poniedziałek, 29 października 2018



Muszyna Baszta-nad Jastrzębikiem-
Bystry Wierch-stara cegielnia-Deptak :D
28.10.2018r.


Pogoda nie zawchwycała, jednak naszło mnie na rower i małe krzaczorowanie w najbliższej okolicy.
Przy okazji polecę fajna aplikację: Relive.
Tworzy ona filmik z przebiegu trasy na mapce 3D. Fajny bajer.


Na początek pojechałem do Muszyny pod Basztę. Obadać jak idą prace ze ścieżką rowerową. 
Po drodze, "słynny" płotek z nart i kijów hokejowych :)

Następnie na Jastrzębik.
Jakie fajne jagniątka :D 

W oddali Jaworzyna.

Tutaj odbijamy tą drogą leśną.

By następnie trochę płytami, trochę bitą drogą, jechać sobie na wysokości wzdłuż Jastrzębika. 


Upss... pryy, nie tędy, przed tym szlabanem, a nawet przed łukiem prowadzącym do niego, trzeba odbić ostro w prawo.

Stromo się zrobiło. W dodatku lało całą noc. Błotko i mokre liście nie ułatwiają jazdy. Trzeba pchać :p 

Moje pikne "carbonium".
Wypycham pod tą góreczkę aby się zorientować.

A tu cie mam robaczku. Bystry Wierch 821m n.p.m. to ta kolejna górka. 

Mały trawersik.

Teraz jużtylko w górę, tą autostradą. Ojj końcówka mega stroma. Faktycznie od tej strony jest bystry :p Lepiej było chyba nieść niż pchać. 

Jest, zdobyty!
Pierwszy raz od tej strony.

To teraz w dół. Gdzieś tam jest stara droga leśna.

Liście, zdradziecko wszystko przysypały. Nie widać kamieni, korzeni czy dołów.

Wpadam jeszcze do Maleńkiej na coś ciepłego.
Dołącza do mnie Hiczkok, a później spotykamy Jurka. Dopiero co wrócił z Monachium. Raczy nas swoimi opowieściami z krainy Helmuta ;)




Kącik kulinarny.

Zgłodniałem, a wieczorem robi się już zimnawo.
Coś ciepłego, z piekarnika.

Karczek w świetnej przyprawie grillowej (w sezonie do kupienia w Intermarche). Zapiekany z ziemniakami, kaspustą kiszona, cebulą i buraczkami.

I gotowe.

Smacznego i pozdrawiam.

czwartek, 25 października 2018



Rydzobranie.
25.10.2018r.


Hoł!
Miałem nazwać to wyjście, "grzybobranie". Jednak nastawiałem się typowo na rydze, więc... jest jak jest :D

Odpaliłem klekota i na... takie tam znane miejsce :p
Polazłem od razu stromo w górę. Słyszę jakieś "darcie" w lesie. Oho, drewno końmi ściągają. Tak, tak, nie traktorkiem, takie zbyry tu są, ze koń to najlepsze narzędzie.
Idę, idę, coś tak skromnie. Na początek znalazłem parę purchawek chropowatych :D Nikt tego nie zbiera, gamonie. A to prze aromatyczny grzyb!

Cóż to za jakaś jama? Może piżmocza :D

Drą się i drą, ci ludzie lasu. Słychać tylko "wii", "pryy", "nazad"!

Ojj ciężka to robota. Dla ludzi jak i dla zwierząt. 

No dobra, ale tak las zryty, iż znaleźć tu grzyba graniczy z cudem :p
Ooo, jest, dawaj go!

Dobra. Jest bida. Wracam.
Przechodzę na przeciwległą stronę, za potoczkiem.
Przecie, nie chodzi o to, aby się grzybów nachapać. Trzeba pofocić i pochodzić, w tym po moich ulubionych jarach :D
Eksploruję jeden taki.

I od razu rydzyk :D
Z pasażerem na gapę. "Spieprzaj dziadu"! Mój grzyb!

