środa, 23 czerwca 2021

 


Babia Góra 2x

a co! 😋

19.06.2021r



Kolejny wspólny wyjazd.

Tym razem miSzCz (nie)planowania, miał ogarnąć lepiej ;)

Ogarnął tak, że wyjazd o 7, hmm... a dzwonił do mnie leśniczy, czy byśmy na Babią (co za zbieg okoliczności), na wschód słońca nie pojechali. 
Ale... że jak?

No, że o 24 wyjazd, "atak szczytowy" i powrót.

Eee, głupi plan :p Bo ponieważ ;)

Po pierwsze, nie dla Kamy, a po drugie, moim zdaniem, Babia nie jest warta takich wyrzeczeń. Po trzecie, miałem własny plan 😈

A plan, zakładał atak od południowej strony (szlaki zielony) i kółeczko, z zejściem na schron i przez Perć Akademików. Kamcia lubi skałki, drabinki, łańcuchy.


Ruszamy z Krynicy o 7. Jedzie się dobrze, ale... za Mszaną korek. Jakiś wpadek czy co?
Stoimy dość długo. Przeglądam mapę, da się to nieco objechać. Ryzyk fizyk. Objechaliśmy, ale na kolejnym skrzyżowaniu, strażaki, też sypią na asfalt "proszek". Coś jechało i długoo, za tym cosiem ciekło.

Jednak udał się wskoczyć dość szybko na główną i między strażakami, dalej. Ufff. Dobrze, bo smaży z nieba, żar niemiłosierny, a w buraczkowozie, klima nie działa :p 


Docieramy na parking Polana Stańcowa.

Staram się zaparkować jak najbardziej w cieniu.


Ruszamy, jest 10:16.

Podchodzimy kawalątko asfaltem, potem bitą drogą i w las.

Ale duchota. Ja pierdziulu. Kama idzie, a ja już czuję, że będzie źle. Oprócz upałów, bardziej nie nawidzę zimna i przymarajacych dłoni do drabiny, czy stelaża na słupie.

Idzie mi się ciężko.

Łatwo to zidentyfikować. Idzie mi się ciężko, Kama ma zdjęcia od "dupy strony" ;) 

Idzie mi się dobrze, Kama ma zdjęcia "od frontu" hehe.


Chwila ulgi, można schłodzić twarz i karczycho.

Mniej więcej w połowie podejścia, jest szałas. Nie zatrzymujemy się tu zbyt długo. Poprawiam tylko jednego buta, bo coś na pięcie obciera i idziemy dalej.

A dalej, schody! No nie, tylko nie to!


Jeszcze "trochę" lasu i wyłazimy na otwartą przestrzeń.
Tylko "kosówa", a słońce praży niemiłosiernie.


Taki upał, a tu... górskie kwiatuszki i ostatni placek(?) śniegu na Babiej.

Przy ruinach dawnego schroniska.

Wydawało mi się, że to większe było.

Człapiemy dalej, jużniedaleko!

Jest, docieramy!

Niestety przejrzystość bardzo słaba.
Kolejki ludzi, do zdjęcia z owym zadaszonym drogowskazem (nie jest to punkt wysokościowy, szczyt jest wyżej!).

Mamy i my!
fot. Kama


Nee nee, jesteśmy na Słowacji :p

Zachodzimy nieco niżej w kierunku zejścia na Markowe Szczawiny.

Loża Vip!

Posiłek, patrzenie jak ludzie kalicą na tym skalnym zejściu 🙈 i panaoramka.

Tak, już tatrzańsko.

Jeszcze ujęcie na wierzchołek z dalsza.

Tatrzańsko srańczańsko, dalej "ceprostrada" :p

Od Przełęczy Brona w dół, jak koziczki, po skalnych stopniach. Tu odżywam i bierzemy wszystkich jak leci hehe.

Pryy. Piwstop!
I precelek, co ma luba niosła w plecaku.

Nawodnieni, posileni dalej.
Idziemy chwilę luźniej za kobitką z dzieckiem.
Mówię do Kamy, że jak by na to na patrzył, to zdobędziemy Diablaka dwa razy.
Na to, owa "kobitka" sięodwraca, patrzy na nas ze zdziwieniem i pyta:
-Idziecie dziś na Babią dwa razy?

No tak. Upał, nie upał, my nie damy rady. Kółeczko trzeba zrobić, tym bardziej, że tu już nie ma wyjścia i trzeba wrócić do samochodu, który jest po drugiej stronie góry :p

Odbijamy wiec żółtym.
Znów focę komuś pośladki ;)

Mikroklimat.

Łee, wcale nie jest tak wysoko.

Trochę wspindranka.

