tylko, że miał tak marnych pomocników, co zamiast źrenic, mieli butelki piwa ;)

Co za niespodzianka. Dołącza do nas Jacek a'ka Dekster.
Z owej drugiej grupy, tej od kozy, tzn piecyka. Przytaszczył apteczkę i zastanawia się, gdzie umocować.

Przyniósł i gaśnice!

W ruch idą gary.

Tee Darek, ale ta twoja warzecha, to taka, no, chyba się tym nie najesz ;) Użyczę ci sporka.

A ja skrzydełeczko z korniszonkami na ostro. Mniam mniam!

Ooo, odwiedza nas górski kolarz. Myślę, iż spokojnie tak mogę o mości panu napisać. Zgadałem się trochę z nim, startuje w Cyklokarpatach. Wypija herbatęi leci dalej, bo ma jeszcze "trochę" do przejechania!

Rowerek, nie elektryk. Szacun!

To po ogóreczku od Sebastiana.
Nie przejmuj się, czasem gazowane wychodzą i tak zjedliśmy je. Jak to mawiają, dobra świnia wszystko zje :D

Tak to sobie siedzimy, a tu bach! Jakaś ekipa podchodzi i pyta co i jak i czy można. Noo trochę ich jest, ale są dziewoje, to... czemu nie ;)
Bidulka jedna, poszkodowana. Kulawa. Przynajmniej uciekać nie będzie ;)

Ojj, troszkę mięska widać. Będzie ładna pamiątka :p
Spirytusik na wirusa, dobry będzie i na ranę.
Twarda kobita. Nawet nie krzyczała ;)

Operacja odkażania i zmiany opatrunku zakończona. Można zacząć imprezę.
No tak, luba nie widzi, to można papieroska :p

Jacuś grzeje skrzydło na pieńku. Grubaśne wrzucone na wieczór.

Dwóch z ekipy z Łodzi, hamakuje.

Noo, noo, fajny sprzęcik, na bogato ;)

Troszkę mały macie tan "garnuszek". Ale frajda z pichcenia na ogniu, jest zawsze.

Jest już wesoła a tu...
Kolejna ekipa, szukającą noclegu. Jak tu odmówić takim sympatycznym dziewczynom. (Ekipa "tarnowska").

Płakałem, że tylko trzech facetów jest. to się nakociło hehe.
Znakomicie!
fot. Sebastian

- Jo ci godom, jestem Dekster i zamiast miodu żuję pszkoły.
* No na pewno.

Nie no, sorki Jacek, aż tak źle nie było, ale miałeś gadane :D

Skrzydełka które przywiozłem, chyba smakowały.

A co to za pizdusiowe ognisko?! Dawać suchotninków, robimy watrę!
I ten szyderczy uśmiech człowieka z cienia ;)


A kogo ja tu "bajeruję"? ;)
Maślana (lepiej po ksywie?) górska dziewucha! Na schronie w "piątce" robiła. MTB uskutecznia. Noo, noo, musimy się zgadać!
fot. Sebastian 

fot. Sebastian 

Różniści opowiadane przy ogniu, jest klimatycznie.
fot. Sebastian 

fot. Sebastian 

Śmiechu było co nie miara!
fot. Sebastian 

Ze też mu zimno nie było. Profilaktycznie asekurowałem ;)
 fot. Sebastian

Spać poszliśmy gdzieś 0:40.

Nie powiem, trochę mi rześko było, bo spałem w letnim Cumulisie Xlite200 + puchówka z deca.
O 4 przebudziłem się, bo... no trzeba było zrobić siku. A jak do wschodu już niedużo, to i wypełzłem na polankę.

Oj słabe jest to miejsce na wschód słońca.
Tym bardziej, iż z rana było zachmurzenie i słonko nie było wstanie oświetlić przeciwległych szczytów Beskidu Wyspowego.

Na wschód, wypełzły jeszcze die dziewczyny z ekipy "tarnowskiej".
Chyba były trochę zawiedzione :P
Wracam do namiotu i idę w kimę. Te dodatkowe dwie godziny snu, były zbawienne.

Śniadańko.
Jajecznica. Trochę cebuli porwałem od Sebastiana. Cyba 3/4 plecaka, to miał żarcia ;)

Taki klimat.

Na drugie śniadanie ;) uchowała się kiełba.

Jest, wstał. Że mu nikt wora nie ukręcił za ten grający w kółko budzi, to jestem pełen podziwu.
Niech winy odpokutuje uzupełniając apteczkę.

I wspólna fotka z rańca.
Gdzie jest Darek? Poszedł srać, czy jak? :P

Jak to tak, jedna nogawka długa, jedna krótka, trzeba sobie zrobić dwie takie same :D

Większość ekip, w tym nasz herszt, się zbiera.
My z Darkiem leniwie. Trzeba odparować ;)

Dzięki wszystkim, za towarzystwo. To chatkowanie długo zapadnie w pamięci :)



Kącik kulinarny

Ziemniaczki zapiekane w szynce dojrzewającej.

Składniki:
- Ziemniaczki (małe)
- Szynka dojżewajaca
- Cebula
- Czosnek
- Cukinia

Z przypraw, oliwa z oliwek i pieprz. Solić nie polecam, ponieważ sama szynka dojrzewająca jest mocno słona.

Do piekarnika w naczyniu żaroodpornym na 40-50min

Smacznego i pozdrawiam.