wtorek, 24 kwietnia 2018



Beskid Wyspowy
Chata na Wierzbanowskiej Górze
Strzyrzyc z Diablim Kamieniem
20-22.04.2018r.



Już od ubiegłego roku, po bacowaniu na Parchowatce, w głowie herszta bandy krakowskiej, Sebastiana, dojrzewał pomysł na kolejną chatkę.
Jaki, iż krakusy mają blisko w Beskid Wyspowy, a przecie daleko jeździć nie będą, bo jak wszyscy wiemy, to straszne centusie :p ;) Padło na: Wierzbanowska Góra.

Dobra, dobra (tak jest koło Limanowej i przez nią jechaliśmy :D ). Ale jak się tam dostać z Krynicy?!
I tu zadziałał mój genialny umysł! Przecie mam pod ręką kumpla, zmobilizowanego. Który niczym syn marnotrawny, powrócił na stare śmieci z warszafki ;) Zwany dalej Dominikiem :)
Werbuję go. No ale tak jechać z samiutkiego rana. O 4 cza by było wstać w sobotę. Nie ma opcji! Wysępiłem w pracy wolny piątek. Jednak, zanim się spakowałem, a Dominik zachaczył jeszcze o dentystę. Niee no, przed wyjazdem w góry to bym za chuja nie poszedł do dentysy. No ale dla niego wypad urodził się nagle i to był spontan, a wizytę miał umówioną już od hoo hoo.
Dobra, zębiska zrobione, jedziem. Hola, hola, pan kolega nie ma śpiwora ani namiotu. Hmmm... dobrze, że nie sprzedałem jeszcze trumienki Camp_a Minima SL1. Pożyczam mu, a psiwora kupujemy po drodze w Nowym Sączy w Martens Sport. Siakiś Hitech, komfort ponoć do 4C za... 129zł :D

Co by nie było za łatwo, przecie dzień wolny wzięty nie może być zmarnowany! Przygoda musi być, nie podjedziemy pod sama górę. Trzeba coś zrobić :D Zarządzam przejście przez Śnieżnicę.
Zostawiamy samochód na Przełęczy Gruszowiec. Pod barem, o tak dźwięcznej nazwie.


Podejście nie jest złe, myślałem, że będzie gorzej z ciężkim plecakiem. Dominiczkowi jednak, chyba było troszkę ciężko ;) No dobra, dawno nie chodził i miał jakiś czas temu rekonstrukcję... czegoś tam w kolanie ;)
Docieramy na szczyt!

Śnieżnickie kwiatuszki :D

Złazimy na Kasinę Wielką. Po drodze mijamy początek zjazdowych tras rowerowych.
Polecam obadać:
Bike Park Kasina Wielka

Widoczki z nartostrady.

Jest i Kasina Wielka. Oczywiści, trzeba zahaczyć o słynny dworzec kolejowy.
Budynek stacji pochodzi z XIX wieku i jest najwyżej położoną czynną stacją kolejową w naszym kraju. Jako stacja kolejowa został on oddany w roku 1884 stanowiąc część Galicyjskiej Kolei Transwersalnej. Przystanek osobowy zbudowany został w stylu neorenesansowym i do dnia dzisiejszego zachował on swój historyczny charakter.

Więcej informacji:
http://www.stacjakasina.pl/o-stacji-kasina/



Człapiemy dalej.
Głowa do góry, to już niedaleko ;)


Narzucam tempo, bo robi się trochę późno, a nie lubię w obcym terenie łazić po ciemku :p


Już blisko, naprawdę blisko.
Przy zachodzie na podejściu.

Jest, docieramy. Chwała Panu!

Rozbijam legowisko.

Następuje podział obowiązków. Dominik zbiera opał ja idę szukać... wody. Nieźle się wychujaliśmy. Wzieliśmy za dużo alkoholu, a za mało wody :P Myślałem, że te 2L co niesie Dominik to na biwak, a on to miał do picia na drogę. W plecakach 1L coli pół na pół z wódką i 0,5l Soplicy Pigwowej w szkle, ale miejsca na dodatkowe 1,5L wody, która została w samochodzie to zabrakło hehe.
A tu się wsio skończyło i bida. Na mapie jest zaznaczone źródełko. Idę szukać.
Docieram do zagród na owce. W dole jakieś leśne ludzie szykują się do odwrotu.

