wtorek, 31 lipca 2018



Zádielska dolina
29.07.2018r.


Paweł, przewodnik, z którym to jeździmy większą grupą, przeważnie na słowackie wojaże, wykukał zacne miejsce. Zádielska dolina jedna z najgłębszych w europie dolin krasowych.

Wejście. 

Pierwsze "skałki" robią wrażenie.

Ależ pokręciło to drzewo ;)

Jeden z mnoga wodospadzików w dolinie.

Fest ściana, a na dole zdradliwe rumowisko skalne.

W najwęższym miejscu, dolina ma 10m szerokości. Zwane jest to "Rajská brána".

I dalej...

Kolejny mały, ale burzliwy i rwący wodospadzik. Dobrze, że dzień wcześniej natłuszczyłem buciory. Spokojnie wchodziłem do wody :)

Takie tam wysokie "śpikulce".

Kamyczkowo.

I kolejna, taka dłuższa kaskada.

Ale pokręcony korzonek.

Ooo, piwo będzie :D

Miejsce zalatuje mocno PRL-em, ale, schludnie, czysto i obsługa... było na czym oko zawiesić :p ;)
Loża VIP hehe.

Piweczko 1,5E.
Do tego batonik. Polecam te BA! Naprawdę bardzo smaczne (jest sporo smaków) i nie drogie. Te z czekoladką/cukrem do dostania za 1,59zł, a te bez cukrowe za 1,99zł.

Człapiem dalej.
Pod koniec doliny czeka nas srogie podejście.
Puszczam tam obficie soki. Nie, to już był etap roztapiania. Ale idę w czołówce i narzucamy tempo.

Drapu, drapu?!
Noo ta, na tą trawę nogawki w dół.
Znajomy jednego kleszcza zrzucił.

Czekamy w cieniu na grupę...

Ano, bez wody. Wsio wsiąka od razu w skałę.

PIEKŁO! Tu, na tej otwartej przestrzeni nieźle smażyło.
Dobrze, że był wiaterek, bo bym się upiekł.
Hmm... ciekawe jak smakują pieczone Piżmoki ;)

Wchodzimy w las.
Ot i takie skałeczki, wyrosły z ziemi jak grzyby po deszczu ;)

Nie opodal piękne miejsce widokowe, na wlot do doliny.
Taa, piękne, uwieńczone widokiem na równinie na równie "piękny" zakład przemysłowy :(
Aczkolwiek, ten brutalny kontrast, ma coś w sobie.

Chwila popasu, wszyscy focą, bo miejsce zacne.

Troszkę w bok...

Jeszcze w bok i coraz co innego, tu niezła luśnia i erozję widać.

A dalej... piękny widok na dno doliny, którym to się szło parę godzin temu. Wraz z Cukrową Głową w dole - skalna turnia wysoka na 105 m!

Przepędza nas wzmagający się wiatr, grzmoty i parę kropel. Czyżby to zwiastowało nadciągającą burzę?! ;)
Pędzim dalej, ale dalej jest, mocno nieprzyjemnie.
Gdzie by nogę nie postawił, to nie jest płasko. Tysiące wystających wapiennych ostańców.

Las jak za baśni. Nie dość, że te gałęzie to wyglądają jakby chciały złapać człeka i udusić, to jeszcze to niewygodne podłoże!


Wychodzimy na bardziej otwartą przestrzeń. Do zamku, już niedaleko.

Jest i on, "Zielony Smok"!
Jedno ze zdjęć z tego wyjazdu, z których jestem bardzo zadowolony.


Człapiemy dalej, a dalej, ciągle te cholerne skałki.

Jak tu chodzić po czymś takim?

Przed zamkiem, Piotrek włącza tryb turbo. Jebaniutki, chyba spalił trampki ;)
Ładnie tak się znęcać nad spaślaczkiem?! Prawie zawału dostałem, a i tak odstawił mnie na kilkadziesiąt metrów.

Noo, nie małe to było zamczysko.

Wiele nie zostało :p







Jeszcze rzut obiektywu na górę z zamkiem z dołu.

Zasiadamy w podzamkowym zajeździe.
Marnie jest. Piwo leją 10min bo się w uj pieni!
Na potrawy, też załoga sporo czeka. Widząc ich problemy, pozostaję przy zupach chmielowych. Ostatnie biorę butelkowe, na drogę, bo inaczej, nie zdzierżył bym :p

Było zacnie.
Dzięki za wspólną wędrówkę, oby więcej tak ciekawych miejsc.




Kącik kulinarny.

Świetny wyjazd, to nie można zwieńczyć byle jadłem ;)
Na "ruszt" idzie dziczyzna. 
A dokładnie, łopatka z jelenia :D z... prawdziwkami, See see.

Piękne mięsko!

Robotę robi marynata, na ciemnym piwie miodowym.
Mięsko marynowało się 24h.

Potem dusimy 2h.
Podawane z kaszą gryczaną i sosem z prawdziwków.

Boskie jedzonko!


Smacznego i pozdrawiam!

poniedziałek, 9 lipca 2018



Słowacki Raj
z Luną.
07.07.2018r.


Zadzwonił Zboro, ekipa się zebrała jedziemy w Tatry. No dobra, ale gdzie by tu pojechać, jeszcze psa biorą. Hmm, no przecie Koprowy Szczyt ciągle nie zdobyty. Plan jest, a pogoda. Ponoć nie ma być tragedii.
Start miał być o 7. Ale jak to ze Zborem bywa :p zanim się wygrzebał... a tu jeszcze samochód nie odpali, akumulator zdechł. Nooo, fajnie się zaczyna.