Tu, często ustawiają się kolejki :p

Mamy takie "szczęście", że większość normalnych ludzi, o tej godzinie i w takim upale, nie podchodzi Percią.
Po drodze, mijamy tylko jedngo Ukraińca. Ubranego na... czarno! Spieczonego na raka.
Wyżej, siedzi jego kompan (Polak, przewodnik?).
Na moje pytanie:
-Ale daleko jeszcze?!
Podłapuje temat i mówi, że tam nie pamięta, co ten "zielony" (Shrek) tak dokładnie odpowiedział.
- "Cicho ośle!"
* Dokładnie.
😂

Dalsze wspindranko.
Koziczka czuje się jak w naturalnym środowisku!

Zdjęcie na polankę z "górskimi kwiatuszkami".
Tak naprawdę, odcina mi. Zagotowałem, idę tylko siłą woli. Słysząc tylko co chwilę od mojego wsparcia "Pij!".

Znów na szczycie, robimy popas poniżej.
Romantico.

fot. Kama


I wio na dół. Trzeba uciekać z tej otwartej przestrzeni.

Ruiny schronu z drugiej strony.

Ooo, nie zauważyliśmy tego miejsca, podchodząc. A kryje sięza nim, mrożąca krew w żyłach historia:
"Diablak może być szczytem niebezpiecznym. Charakterystyczna dla niego bardzo zmienna pogoda była przyczyną wielu wypadków, w tym śmiertelnych. Największy zdarzył się w lutym 1935. Podczas rajdu narciarskiego pojawiła się silna zawieja śnieżna. 4-osobowa grupa narciarzy KS „Beskid” z Andrychowa nie zauważyła budynku schroniska na Babiej Górze (obecnie już nieistniejącego) i zamarzła w śnieżycy. Zwłoki trzech narciarzy znaleziono w pobliżu schroniska – jeden z nich przejechał w odległości 1 m od budynku schroniska, nie zauważając go"

Czaicie, METR! od schronu! I jak najbardziej, jestem w stanie w to uwierzyć (bo niektórym, moze nie mieścić się to w głowie).

Wchodzimy w las. Ale ulga.
Przygrzało nas prze okrutnie.
Idziemy i w pewnym miejscu, przekraczamy strumień, żwawo idziemy leśną drogą i... coś mi nie 
pasuje.
- Eee, no nie szliśmy tędy!
Cofamy się, nie widzimy jednoznacznego odbicia szlaku (bo nie jest jednoznaczny, a my już ugotowani ;) ), a i na drzewie od tej strony jest wymalowany znak, co sugerowało by, że z dobrej strony.
Widzę, to, a Kama mnie utwierdza w tym przekonaniu.
Idziemy.
Jednak po paru długich minutach, jestem już niemal pewny, że tędy nie szliśmy :p
Spozieram na mapy.cz
No nie, nie idziemy szlakiem, ale jak już tyle przeszliśmy, to nie będziemy się wracać, tym bardziej, że ta droga leśna dochodzi do szlaku.
Przynajmniej na koniec, udało się ustrzelić jakiś widoczek. Bo i Taterki jakoś taś nieco śmielej, swe oblicze ukazują.

Ojj, dobra traska, aczkolwiek, do pełni szczęścia, brakowało zahaczyć o słowacką stronę z wieżami, a tfu, platformami widokowymi. Do zrobienia w przyszłości :D
Mnie upał pokonał i niemal poległem! Kama znosi takie warunki dużo lepiej i po prostu, swoje szła, gdzie ja walczyłem o przetrwanie ;)
Na tym wypadzie, zostałem mianowany "Radziunio dziadziunio"! 😂
Dziadziunio, napisze tylko tyle, na swe usprawiedliwienie ;) że, ktoś miał mega zakwasy przez parę dni i nie mógł zejść z czwartego piętra, a dziadziunio, czół się dobrze :p

Co bym nie pisał, to w tym wszystkim, najfajniejsze jest to, że chodzimy razem i to też nas łączy, mimo wszelkich różnic w "predyspozycjach".  "Dziadziunio" przeżył, Kamcia też (mimo późniejszych cierpień), a to nie nasz ostatni wyjazd! Będzie więcej! 😈



Kącik kulinarny

Przyszedł i czas na grillowane skrzydełka.
Tak, uwielbiam je!

Składniki
- Skrzydełka
- Przyprawa (co kto lubi, ale coś grillowego do kuraka, to jest to)
- Podkręcone czosnkiem 
- Olej, Oliwa lub ten wynalazek (pozostały w spadku po gościach :p )




Mieszamy wszystko, najlepiej z rana, co by "doszło" na wieczorne grillowanie.

Na ruszt i gotowe!
Z działkowego tarasu.


Smacznego i pozdrawiam .

czwartek, 17 czerwca 2021

 


Lackowa 997m n.p.m.

06.06.2021r


Niedziela, dzień święty święcić, więc trzeba w górki 😈

Tylko, gdzie by tu pojechać. Tak jakoś leniwy ten poranek. Zanim się zbierzemy, dojedziemy, wrócimy. A Kamusiątko musi zdążyć na modły. Tu za daleko, tam za daleko, tu trasa za długa... zaczynam marudzić 😛 Wszystko, co mi chodziło po głowie, odrzucam.

