wtorek, 16 czerwca 2020



Szymon z Moniką
w jamie Piżmoka
11-13.06.2020r


I nadeszła ta wiekopomna chwila, kiedy to mój kuzyn z dalekiej północy (Gdynia), znów mnie odwiedza. Jednak tym razem z ... narzeczoną. Oj, zmiany, zmiany, kto by pomyślał :p

Idziemy więc do Intermarche,, tam jest wybór ciekawych piwek.
To po droższym wynalazku i... co my tu nie mamy. Sałateczki, papryczki z nadzieniem, kiełbaski pleśniowe i bryndzę sądecką.

Ha, szeroki kąt. Niby celuję w jedzenie, a tu łapie Moniczkę, jak wpieprza aż się uszy trzęsą ;)

Jechać w góry i nie mieć do czynienia z halnym?!
Będzie i Halny!
Ja pierdziulu, ale chlory. Co oni mi chcą zrobić.
Owe "piwo" 7% 1L to 3,59zł buahaha.

Kuzynowska głupawka.

Plany były ambitne, ale w związku z nieciekawą pogodą i perspektywą wczesnego wstawania i dojazdu "aż" na Nowy Targ, zostały wprowadzone poprawki na lokalne działanie :p

Dorwał moje "rytualne nakrycie głowy".
Trochę ma za wielki łeb.

Nie ma spania wstawać. Idziemy w górki.
Uzależniona od kawy. Ale coś z boczku na czarną godzinę, też ma :p

No cóż, wprawdzie jest przed 12, ale nalegali. No dobra, "Maleńką", to ja wymyśliłem :p

Jest wesoło.
Nie jest z nami źle, bo stoliki obok, rozrywkowe "kuracjusze", zamawiają już grube alkohole hehe.

Dobra idziemy, nie ma chlańska, wcale nie powiem, komu przyszły smaczki i wcale nie była to męska część towarzystwa :p
Przez deptaczek, koło kościółka...


Wyciągać kijasy, jak już je nosicie, to użyjcie.
Nawet nie są tragiczne te tanie decathlonowe. Jedynie ta "pętla nadgarstkowa" którą ma udawać ten sznureczek jest fatalna.

Normalnie jakby się w górach urodzili ;)  Idziemy! Idziemy!

Łot takie cudeńka.

Odwiedzamy jeszcze "znaną i lubianą" Baryłeczkę na szczycie Góry Parkowej. Pozdro Justynka.
Jak to dobrze wyłożyć się na trawce, do słonka, z widoczkiem na góry i z piwkiem :D

A cóż to za "piwny Pasibrzuch"?!
fot. Monika

No chodźcie gołąbeczki do źródełka.

Jest i ono.

Pij, pij, miłości nigdy za wiele :)

Komuś świat zawirował, mam nadzieję, że to nie po tych piwkach w Maleńkiej ;)
fot. Monika

Łot taki mało widokowy szlak. Na rower super, mi z buta trochę się dłużył, im, chyba się podobał.

Docieramy na Szalone i mały popas.

Szalone kuzyny.

Opowieści dziwnej treści.

"Parówkowi skrytożercy!"


Człapiemy dalej.
Tee, wstawaj, bo Ci pisulina zmarznie :p

Ach, jaki uczynny, widać, jeszcze mu zależy.
Zastanów się, nie jest za późno hehehe.

I czar prysł. Rozpadało się. Nie, rozlało się!

Szlak przerodził się w mały potoczek :p

Nie przejmuj się, ja też mam już całe majty mokre. Bynajmniej, nie z podniety nad pięknem natury ;)
fot. Szymon

Wyłazimy z lasu.
Cóż za "piękne" widoczki.

Chyba nas trochę zmoczyło.
fot. Monika

Schodzimy do Powroźnika.
Ujęcie na końcówkę zejścia z dworkiem.

A to jeszcze jedna atrakcja. Łot taki mostek.

Tylko się nie ślizgnij.
fot. Monika

Dopada głód. Mają jeszcze paczkę kabanosów.
Coś to cholerstwo ciężko otworzyć.

Daj to "ty głupia kobieto" :p
Szarpie jak Reksio szynkę hehe.

Pierwsza fala głodu zaspokojona. Ale może coś ciepłego na szybko.
"Cafe Orlen" twoim przyjacielem ;)

Cóż za zwierzak! No nie sycz tak, nie bój się, nie zabiorę Ci zapiekanki!

Kolejnego dnia, nastroje wśród gości, były raczej... wątpliwe ;)
Ale być w Krynicy, a nie wyjść na "Świętą Górę". Po prostu trzeba!

Jest "szpanglasik" :D
Wszystko fajnie, tylko nie zabrałem aparatu. Jest ze mną coraz gorzej. Można zapomnieć zabrać na biwak, materacyka, albo śpiwora hehehe, ale nie wziąć aparatu na wyjście!?
fot. Monika

Idziemy! Idziemy!


A to jeszcze "piąteczką". Idziemy!


Są diabełki, pod Diabelskim Kamieniem.


Docieramy na schron, to po elektrolicie. Należy się nam, jak psu kiełbasa.
Co to nie wymyślą, żeby przyciągnąć uwagę i sprzedać piwo.
fot. Monika

Tii, tii, tii.
fot. Monika

To na szczyt!
Jaworzyna zdobyta.