Dobra, odpaliło. Jedziemy. Zajeżdżamy i co? Oszukali nas! Zaniosło się tak, iż widać tylko najbliższe budynki. Co tu robić? "Szkoda sensu" iść na tak widokowy szczyt i niewiele zobaczyć. W dolinach nie ma co łazić bo kiszą się chmury, inne okoliczne szczyty w większości zdobyte. Hmm...
A może by tak Słowacki Raj, jakoś niebo lepiej się tam prezentuje. Ok, zmieniamy kierunek.
Jedziem sobie, wszystko fajnie, ale, ale... a co z Luną. Przecie nie pójdzie po drabinkach :(
Aaa coś się wymyśli.
Docieramy do Podlesoka. Kupujemy mapę i szybki rzut oka. Wymyślam obejście Przełomu Hornadu żółtym szlakiem i potem na Klasztorisko. Po drodze nie ma drabinek, piesior da rady :D

Mijamy faceta z papugą hehe.

Hop, hop łapaj trop ;)

Tu odbijamy żółtym.

Pierwsze widoczki. Tatry całkowicie schowane w chmurach.

Dawać pizdeczki :p ;)

Zelena Hora, no faktycznie zielono tu :)

W starych wiekach stało tu grodzisko.

Łot i taka pikna dróżka.

Tam gdzieś w samym dole płynie Hornad.

Ciekawie poprowadzona linia elektryczna.
Da się, da! 
 
Widoczki na skałki.

O i widać w dole Hornad. Jak kawa, musiało dzień wcześniej nieźle lać.

A cóż to za jama?


Człapiemy dalej.

Ooo, bufet, jest piwko :D

Luna chłodzi się w strumyku.

Łączka, kwiatuszki, widok na skałki, czego chcieć więcej. Aby wyzdychały te jebane końskie muchy!
Ale cięły kurwiszony, 3x w brzuch mnie upieprzyło, jeszcze bardziej mi spuchnie i będę wyglądał jak dwustukilowy piżmok ;)


Zaczyna się sępienie.
Daj słodkie!

To może daj bułeczkę.

Ciekawe wnętrze bufetu.

Można iść dalej żółtym, ale postanowiliśmy szybciej dotrzeć na Klasztorisko i najwyżej tam dłużej posiedzieć :)
Odbijamy więc przez kamienny mostek na czerwony szlak.

See see, no wreszcie ciekawiej.


Krótki odcinek, ale daje popalić. Zboro wyrwał się do przodu, narzucając tempo, potem wyskoczyłem ja. Skoro trasa nie za długa, to przynajmniej wypocić się trzeba i trochę pocisnąć ;)
Ja się prawie roztopiłem. Tłuszczyk się wytapiał obficie :p

Klasztorisko po raz n-ty.

To piweczko, a na przegrychę "Gumisie" :D

Omnom nom, dobre żelki, dobre.

Śmichy chichy ;)

Boże, daj rozum Zborowskiemu.

See see, moje białe gumisie! Białe (ananasowe) najlepsze. Wszystkie wyżarłem :D

Chwila zamyślenia.
Sanderka nie smuć się, jak Cie Zboro do reszty wkurwi, to zawsze możesz przyjść do mnie :p ;)

Zgon! ;)
Nie ma spania, idziemy w dół.

Wesoła ekipa.

Złazimy zielonym. jest, ciekawszy jak te łatwe szlaki.


Nie tam, nie tam, krzaczorować w Słowackim Raju nie będziemy.

Docieramy do rozwidlenia szlaków, tym samym robiąc fajne kółeczko, nieco ponad 13km

Ślad trasy - Strava



I znów facet z papugą.
Ładny mi to przyjaciel, co cie osra :p

Pies zdechł ;)




Kącik kulinarny.

Grillowana pierś z kurczaka z sałatką.

Składniki:
- Pierś z kurczaka
- Mix sałat.
- Kukurydza.
- Pomidorki koktajlowe.
- Oliwki.
- Czosnek.
- Papryczki piri-piri.


Pozostało trochę składników po ostatnim kąciku.
Robię więc ponownie sałatkę, jednak teraz dodaję jeszcze oliwki i kukurydzę - polecam tą z Pudliszek, moim zdaniem jest najlepsza, mięciutka i słodziutka :D

Pierś parę godzin wcześniej nacieram niedużą ilością przyprawy "Złocista do kurczaka" i posypuję świetną mieszanką "Do pizzy i dań kuchni włoskiej" (ta z Prymat_u jest świetna).

Robię też własny sos sałatkowy:
Zioła prowansalskie do tego oliwa z oliwek, dwie łyżki wody i trochę octu balsamicznego - fajnie będzie łamał pikantność papryczek.
Czosnek i posiekane papryczki przeciskam przez praskę.
Ta ruska "wyciskaczka" jest niezniszczalna :D


Dokładnie mieszamy i gotowe.

Dobra, jak to przetransportować w plecaku na działkę. Nie mam tak dużego plastikowego pojemnika. Biorę całą michę. Pomysłowy Dobromir ze mnie :D
Taśma przydaje się jednak nie  tylko do kotka ;)

Docieram na włości.
Co górski troll nosi zamiast czekana?
Toporek!

Przepalam kratę.

W między czasie.
Wasze zdrowie!
Na osłodę życia, trochę miodziku pitnego. Mniam mniam.

Cycok prawie gotowy. Powolutku go opiekam i wędzę dymem z wiśni.

I gotowe.
Ahh ten smak i okoliczności natury.

P.s.
Fajny zagajnik tam mam. Cisza, spokój, skitrany przed oczami Januszy i Grażyn ;)


Smacznego i pozdrawiam!