piątek, 23 czerwca 2023

 


Muránska planina.

12-14.06.2023r.


Na południu od tygodnia deszcze!

Może i jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza, bo robię remont "salonu".

Został jeszcze parkiet. Słaby ze mnie budowlaniec, a co dopiero parkieciarz. No ale, ja nie zrobię?! 😆

Sporo z tym pieprzenia, a ile "kurw" przy okazji poleciało 😈 A już widzę, że dało by się lepiej.

Musiałem odpocząć, a i z tego mojego dwutygodniowego urlopu coś skorzystać.

Gdzieś, gdzie mnie nie było i gdzie ładna pogoda. Dużo czasu spędziłem nad prognozami i mapami.

Padło na Muránska planina - nie tak znów daleko od Krynicy.



Na miejsce docieram 18:30.

Parkuję nieco z boku, wyżej, koło cmentarza. Może tu nie zapłacę za parking😋

I od razu widok na Cigánka 935 m. Kawał skały. Trzeba jeszcze tam wyjść i rozbić obóz przed zachodem słońca. 


No to wio!
Idę żwawo, plecak ciąży. Ale nie brałem wody, bo pod zamkiem jest źródło.

Jest i ono, wydajne. Woda pita i nie przegotowana i jest git.

Jeszcze stare, kamienne schody.

Stromo w górę, ale już tuż, tuż.

Brama wejściowa.

A na górze, takie fajne wypłaszczenie, łączka, ruinki. Klimacik jak z Narni 😉

Spaliłem "trampki" 😈 Ale na zachód zdążyłem.

Szybkie rzucenie obiektywem tu i tam, ale nie ma co się bawić w focenie. Trzeba rozbić namiot i rozpalić ogień. A wolę nie robić tego po ciemku.


Ognicho jest, to jest już dobrze.

Mimo, że wieje, namiot rozbijam tylko przy użyciu dwóch szpilek.
Chowam się trochę od wiatru, za wiatką.

Oj, to była ciężka noc. Mocno wiało na tej skale. Samym namiotem nie targało, ale wielki szum drzew, co chwilę mnie budził. Mało co spałem. A i na wschód słońca trzeba było wstać 4:20.

Oj, oj, kolorki są 😁

Ahh, pięknie tu!😍

Zoomik na Krlova hola.

I w kierunku "płonącego lasu".

I w kierunku planińskich skałek i wychodni.

Idę obczaić jeszcze, sam wierzchołek Ciganki.

Korciło mnie, żeby tam wyjść (na focie w internetach, widziałem, że ktoś dał rady).
Próbowałem znaleźć jakąś ścieżkę, cokolwiek, od łagodniejszej, lewej strony. Wydrapałem się nawet dość wysoko, brakło mi może z 5m w pionie do szczytu, ale wolałem nie ryzykować. Jak bym się sturlikał, to kto wezwie pomoc? A ktoś ten parkiet musi skończyć 😆

Wracam na obozowisko. Rozpalam jeszcze ogień i robię śniadanie.

Zupa serowa.
Składająca się z serowego Vifon_a, sera żółtego długo dojrzewającego i serowych kabanosów.


Można ruszać w drogę.
Idę jeszcze raz pod źródełko, zatankować na drogę. Wieczorem, nocy i rano, wszystko wydoiłem.

Trasa tego dnia:

Tuż pod ruinami, stary dworek. Od 1.07 można w nim coś przekąsić i wypić.

Kolejnym celem, jest piękna wychodnia skalna. Trzeba odbić nieco z głównego szlaku i potem wrócić, ale naprawdę warto.
Poludnica.

😍

I jeszcze ujęcie na skałki z boku.

Kolejnym charakterystycznym miejscem na trasie, jest Studňa na Muránskej planine 1180m.
Jest tam dość wydajne źródło. Gdzie tankuję do pełna.

Stopy zaczynają mnie piec. Ojj, co za ulga.
Zmieniam jeszcze skarpetki i można iść dalej.

Bardzo fajne górki na rower! Dużo leśnych dróg.

Docieram na piękną polanę, taką mini przełączkę.
Nižná Kľaková, útulňa 1200m

Jest tu takowa chatka/útulňa. Jest otwarta (zamykana tylko na skobelek).

W środku dużo miejsca do spania. Pięterko i nieco nad podłogą.

Mały stoliczek, parę wieszaczków i tyle.
Wnętrze dość zadbane, nie ma syfu.

Trzeba coś przekąsić.
Jako, iż wylądowałem tu bardzo wcześnie, nie rozpalam jeszcze ognia.
Wodę na liofiza, gotuję na gazie.

Całkiem dobre, ale do tego, proponował bym nalać nieco więcej wody jak te 300ml i zdecydowanie dłużej poczekać, aby "nasiąkło".

Jest na tyle wcześnie, iż postanawiam jeszcze podejść na Skalná brána 1120m.
W planach było jeszcze parę kilometrów (jakieś 2h40min) i nocleg w innym miejscu, ale... dalej problem z wodą, mnie już zaczęło boleć kolano i byłem wykończony po braku snu. Więc tylko na ową skałę i biwak na owej polanie.

