poniedziałek, 9 lipca 2018



Słowacki Raj
z Luną.
07.07.2018r.


Zadzwonił Zboro, ekipa się zebrała jedziemy w Tatry. No dobra, ale gdzie by tu pojechać, jeszcze psa biorą. Hmm, no przecie Koprowy Szczyt ciągle nie zdobyty. Plan jest, a pogoda. Ponoć nie ma być tragedii.
Start miał być o 7. Ale jak to ze Zborem bywa :p zanim się wygrzebał... a tu jeszcze samochód nie odpali, akumulator zdechł. Nooo, fajnie się zaczyna.


Dobra, odpaliło. Jedziemy. Zajeżdżamy i co? Oszukali nas! Zaniosło się tak, iż widać tylko najbliższe budynki. Co tu robić? "Szkoda sensu" iść na tak widokowy szczyt i niewiele zobaczyć. W dolinach nie ma co łazić bo kiszą się chmury, inne okoliczne szczyty w większości zdobyte. Hmm...
A może by tak Słowacki Raj, jakoś niebo lepiej się tam prezentuje. Ok, zmieniamy kierunek.
Jedziem sobie, wszystko fajnie, ale, ale... a co z Luną. Przecie nie pójdzie po drabinkach :(
Aaa coś się wymyśli.
Docieramy do Podlesoka. Kupujemy mapę i szybki rzut oka. Wymyślam obejście Przełomu Hornadu żółtym szlakiem i potem na Klasztorisko. Po drodze nie ma drabinek, piesior da rady :D

Mijamy faceta z papugą hehe.

Hop, hop łapaj trop ;)

Tu odbijamy żółtym.

Pierwsze widoczki. Tatry całkowicie schowane w chmurach.

Dawać pizdeczki :p ;)

Zelena Hora, no faktycznie zielono tu :)

W starych wiekach stało tu grodzisko.

Łot i taka pikna dróżka.

Tam gdzieś w samym dole płynie Hornad.

Ciekawie poprowadzona linia elektryczna.
Da się, da! 
 
Widoczki na skałki.

O i widać w dole Hornad. Jak kawa, musiało dzień wcześniej nieźle lać.

A cóż to za jama?


Człapiemy dalej.

Ooo, bufet, jest piwko :D

Luna chłodzi się w strumyku.

Łączka, kwiatuszki, widok na skałki, czego chcieć więcej. Aby wyzdychały te jebane końskie muchy!
Ale cięły kurwiszony, 3x w brzuch mnie upieprzyło, jeszcze bardziej mi spuchnie i będę wyglądał jak dwustukilowy piżmok ;)


Zaczyna się sępienie.
Daj słodkie!

To może daj bułeczkę.

Ciekawe wnętrze bufetu.

Można iść dalej żółtym, ale postanowiliśmy szybciej dotrzeć na Klasztorisko i najwyżej tam dłużej posiedzieć :)
Odbijamy więc przez kamienny mostek na czerwony szlak.

See see, no wreszcie ciekawiej.


Krótki odcinek, ale daje popalić. Zboro wyrwał się do przodu, narzucając tempo, potem wyskoczyłem ja. Skoro trasa nie za długa, to przynajmniej wypocić się trzeba i trochę pocisnąć ;)
Ja się prawie roztopiłem. Tłuszczyk się wytapiał obficie :p

Klasztorisko po raz n-ty.

To piweczko, a na przegrychę "Gumisie" :D

Omnom nom, dobre żelki, dobre.

Śmichy chichy ;)

Boże, daj rozum Zborowskiemu.

See see, moje białe gumisie! Białe (ananasowe) najlepsze. Wszystkie wyżarłem :D

Chwila zamyślenia.
Sanderka nie smuć się, jak Cie Zboro do reszty wkurwi, to zawsze możesz przyjść do mnie :p ;)

Zgon! ;)
Nie ma spania, idziemy w dół.

Wesoła ekipa.

Złazimy zielonym. jest, ciekawszy jak te łatwe szlaki.


Nie tam, nie tam, krzaczorować w Słowackim Raju nie będziemy.

Docieramy do rozwidlenia szlaków, tym samym robiąc fajne kółeczko, nieco ponad 13km

Ślad trasy - Strava



I znów facet z papugą.
Ładny mi to przyjaciel, co cie osra :p

Pies zdechł ;)




Kącik kulinarny.

Grillowana pierś z kurczaka z sałatką.

Składniki:
- Pierś z kurczaka
- Mix sałat.
- Kukurydza.
- Pomidorki koktajlowe.
- Oliwki.
- Czosnek.
- Papryczki piri-piri.


Pozostało trochę składników po ostatnim kąciku.
Robię więc ponownie sałatkę, jednak teraz dodaję jeszcze oliwki i kukurydzę - polecam tą z Pudliszek, moim zdaniem jest najlepsza, mięciutka i słodziutka :D

Pierś parę godzin wcześniej nacieram niedużą ilością przyprawy "Złocista do kurczaka" i posypuję świetną mieszanką "Do pizzy i dań kuchni włoskiej" (ta z Prymat_u jest świetna).

Robię też własny sos sałatkowy:
Zioła prowansalskie do tego oliwa z oliwek, dwie łyżki wody i trochę octu balsamicznego - fajnie będzie łamał pikantność papryczek.
Czosnek i posiekane papryczki przeciskam przez praskę.
Ta ruska "wyciskaczka" jest niezniszczalna :D


Dokładnie mieszamy i gotowe.

Dobra, jak to przetransportować w plecaku na działkę. Nie mam tak dużego plastikowego pojemnika. Biorę całą michę. Pomysłowy Dobromir ze mnie :D
Taśma przydaje się jednak nie  tylko do kotka ;)

Docieram na włości.
Co górski troll nosi zamiast czekana?
Toporek!

Przepalam kratę.

W między czasie.
Wasze zdrowie!
Na osłodę życia, trochę miodziku pitnego. Mniam mniam.

Cycok prawie gotowy. Powolutku go opiekam i wędzę dymem z wiśni.

I gotowe.
Ahh ten smak i okoliczności natury.

P.s.
Fajny zagajnik tam mam. Cisza, spokój, skitrany przed oczami Januszy i Grażyn ;)


Smacznego i pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz