sobota, 3 lutego 2024



Štrbské pleso =>Jamské pleso=>Štrbské pleso

20.01.2024r



Hoł!

Własnie, Hoł, bo się Darek indianiec odezwał i napalił na górki.

Myśli miałem przeróżne. Nawet początkowo, coś tam przebąkiwałem o biwaku pod namiotami, na jakimś słowackim szczycie. Jednak, jak przemyślał sprawę, to stwierdził, że nie czuje się na siłach po ostatniej infekcji/covidzie 😛

Nic na siłę. Myślałem i myślałem a skoro Darek nie bywa za często w Tatrach, to może coś bardzo łatwego, spacerkowato, gdzieś w rejonach Štrbské pleso?


Tak też zostało postanowione.

Nie wyjeżdżamy zbyt wcześnie. Wszak trasa łatwa, a na zachód by został. Skoro wschód z noclegiem odpada.

Droga przebiegała całkiem spokojnie, do Tatrzańskiej Łomnicy, gdzie przywitał nas korek 😡

Ale jak minęliśmy rondo, to potem już dobrze. Tzn, nie do końca. Bo tam zaś, droga śliska, że ja pierdolę. A za Starym Smokowcem, to już w ogóle lodowisko. Tam jakaś strefa ochrony przyrody, czy co? Bo nie solone, tylko sypnięte kamyczkiem na lód.


Uff, dotarliśmy.
Daliśmy się skasować za parking 8E, no ale darmową miejscówkę, to minąłem, zresztą kij wi czy odśnieżone i czy byśmy się w jakie zaspy nie wpakowali. No i więcej dreptania "nie ciekawym" by było.

Nad jeziorem postawili jakiegoś "dziadzio Neptuna" 😉

Rzut obiektywem na starą skocznię.

Człapiemy dalej.
Tu fajnie widać Chata pod Soliskom, jak i Predné Solisko 2117m, idących na nie ludzi, jak i grań Soliska.

Kriváň dymi!

Raj dla narciarzy biegowych i Nízke Tatry w tle.

Ujęcie na mini wodno-lodowy świat z mostka po drodze.

Najwyższe szczyty w Nízke Tatry - Ďumbier 2043m i Chopok 2024 m.

Słonko nam dopisuje, ale wieje.
Tak nieco lodowo-księżycowy krajonraz. A szeroka "ceprostrada" z śladem dla biegówek, przerodziła się w wąską ścieżynkę.

Docieramy nad Jamské pleso.
No cóż, w zimie, to te małe plesa, nie wyglądają jakoś nad wyraz ciekawie.
W lecie, a w szczególności jesienią, jest tam dużo ładniej.

Chciałem podejść bliżej brzegu, ale nigdzie nie było przetarte. Jak zszedłem z szlaku i zorbiłem jeden krok, to się zapadłem prawie po udo.
No to wracamy do rozgałęzienia szlaków, do wiaty.

Akurat się zwolniło, bo grupa Polaków (na 90%), po ubraniu stuptutów, zaczęła iść niebieskim, w kierunku Krywania.

A my, obiadek.
Żurek z jajeczkiem, przytaszczony tu w termosie jedzeniowym i kabanos na przegrychę.

Posililiśmy się, aczkolwiek, termosik 0,5l na dwóch chłopa, to mało. Wziął bym litrowego Esbita, ale się rozszczelnił (sam z siebie!) i nie trzyma ciepła (może uda się zareklamować w skalniku?).

Siedzimy sobie i patrzymy, a owa grupa śmiałków, a raczej... gamoni, zrobiła wycof po kilkudziesięciu metrach. Nie wiem co oni sobie wyobrażali. Mieli kaski, raki i czekany, ale sposób noszenia tego majdanu/troczenia nie wzbudził u mnie pozytywnych reakcji. Zresztą, kto się wybiera w zimie, po godzinie 13 na taki szlak (zapewne chcieli wyjść na Krywań) i to jeszcze w takich warunkach.
Ktoś tam mocno nie pomyślał. Dobrze, że tak szybko zrezygnowali, bo bardzo możliwe, iż znów czytali byśmy na portalach, o nieodpowiedzialnej grupie Polaków, których ponownie HZS (odpowiednik polskiego TOPR) musiała ratować.