Łe tam fajnie, góra jak góra ;)
fot. Monika

To do Koliby.
Plan zakładał, iż Monika zostaje na szczycie i się włóczy od baru do baru, a nie przepraszam, coś wspominała o czytaniu książki (taaa, na pewno) :p A my dalej, w tym na wieżę w koronie drzew na Słotwinach.
Noo, noo, grubo się bawimy, piwko z wiśniówką.

To jeszcze foteczka z tarasu.


Domawaimy małe jedzonko, a ja idę przywitać się ze znajomymi.

Mówię wam, taki sołtys, że hej!
fot. Monika

Jest i reszta orkiestry ze instrumentami wszelakimi.

No nie ma rady, jak każą pić, to nie wypada odmawiać ;)

Szymon zagaduje do najstarszego z "góroli". Szybko się dogadują, lubi wszelkie ciekawostki historyczne.

Śmichy chichy.

Pani Ania sprzedaje tekst "polska język być trudna" ;)
Takie cuś widziała.

Jaka piękna fota i miSzCz drugiego planu :D
fot. Monika

Głęboki wdech. Trzymajcie się mocno ław!
Tak nas pani Ania ugościła, iż nie wypadało zostać obojętnym.

Nasza "nie obojętność" nie jedną miała nazwę.
Cóż tu pisać. "Melanż" nas poniósł. Musiałem zarządzić taktyczny odwrót kolejką buahaha. A spod gondoli taxi.
Na szczęście obyło się bez strat w sprzęcie i ludziach ;)
A jako dobry gospodarz, zadbałem o wszelkie wygody :D Jakby tam komuś, góra na której mieszka diabeł, zaszkodziła. A nie wierzyli w tego diabła, ani "jaworzyński trójkąt bermudzki" ;)

Jako, iż Szymon, bardzo chciał spotkać się z Ryśkiem, to ich zbudziłem i idziemy do Rycha!
 
Oj, jakie czułości z Liską.

I tak sobie gaworzymy, a Moniczka, została oddelegowana na komnatę sypialną.

Następny dzień... to był zły dzień :p
Robaczki sięzbierają w drogę, ale widać, Szymek nie odpuścił wieży!
Czyżby kogoś suszyło? :p

Żegnamy się. A ja jestem umówiony z Kamą.
Tak, znów Jawo, dawno nie byłem hehe.

Tak coś dziwnie się na mnie patrzyła, że jakoś, blado wyglądam. No dziwne, żeby nie :p

Zaczynamy podejście.
"Idziemy! Idziemy!" tym razem, to nie ja tak wołam ;) Pot leje się ze mnie, wiadrami. Widzę ten szyderczy uśmieszek na ustach Kamy. Cóż, ma rację "ma ciało co chciało".

Siadamy po drodze, aby chwilkę odsapnąć i się nawodnić ;)
A tu Oko na rowerze. Ileż to lat on nie jeździł?!

Dreptamy dalej. O, Zboro i jeszcze gdzieś dalej Cinek. Noo wszyscy się wzięli za rower i kręcą, a ja biedny umieram. "Ma ciało co chciało" :p

Jest, schron, wybawienie moje.
Dzięki wielkie Kozin za poczęstunek. Uraczył nas chorizo własnej roboty i bimberkiem na płatkach dębowych (noo noo, szaleje). Kiełbaska jak dla mnie mega! Kamcia twierdzi, że za ostra. No raczej łagodna nie jest, ale ostra? ;)
Co do tego ognistego trunku. Hmm... jakby posiedziało dłużej w tej butelce z owymi płatkami, to by było lepsze. Ale ja wiem, że ciężko wytrzymać hehehe. Trochę nam mordki wykrzywiło. Zdecydowanie nie jest to ulubiony trunek kobiet, a i ja po baletach dnia poprzedniego, wolał bym się raczyć czymś zdecydowanie łagodniejszym. Mimo wszystko, dziękujemy za degustację.
P.s
 "Nastaw" kolejną porcję na lepsze czasy ;) (tylko niech posiedzi dłużej) :p

Wpadam jeszcze na Kolibę, przybić piątkę z orkiestrą. Pokazać się, że żyję ;)
I lecimy na dół.

Ale duchotka. Ze leje się podwójnie. A przecie jest jeszcze coś w plecaku.
Pryy, siad.
O jak romantycznie, wśród kwiatuszków hehe.

Tak to zakończyły się wojaże.
Dzięki Szymon za odwiedziny, ale nie przyjeżdżajcie już więcej :p
Żartuję. Zawsze jesteście mile widziani. Tylko następnym razem omijamy "jaworzyński trójkąt bermudzki".
P.s
Dobrze, że to nie zima i Ski-Stop był zamknięty, bo ta góra, by nas pokonała ;)



Kącik kulinarny.

Nie może być inaczej, jak wykorzystać chorizo od Łukasza.

Składniki:
- Chorizo drobno pokrojone
- Mix sałat
- Ser Gorgonzola
- Suszone pomidory w oleju
- Oliwa z oliwek



Wsio do wysokiej michy i mieszamy. Smaczne jedzonko w 5 minut :)

Smacznego i pozdrawiam!