Kruca, coraz ciemniej. Zostawiam szlak i idę za GPS-em do źródełka. A chuja tam, nie ma żadnego źródełka! Przerysowane pewnie ze starych map i tak zostało.
No dobra, ale gdzie ja jestem?! Trochę ciemno już :p
Gdyby nie GPS (a to nie żaden Garmin z dobrą dokładnością) to bym obsrał nieco nogi ;)

Docieram do obozowiska.
Przynajmniej kompan się spisał i naruchał drewna.
Pieczemy kiełbasę. Tłuszcz, to też woda. Nawadniamy się przed spaniem pomidorem :D i wysyłamy S.O.S. do ekipy, która ma przyjść rano, żeby byli jak najszybciej bo z pragnienia umrzemy.

Omnomm nom.

Po posiłku idziemy w kimę. Ja do namiotu, a Dominik śpi na pięterku chatki. Nie dopijamy tej coli z wódą, w obawie przed porannym zejściem na suchoty ;)
Ja u widziałem sobie focenie wschodu słońca.
Wstaję o 5 rano. Rześko jest, 4-6C max i... wieje i wiało w nocy!
Dominika nieźle wysmyrało po twarzy hehe. Lenistwo nie popłaca. Mógł rozbić namiot :P
Nic to. Lecę na polankę.
Się zaczyna. Ehh te drzewa, psują wszystko. Latm po zaoranym polu jak pojebany, szukając dobrego miejsca.

Taś, taś, no chodź.

Jest i miejscówa. Czekam.

Dajesz, dajesz!

Aaa, oślepłem ;)

Hasam sobie bo tym świeżo zaoranym polu, niczym dziki dzik, szukając miejsc na focenie. Dobrze, że gospodarze śpią, bo by mnie jeszcze na widły nabili :p

Szersze ujęcie na więcej szczytów Beskidu Wyspowego. Coraz bardziej podobają mi się te górki.

To jeszcze zoom na Taterki.

I z nieco innego miejsca.

Przy powrocie, gra światła i cieni na drodze.

Jest i polanka. Kompan śpi w najlepsze.

Ja już po porannej sesji fotograficznej, a ci się dopiero zbierają!
fot. Sebastian / obróbka Piżmok 

Tee, pany, koniec samojebek, bo my na suchoty umieramy!
fot. Sebastian / obróbka Piżmok 

Wreszcie! Ekipa ratunkowa dotarła :D
Herszt bandy krakowskiej, pozuje.

Nie ma opierdzielania się. Wiesio budowlaniec laduje od razu na dachu. Heheh.

Ej ten Wiesiek, to jest nasz biały murzyn, tfu, chciałem napisać czarny koń!
Jest 6L wody. Są i piwka, które od razu, trzy wypijamy Wiesiowi :P
fot. Sebastian / obróbka Piżmok 

fot. Sebastian / obróbka Piżmok 


Czyżby wyjazd sponsorował Fiskars?

Rozmowy, przy nowo obłożonym palenisku.

Będzie na fundusz remontowy. Znalezione na pięterku w sianie hehe.

Prace trwają!
Nasz główny inżynier, Sebastian. Jest w swoim żywiole!

Nie dość, że sklecił, tfu, zaprojektował i wykonał, tą zacną drabinkę, to jeszcze tak starannie przycina deseczki.

Jest fajnie ale... siedzim sobie piejmy tą wódęczkę z colą. Przecie wodę już nam przynieśli :D I... się skończyło. Pytamy, czy coś mają. No nie. Jak to kurwa mać, nie wzięli żadnych procentów na wieczorne ognicho!?
Cóż nam pozostało, jak zorganizować wyprawę do sklepu. Na ochotnika zgłasza się Domnik i Piżmok :D
Idziem. Trasę umilają nam takie widoczki!