Koło nas, siedziała parka, w wieku ~60 lat. Pan zapomniał składanego poddupnika, ale zanim się zorientowałem, to już zniknęli. Więc gadżet trafia do kolekcji, przyda się 😁

My cofamy się jeszcze trochę, do kolejnego rozgałęzienia i schodzimy szlakiem niebieskim.
Może nie najlepiej przetarte, z dziurskami zrobionymi przez kogoś jak było bardziej miękko, no ale przecie nie będziemy się wracać tym samym.
Idziemy!

Śniegu "trochę" jest.
Wytrzymały ten mostek, jednak przeszliśmy pojedynczo.

Śnieżne fale...

Słonko coraz niżej.
Zoomik na Kráľova hoľa 1946m.

Człowiek z matplanety.

Darkowi idzie się źle! Nie ma kijów, więc gibie go w tych nierównych śladach, już przymrożonych, więc sztywnych. W dodatku, zaczęło go boleć kolano, z którym lata temu miał problem i ściągali mu wodę 😱
To się wybrało dwóch paralityków na "spacer" 😆

Przerwa na siku, to takie ujęcie.

I ponownie Kriváň 2495m,

Droga w Nízke Tatry.

A to jeszcze takie ujęcie, z metalowym ptakiem i takim naturalnym.

Słońce coraz niżej. Człapiemy, zajmuje nam to, dość dużo czasu.

Pierwotnie, myślałem nawet, co by nie zahaczyć o Rakytovské plieska, ale, po pierwsze, w ogóle nie przetarte, po drugie, w zimie, przy tej ilości śniegu, mocno wątpliwa atrakcja 😜

Docieramy do wiaty nad drogą, przy kolejnym rozgałęzieniu szlaków.
Ktoś ją nawet odśnieżył, aby się nie zawaliła od nadmiaru śniegu.

Droga jest kilkanaście metrów po niżej.
Plan, taki nieco awaryjny, zakładał powrót cyklotrasą, wzdłuż drogi. Darek był już trochę znużony tym zejściem.
Polazłem na zwiad. No na tej wysokości, to z cyklotrasy ani śladu. Pługi skutecznie ją zasypały, a tu, dalej na zachód, to już mało kto dba, bo mało kto się z rowerem czy na biegówkach (nie to co przy głównych podtatrzańskich mieścinkach) wybiera.

No cóż, pozostaje nam iść dalej zielonym. Ja w sumie, jestem z tego rad. Zresztą nie ma wyjścia. Iść drogą, gdzie jest niezła ślizgawica i będzie coraz ciemniej. No nie!

A początek zielonego, nawet zadbany, bo małe mostki, odśnieżone. 

Kolejny mini wodno-lodowy świat, w świetle zachodzącego słońca.

No właśnie. Za długo trwało to zejście i uciekł nam zachód słońca.
Dosłownie 3-4 minuty wcześniej i udało by się wyjść z zalesionej części szlaku i ustrzelić.
Złapane, tuż po.

Ostatnie miejsce, aby zrobić panoramkę, na prawie caluśkie Niżne Taterki.
Słońce już dawno się schowało. Została po nim tylko łuna.

Ten ślad, to był jeszcze gorszy jak na zejściu. Jak to Darek stwierdził, jakaś kaczka, a raczej kaczor(!), szedł 😆 Dziurska porobione w "kaczym chodzie", ni jak nie pasujące do naszych kroków. Było to męczące i wkurzające.

Ale, ale... szczyty na chwilę zapłonęły!
Dawaj Darek szybciej, aby coś uchwycić spoza gęstwiny!

Ha! 😍

Jest już coraz ciemniej. Bawię się wysokim ISO, w końcu po coś tą kartę do odszumianka kupiłem 😛

I nastają ciemności.

Dobrze, że już blisko. Bo morale zaczęło upadać.
Niewielka trasa (ani nie długa, ani bez srogich przewyższeń trasa mapy.cz ), co miała być popołudniowym spacerkiem, przerodziła się w nieco większe wyzwanie.
Dobrze, że moja nóżka, o dziwo, zniosła to całkiem dzielnie. Aczkolwiek, wiadomo, dobrze, to już było 😢




Kącik kulinarny


Nie lubię marnować jedzenia.
Więc i któregoś dnia, trzeba było dokończyć ów, zakupiony na wyjazd, żurek.
Ale nieco, podkręcony 😊

Składniki:
- Żurek Krakus - z takich gotowców (nie mówię o zakwasach), to całkiem zjadliwy. No i był w promce w Inter 😛
- Żeberka wędzone
- Kiełbasa wiejska - jakaś lokalna, pachnąca
- Jajka

Żeberka kroimy w paski, kiełbasę w plasterki i wrzucamy do zupy, podgotowując na malutkim ogniu parę/paręnaście minut, żeby żurek przeszedł wędzonką i trochę tłuszczyku przedostało się do niego.
Jajka, wiadomo, ugotować pokroić i na talerz.
I gotowe.


