czwartek, 2 lutego 2017


Stary Smokowiec - Hrebienok - Schr. Zamkowskiego
 - Skalnate Pleso - Tatrzańska Łomnica
29.01.2017r.


I ponownie w Tatrach. Także i tym razem, chłopaki (Cinek I Hiczkok) na skiturach, a ja znów "biegam" za nimi z buta ;)
Zaczynamy w Starym Smokowcu.

Łoo tak wysoko trzeba podejść? ;)

Nie ma lipy, żadne kolejki nie wchodzą w grę :p

Nagle pstryk. Cinkowi odkręciła się śruba przy bucie. Ten to jest MacGyver. Wyciąga mini kąbinereczki i myken cyken, naprawione :D

Idziemy dalej. Atmosfera niemal rodzinno-piknikowa. Są i starsi (pociągający "po kątach" co nie co ;) ), są i dzieci. Pogoda bajkowa. Grzeje w plecy tak, że aż gorąco idąc w samej koszulce.


Upss, śmigło leci po jakiegoś nieszczęśnika :(

Przy "agrafce" koło tej skały ksiądz odbija w bok na siku i za chwilę woła...

chodźcie zobaczyć, wspinają się po zamarzniętym wodospadzie!


Parę fotek i ruszamy na schronisko.

Cinek zrobił nas w bambuko. Został nieco z tyłu i zamiast jak kulturalny człowiek, iść na chatę i napić się z nami piwa, to od razu polazł dalej w kierunku Skalnatego.

Ojj było parę "ciekawych", pod względem lawinowym, miejsc.

Jest i ksiądz, w niebiańskim blasku :D

Ujęcie z satelity ;)
No tu jak by się ślizgnął, to długo by się na dół jechało, kalecząc dupsko na kosodrzewinie :p

Trzeba mieć wielkie "cojones". Polatał by tak kiedy.

Ponownie ( w tym miesiącu) Skalnate.

Teraz tylko szybko na dół. Zanim wzięli się za ściąganie fok, ruszyłem w dół, aby nie musieli na mnie czekać. Hiczkok po drodze pomaga polce która zaliczyła dzwona. Paskudnie przecięła nogę, ponoć lało się jak z prosiaka :p
Udaje mi się zejść w takim tempie, że nie muszą na mnie czekać :)
Teraz szybko na "elekriczkę". Tu akurat mamy wersję benzynową.
Nasz jest dopiero za 30min. Wpadamy do pobliskiej restauracji "Lino". Nieco w szoku jesteśmy, same makarony to prowadzą, ni w ząb po słowacku, wiec i po polsku się nie dogada, tylko "english" :p Piwo 3,8E :(
Jest i nasz transport.
Eee, nie tak, tak kasuj!

Eee, że jak?

Po walce z kasownikiem i instrukcji udzielonej przez słowaczkę, w końcu się im udało. Normalnie "głupi i głupszy" hehe ;)
Jeszcze nas ksiundz w uja zrobił i wysiedliśmy przystanek wcześniej. Ale za to, przyfociłem opuszczony budynek który bardzo mi się podoba. Jak bym był milionerem, to bym go wykupił i otworzył tam rzemieślniczy browar, taki browar restauracyjny :D


Musiałem coś zjeść, bo mnie ssało niemiłosiernie. Po drodze zjadłem tylko jednego banana i snickersa. I dwie zupy chmielowe :D
Lądujemy w kolibie Kamzik.

Co on tam znów ogląda za głupie filmiki?!

Jak szaleć to szaleć, w końcu podwyżka była :p
Na stole ląduje stek z jelenia w sosie grzybowym, z zapiekanymi ziemniaczkami i zielenią (rukola i por?). 12,9E. Tanio nie jest, ale niebo w gębie i warte swojej ceny. Nawet te "głupie" ziemniaczki ekstra smakowały, sosik też niczego sobie, o mięsku nie wspominając.

Cześć i czołem z koziołem ;)

Potem jeszcze na siarę do Vrbova i wyjazd można zaliczyć do udanych :)
Pozdrawiam.