Człapię dalej.
Pięknie tu!

I zestaw grzybiarza. Kosz wiklinowy, a jak! Nożyk i kijas. 

A cio to? Do Wielkanocy jeszcze daleko, a tu już jakieś wydmuszki ;)

Ale się skitrał jebaniutki!
Do koszyczka :D

Idę dalej, pozieram se na lewo, w góre i na prawo w dół.
Wtem... pikuję niczym sokół. Ha, mam was!

Docieram do wozidła, nie zgubiłem się ;)
Po prawdzie, w tym terenie trudno się zgubić. Na tych przepastnych, płaskich puszczach, gdzie brak wyraźnych punktów orientacyjnych i charakterystycznej rzeźby terenu. Pewnie można się zamotać :p

Docieram do jaskini.
Zawartość koszyka.

Teraz tylko, "coś" z tym zrobić.
Ojj, schodzi przy tym...
Na patelni pociachane na sos. Te najpaskudniejsze ;) i nóżki od tych co pójdą w panierce. Te najbliżej baranka, idą jako "kotleciki" w panierce (jutro).
Te mniejsze, "najładniejsze", do słoiczków w zalewie octowo-cukrowej.

Moja obiadokolacja.
Puree ziemniaczane, do tego sosik z rydzów.
W tle gotowe, za pasteryzowane, owe grzyby w zalewie octowo-cukrowej.


P.s.
Ciągle pada. Może na jutro coś urośnie? Ale czy mi się chce iść na grzyby, hmmm. Czy może zdziałać coś innego? Kto wie, kto wie, gdzie poniosą mnie, te krótkie piżmocze łapki ;) :D


Update 26.10.2018.
To jeszcze w panierce (jajko i bułka tarta).
Do tego puree ziemniaczane urozmaicone o boczek i cebulkę. I kapusta kiszona.

Z resztek jajka i bułki + trochę przypraw, można zrobić taki mini omlecik. Nic się nie zmarnuje.
Możemy np ulepić takiego ludka. A potem wyobrazić sobie, że to nasza teściowa, szef ... czy ktoś inny ;) i powoli odgryzać rączki, nóżki i główkę hehe.


Pozdrawiam i smacznego.

wtorek, 23 października 2018



Beskid Sądecki
22.10.2018r.
Piwniczna Zdrój - Hala Łabowska (szl. niebieski) - Piwniczna Zdrój 
(przez Halę Pisaną -Groń/szl. żółty).


To już ostatni ładny dzień w tym tygodniu. Trzeba było to jakoś wykorzystać. Dość późno zwlekam się z łóżka. Zanim się ogarnąłem to już 10 :p
Hmm, trochę krótki już ten dzień. Co by tu wymyślić. Coś nie daleko... aaa, przecie nie szedłem jeszcze szlakiem niebieskim, z Piwnicznej-Zdrój na Halę Łabowską. Wstyd! Trzeba zrobić.
Autobus o 10:58. Czyli start z Piwnicznej o 12 + 7h dreptania wg mapy, by zdążyć na powrotny pociąg o 19:54. Dam radę! Ale, ale. Agata ma wolne. Może ta sierotka, przejdzie się ze mną. Rzucam. Decyduj się, mamy 40min do wyjścia :p
I poszła :D Chyba nie żałowała, bo w planach miała Jaworzynę i Wierchomlę. Ileż można :p

Ruszamy, autobus 7,5zł z Krynicy.
Trzeba jeszcze przekroczyć Poprad.
Beskid Sądecki x2. Ten na wodzie, i ten na ziemi ;)

Początkowe podejście i już stromawo. Zagotowałem, muszę zdjąć bluzę. Dalej idę w samej koszulce termo.
Po drodze, ciekawa "riksza" :D

Nasze poty, wynagrodzone są panoramami sprzed Bucznika.

W dole Piwniczna-Zdrój.

A po drugiej stronie, piękna hala, pola uprawne na górkach i Łomnica w dole.

Człapiemy dalej.

Trzeba zejść do Łomnicy, a następnie jakieś 2km przejść asfaltem i drogą leśną.
Potem szlak schodzi do strumienia i pnie się stromo w górę.

No kruca! Coś ostatnio lubią mnie te strome podejścia, one mnie, bo nie mogę odwzajemnić ich sympatii ;)

Ojj, łatwo nie było. Naprawdę fest ściana.
Tłuszcz obficie się ze mnie wytapia. Agata daje rady, ba, chyba się jej żal mnie zrobiło i udawała, że jest zmęczona, bo parę razy czekała na mnie :p

Mały odpoczynek na wypłaszczeniu.
No to piweczko :D

Nieco dalej, klimatyczne, stare bacówki.

I stara kamienna piwniczka.

Jeszcze fota w tył i cza iść dalej.

Jest i schronisko na Hali Łabowskiej. Jakoś rzadko, gości u mnie ujęcie od tej strony :p

Trafiamy na właściciela. Sympatyczny pan. Zamawiamy elektrolity i żurki.

Hmm... mogli by tą ławeczkę wypoziomować, bo mi się niemal żurek wylewał :p
Co do samej zupy... noo, jadałem lepsze. Jak się posoliło i popieprzyło, to tragiczny nie był, jednak nie mogę powiedzieć, żeby mnie zachwycił.

Siedzimy na schronie prawie godzinę!
Agata bajeży właściciela ;) Gawędzimy sobie o górach, okolicznych schroniskach, takie tam. A jako byli pracownicy schronu na Jaworzynie, szybko znajdujemy wspólny język.

Ojjj, buczki straciły już wszystkie liście, robiąc dla nas piękny dywan :)

Słonko powoli się chowa.
Prryy, stój ty "głupia kobieto"!
Czas na foto!

Ahh...

Słoneczko pięknie oświetla nam szlak.

Różowiutki zachód słońca. Taterki widać, jest pięknie.

Podwójnie pięknie. Z jednej strony zachód słońca z Tatrami i pasmem Radziejowej w tle, z drugiej wschodzi księżyc (prawie w pełni).

Bajecznie.

Pod koniec odpalam czołówkę. Na upartego zszedłby bez światła, no ale, jak się ma to po co się męczyć ;)

Idziemy do marketu obok dworca. Głodni jesteśmy. Zakupujemy "mięsne przekąski". W postaci kiełbasy wiejskiej i kabanosów od Urygi :D (polecam, bardzo dobre).
Czekamy na pociąg.

Ojj, kogoś zmogło :p

Szybki wypad. Treściwy, 22km, 966m przewyższenia. Tak późno (o godz. 11) to jeszcze w jesieni na tak długą trasę nie wyruszałem :p Dobra, winne tego są dziewuchy z krynickiego 4F, Hiczkok i reszta ekipy dnia poprzedniego ;)
Agata dostaje certyfikat trolla, tfu, trollicy górskiej. Tylko musi sobie kupić lepsze buty, ba na zejściach w tych adidaskach, było jej źle.



Kącik kulinarny.

Składniki:

- Natural Mix - wersja: ryż + makaron (siakieś tam super duper ;) ) suszony groszek, marchewka i bazylia.
- Tuńczyk kawałki w sosie własnym.
- Majonez.
- Jogurt typu greckiego.
- Czerwona fasola.
- Musztarda miodowa - że takiej nie miałem i nie chciało mi się za nią latać ;) to zrobiłem sam z musztardy sarepskiej i miodu lipowego :)
- Papryka czerwona i cebula.

 
Gotujemy mix.
Resztę wrzucamy (po odsączeniu i pociachaniu, co do ciachania ;) ) do miski i dokładnie mieszamy z ugotowanym mix_em.

Szybkie danie, smaczne i nie drogie. Polecam.
Przepis na pudełku od mix_u. Czasem dobrze czytać co jest na pudełkach ;)

Smacznego i pozdrawiam!