Ten od Krakusa, jest dość kwaskowy. Można by dodać nieco śmietany i chrzanu. Kto jak lubi.

Smacznego i pozdrawiam.


środa, 17 stycznia 2024

 


Dookoła Hrebienok_a i "Lodowa Świątynia".

14.01.2024r.


W Krynicy ma być be.

No przecie nie będziemy trollić w jamie, bo zgnijemy.

Paczam i paczam, hmmm, no po słowackiej stronie gdzieś po godzinie 12 ma być już słonko.

Po sprawdzeniu czterech modeli pogodowych, kamerki z Łomnicy... jedziemy!


No jedziemy, wycieraczka marze szybę, bo syf na drodze. Ale nie zamazało mi czujności 😉

Coś mnie natchnęło czy mam kartę pamięci w aparacie?

No kurwa nie mam! Wracamy!

Po drodze, kupiłem nową wycieraczkę 😁


Docieramy na miejsce, nieco przed 13.

Jest słonko, ale są też chmurki. Nadaje to kolorytu.


Idziemy!
A cóż to za górski stworek się skrada?!

Aby dojść na Hrebienok i wrócić do wozidła, wymyśliłem mini kółeczko.

Ajj ten marudny stworek. Że co? Poci się, okulary parują? A na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej w nocy, przy deszczach i śniegach nie? 😜

Docieramy do najwyższego punktu wycieczki. Już tylko w dół!

Słowacja poniżej Tatr, niczym zaśnieżone morze. 

Artystycznie 😉

A co to za górski włóczykij?

Docieramy na Hrebienok.
Jest duża kolejka do "Lodowej Świątyni", postanawiamy wiec, wejść do restauracji samoobsługowej (dziwna jest) i coś zjeść.
Bierzemy tylko Cesnaková polievka. Dobra, gęsta, taką lubię (nie te "rosołowe").
Za dwie zupki 9E 😐

Ooo, zwolniło się, idziemy.


Ciężko zrobić całość bez ludzi, dlatego dół ucięty 😒

To na rocznicę wizyty królowej Elżbiety, więc i takie mini repliki królewskich klejnotów.



Robi wrażenie, aczkolwiek, dużo bardziej podobało się nam rok temu, gdzie był otwarty drugi namiot z konkursowymi rzeźbami.

Słońce coraz niżej.
Ujęcie na Lomnický štít 2634 m.

Ooo, jaki zajebisty transport. Noo, noo, fajna rodzinka, fajny sprzęt (bije bogactwem 😉), tylko pozazdrościć.

Jeszcze jedno ujęcie z tele na te nader ciekawe warunki.

Schodzimy.
Nie ma to jak kabanosek i gorąca, zimowa herbatka, przy zachodzie słońca 😁

Kościółek.

Oj, biesiadował się tu kiedyś.
Teraz nie ma zbytnio czasu, ekipy i... słońce już niemal całkiem się schowało.
Artystycznie nr2 😉

Ujęcie dnia!

Już z parkingu, tuż sprzed samochodu. Na odchodne.
Różowy zachód.

Na tym to, kończymy nasz mini wyjazd.
Pogoda siadła, foteczki siadły (ojj, płakał bym, jakbym się nie kapną z tą kartą SD). Kama trochę ;) marudziła, ale mimo wszystko, chyba jeszcze Ją zabiorę gdzieś zimą... chyba 😜



Kącik kulinarny


Cycek kurczaka po chińsku 😉 


Składniki:

-Pierś z kurczaka

-Mieszanka chińska

-Sos słodko kwaśny z ananasem

-Makaron MIE


Wielkiej filozofii tu nie ma.
Cycoka kroimy w kostkę, odrobinę oliwy z oliwek i dużo 😈 curry.
Smażymy.
Warzywa też na patelnię. Potem mieszamy to z piersią i sosem.
Ugotowany makaron na talerz i na to gotowe mięsko w sosiku.
I gotowe!

Smacznego i pozdrawiam.