Ssss! Chyba było zdechnięte, albo udawało :p

Jest i nasz upragniony cel. Świątynia wódki i piwa!
Przy zakupach, nieszczęśliwie Dominiczek zahacza o piwko ułożone na zgrzewkach (super wyłożony towar) i pac. Pani sklepowa, już nas nie lubi :p Oczywiście płacimy za rozbity browarek i pomagamy posprzątać. Jednak piwka koło sklepu nie da się spożyć, o czym "miła" pani nas informuje. Idziemy ZA. Tam spotykamy wielu strudzonych, lokalnych pielgrzymów, maszerujących do tego zacnego przybytku. Pozdrawiają nas miłymi słowami :D

Wracamy.Wiosna + lokalny folklor z oczojebną kapliczką :P

Zatrzymałem się na chwile na fotę, a ten mi ucieka. Chyba chodzi na etanol. Wypił trochę i dostał mocy. Nie mogę do dogonić, choć nadrabiam sporo dystansu. Jednak wiem, że padnie, prędzej czy później.
Stało się LOW BATTERY! :p

Człapie. Fajna droga, szybko idzie wyjść na szczyt.

Bidula człapie, przytulona do siaty z zaopatrzeniem :D

Dawaj, dawj, idziemy!
W tle stok narciarski na Śnieżnicy. Którą to zdobyliśmy dzień wcześniej.

Wałówka jest. Nawet flaszeczkę nam ładnie pani zapakowała. Chyba taka całkiem zła na nas nie była ;)

Podczas naszej nieobecności, parce naprawcze znacznie posunęły się do przodu.

Zalatany dach.
fot. Sebastian / obróbka Piżmok.

Jest i sypialnia, a'la "ubojnia" z kotarką :p
fot. Sebastian / obróbka Piżmok.

Uszczelniona wyrwa, z okienkiem.
fot. Sebastian / obróbka Piżmok.

Dominik postanawia odpocząć. Sebastian zostaje ogarniać dalej checiendę (?). A ja z Wiesiem i Pawłem idziemy na obserwatorium astronomiczne na Lubomirze.
Idziem sobie, borem lasem, a po drodze tablice informacyjne, które studiuje chłonny wiedzy Paweł.

Po drodze, zahaczamy o hotel / restaurację.
Można tu kupić lokalne, Strzyzyćkie piwo.
Paweł, zajada sięzupą grzybową(naprawdę ma w sobie sporo borowików) i bierze dwie porcje.
Ja zamawiam "Cycek gaździny" z frytkami. Chciałem zobaczyć gaździnę, zanim na cycka się skuszę, jednak nie dane mi to było. Choć obsługujące dziewoje, też miały fajne cycki :D
Z Wisławem Ładujemy elektrolity.

Dalej. Myślałem, że to bliżej będzie :p
Ale docieramy!


Buu. Zamknięte. Nie zwiedzimy środka :(

Szczyt.

Niestety powrót tym samym. A może "stety"? Zahaczamy jeszcze raz o restaurację. Paweł rzuca się na kolejną zupę grzybową (a ponoć na diecie jest) :p a my zamawiamy po zupie chmielowej i jagerku na trawienie ;)

Zdobywcy schodzą.

Fajne mini sanie.

Przy powrocie uwieczniony szczyt. Jakoś wcześniej nie zauważyliśmy :p

Docieramy na obozowisko. Chwila odpoczynku.
Trzeba zacząć ognichowanie.

Pieczenie kiełbaski z telemarkiem ;)
fot. Sebastian / obróbka Piżmok.

Tee, nie dorzucaj już, bo nam chatka pójdzie z dymem! :P

Impreza trwa.
Biedny Paweł. Jedyny całkiem trzeźwy. Pewnie myśli sobie, niech te zjeby idą już spać ;) hehe.

Noo, noo, wesoło było, nie powiem. Ale przecież o to chodzi!
fot. Sebastian / obróbka Piżmok.

Ok, koniec tego dobrego. Załoga idzie spać na pięterko.

Ja oczywiście budzę się pierwszy.
Poranna fota na legowisko Dominika.

Idę coś zjeść.
Woda spod ogórów jest mocno wskazana. Ahhh.
Wchodzi "chemiczny" zestaw makaronu z serem. Dobre i mało tej chemi! Knorr się stara.

Wygrzebuję jeszcze z żaru zimnioka. Węgielek dobry na brzuszek :D
DO tego cebulka szalotka.

Takie tam poranne wygłupy ;)
Niedziela jest! Ubrałem świeżą, wierchomlańsko-jaworzyńską koszulkę :D
fot. Sebastian / obróbka Piżmok.

Pochówek prochów zacnego członka rodu Lasockich?
Nie! Skrzynia skarbów. Wylądował tam fundusz remontowy znaleziony w sianku. Połowa polówki Stock_a i parę innych pierdołków. Kto pierwszy, ten lepszy!

Na pożegnanie, wspólna fota. Tradycyjnie karmienie Piżmoka :D
fot. Sebastian / obróbka Piżmok.

Istnieje mało zdjęć Piżmoka, bo to niefotogeniczne stworzenie jest. Tu się zlitował Sebastian i ustrzelił takiego osobnika.
fot. Sebastian / obróbka Piżmok.

Złazimy na dół.

Narada przed samochodem. Musimy wrócić po nasz wóz i dalej jedziem w świat. Razem zwiedzać ciekawe miejsca które wyczaiłem przed wyjazdem.

Docieramy do pierwszego punktu niedzielnego zwiedzania.
Opactwo Cystersów.Data założenia...szok!
Za wiki:
"Historia opactwa cystersów w Szczyrzycu liczy ponad 750 lat. Jego fundatorem był wojewoda krakowski Teodor Cedro herbu Gryf, który cystersom z Jędrzejowa ofiarował rozległe tereny na Podtatrzu w celu ich skolonizowania. Cystersi założyli w 1234 r. swój klasztor w Ludźmierzu. Nie jest znany dokładnie powód, dla którego zakonnicy przenieśli (najprawdopodobniej w 1243 r.) siedzibę opactwa z Ludźmierza do Szczyrzyca. Prawdopodobnie nie odpowiadał im zbyt surowy klimat Podhala i nieurodzajna ziemia. Być może wiązało się to również z częstymi napadami Tatarów i zbójców na tych terenach, również na klasztory."

Herb Gryf.

Dalej, za bramami opactwa.


Fajnie, ale opactwo, opactwem ,a przecie tam lokalny browar jest :D

Ten kudłaty, to jakiś taki zaborczy ;)
fot. Sebastian / obróbka Piżmok.

Ekipa zadowolona :D
Zapasy zrobione. Piwko zacne!

Łupy są, cza do wozów iść!

Uświęceni opackim trunkiem, zwiedzamy dalej resztę.
Spadaj kudłaty potworze!

Bogactwo!

Stare, rzeźbione, masywne drzwi do kościoła.


Malowidła naścienne z rycerzykami. Lubię rycerzyki ;)
Ale ten "kurak"! Przecie to wygląd jak kupione od cygana na odpuiście :(

Jeszcze ogrody.



Ale kudłaty zwierz :D

Jedziemy jeszcze na Diabli Kamień. Gdzie to do 1992 roku, mieszkał mnich pustelnik. Miał sobie kozy, ule i spał w maleńkiej pustelni w otwartej trumnie :D
Podejście.

Kapliczka przy pustelni.

Kawał skały!

Od tylca, po prawej koło drzewa, da się wyjść na szczyt skały.

Pamiątkowa fota na szczycie.

W dół.

Metalowy krzyż na szczycie.

No i ja :D
fot. Sebastian / obróbka Piżmok.

Świetny wyjazd. Dzięki wszystkim uczestnikom atmosfera był świetna. Choć rozmowy polityczne i faszystów z komunistami nie mieszajmy przy ogniu, bo wyjdzie wybuchowa mieszanka ;)


Kącik kulinarny był po drodze :;