A może, coś bliżej. Lackowa, z wioski Ropki przez Białą Skałę i Ostry Wierch (szlak żółty), tym żółtym chyba nie szedłem, albo nie pamiętam. Wszystko mi się już kiełbasi na stare lata 😉


Dojeżdżamy na Ropki.
Wioska, gdzie diabeł mówi dobranoc. Dojazd bitą drogą, z kraterami.
"Biała strzała" poszła na złom. W nowym nabytku, zawieszenie działa 😆 więc tragedii nie było.

Wkurzona Kamusia (udzieliły się jej moje "muchy w nosie" ;) ). Ale zapiperza 😛

Ło jakie artystyczne kopczyki.

Kolejny szczyt i kolejne kopczyki.


Artystycznie...

Podejście od strony Przełęczy Pułaskiego nie jest tak strome, jak od Przełęczy Beskid, ale też jest drapka. W dół schodzi "retro drużyna" starych włóczykijów i włóczykijek 😀

Ogólnie, mimo, że to Beskid Niski, to sporo osób na szlaku.

Docieramy!
Najwyższy szczyt, po polskiej stronie, Beskidu Niskiego.
A tu słowacki znak z pieczątką (wiem, ostrość poszła w las ;) ).

Chwila przerwy na szczycie. Uzupełniamy spalone kalorie.
Aaa, na szczycie widziałem gościa na... gravelu! Niestety nie zdążyłem zrobić zdjęcia. Ale aż mnie serce bolało jak patrzyłem na koła, gdy zjeżdżał w kierunku Przełęczy Pułaskiego.

A my złazimy owym sławetnym "podejściem", które to, nie jednego piechura zaskoczyło.
Zaczyna się.

I taka ściana. Zejść, wcale tak łatwo nie jest. A jak popada i Beskid Niski, ukarze swe prawdziwe, śliskie (błotne) oblicze, to jest jazda :D

Nie schodzimy na Przełęcz Beskid. Na mapach, wyczaiłem drogi leśnie, które tuż spod szczytu odbijają na Bieliczną.
Jedna jest bardziej oczywista i "łatwiejsza", ale "na około", druga, mniej oczywista i po części przez łąki, jednak krótsza.
Kama nie lubi "dzikcować", woli iść "po ludzku". 
Ok... ale, ale... tak ładnie wygląda ta druga, taka zadbana, szeroka, a pójdziemy tędy!
Chyba się to Kamci nie spodobało  😜
Dobrze, że na owych łąkach, nie było trawy po pas, bo by mi jajca urwała 😉 

Ajj, pięknie tu!

Kapliczka, niedaleko cerkwi w Bielicznej.

Jeszcze ujęcie na grzbiet Lackowej, tak niewinnie wyglądającej z tej strony.

Docieramy do cerkwi.



Obok, biesiaduje jakaś ekipa.

Mijamy cmentarz i azymut na Ropki.

Z góry schodzi reszta owej "ekipy".
Patrzę, a tu... gość, który jeździł z nami (tzn z Tajną Nielegalną Grupą Górską 😪).
Ledwo mnie poznał, ale skojarzył.
Zagaduję i bajdurzymy trochę. Jak się okazuje, ekipa to sądeckie PTT, a owy kamrat, zrobił niedawno kurs, przodownika (nie mylić z przewodnikiem). Ciekawa opcja!

Człapiemy dalej.
I ujęcie w tył. (Ajj, niebo prześwietlone. Coś mi siadło na oczy ;) ).

Docieramy do samochodu i rura do domciu :)

Przejście ekspresowe, bo Kamcia dostała "wkurwomocy"! 🙊



Kącik kulinarny

Kamę naszła ochota na Tatara!
W sumie, dawno nie jadłem. Jednak, zauważam, iż potrawę tą, trzeba skonsumować z wódeczką! Nie inaczej!
Przy aprobacie mej lubej, ląduje w koszyku "coś do poczytania" ;)


Składniki:

- Wódka - mocno schłodzona :D

- Mięso wołowe

-  Cebula - ta nasza, najzwyklejsza polska!

- Ogóreczki konserwowe z czosnkiem (super są, zajadamy się nimi!)

- Pieczarki marynowane

- Żółtko


Cebulę, ogóreczki i pieczarki drobno siekamy.

W mięsie na talerzu robimy lekkie wgłębienie (mięsny talerzyk ;) ) i do środka żółtko. Obrzeża posypujemy drobno pociętą mieszanką. Do smaku sól i pieprz.

Jak to dobrze mieć takie skarbiątko, z którym można zjeść tatara i popić wódeczką.

 Dziołcha, ze hej! 😍


Smacznego i pozdrawiam.