Po drodze, na mapie widnieje źródło.
No cóż, "korytko" do łapania wody, rozwalone. Żadnych rynienek, czy rurek też nie ma.

Od bidy, jakoś by nałapał wody.

Dalej... dzicz 😉

Mało uczęszczany szlak, z przeszkodami.

Dalsza dzicz.

I zaczynam podejście pod skałkę.

Uff, no i jest i... gdzie te widoczki?

A jeszcze tu trzeba się wyspindrać. Nie ma tragedii, są korzenie, które dobrze służą za pewne chwyty 😀

No opłacało się tu przejść.

Wracam na miejsce biwakowe.
Testy wszelakie nowej piłki. Zarówno na suchym jak i świeższym (grubszym) drewnie. Dużo lepiej tnie od znanego Baho.
Nacaichałem sporo drewna. Wszak, zapowiada się długieee biwakowanie i odpoczynek. Nawet kimnęło mi się dwa razy, to po 40minut 😴

Po drodze (nie licząc służb parkowych robiących wycinkę), widziałem tylko jednego turystę i na polanę zajechał jeden rowerzysta. 
Z którym trochę pogadałem. O tych górach, trasach. O lokalnej atrakcji, "świstakach", które nie są "Tatranský svišť". Ani wiewiórkami. I o... niedźwiedziach. Ponoć jadąc tutaj, 10 minut temu widział małego niedźwiadka który uciekł w las. Mówił to tak w ogóle bez przejęcia, jakby zobaczył psa. Ot, dzika kraina 😉

Postanowiłem nie rozbijać namiotu, skoro mam całą chatkę dla siebie.
Legowisko. Dmuchana poducha, bezpośrednio pod głową, na materacu, nie sprawdza mi się, ale pod nim, jest już dla mnie wygodnie.

Szybko zasypiam i śpię jak małe dzidzi.
Gdzieś tak koło 3 w nocy, robi się zimno i wilgotno. Więc ściągam na maxa ściągacz w śpiworze, aby jak najszczelniej mnie opatulał. Było już na granicy komfortu.

Rano, wszystko mocno zroszone.
Jednak piękne słoneczko, szybko suszy.

Śniadanko.
Kończę Gulasz Angielski, do tego Vifon Wegetariański (chyba mój ulubiony, choć ten Kimchi, też fajny), czarna herbata i wystarczy.

Kurcze, wody mam może z 200ml. A tu przede mną jakieś 9km dreptania do samochodu.
Trasa w dół.

Postanawiam zjeść, do źródła po drugiej stronie. Stromo w dół... idę, idę i idę. Na mapie, jakoś to bliżej wyglądało.
Jest... jakiś takiś rozpiździel.

Idę złapać wodę, jak najbliżej wylotu źródła.

Nie ma szans, żebym się teraz wracał na górę.
Szybki rzut oka na mapę. Dzikcuję ostro w dół do leśnej drogi.

I wita mnie taka roślinka 😉

Ową drogą, schodzę do głównej drogi leśnej, położonej w samym dnie doliny.
Tam, jest jeszcze jedno, czynne źródełko koło Hrdzavá dolina, robotnícka ubytovňa.

Głupawka łapie 😋

W owej dolince, znajduje się ciekawy, porośnięty mchami, wodospadzik.

I przybliżenie na jego górną część.

Dalej idziemy cały czas wzdłuż potoczka.
Mijając różna kaskady czy skałki.

Wychodząc na doliny, kapitalny widok na skałki. 

W tym punkt widokowy Poludnice.

Owo wyjście. Na dole, sianokosy.

Od tej strony, taka oto brama nas zaprasza.

Przycupnąłem obok, na ławeczce.
O jakie dwa dorodne niedźwiedzie 😁 i ślimok.

Zahaczam o wioskowy sklep. Coś do picia na drogę, loda na ochłodę i jakiego batonika.
A, no i Studencką czekoladę dla Kamusi.

Docieram do samochodu.
Zejście tą doliną, ciągle w dół i dużo po wysypanych, nie ubitych jeszcze kamyczkach, w podejściówkach (wygodne, ale mało twarda podeszwa) + ciężki plecak i gorąc...
Trzeba było dać odpocząć stopom przed drogą.

Wyczaiłem, że pod drodze, jest miejsce zwane "Syslovisko".
Gdzie można pofocić susły (?).

Łee, dużo dzieciarni.

Ale i tak, udało się zrobić parę fotek.
Fajne te "szczurki" 😉



W pobliskich budkach czy straganach, można kupić karmę, lub przywieźć im coś świeżego.


Mają tam też, takie kudłate osły 😀

Jeden, co chomikował intensywnie ziarna, dał się nawet pogłaskać.


Robi się parno, zbierają chmury.
Uciekam do samochodu. Trzeba wracać do jamy.

Jeszcze ujęcie z drogi. Fajne są te serpentyny za Telgartem.

Na koniec Chamkova stodola.


Mimo trudów nocnych, bolącego kolana i piekących stóp (w sumie jedna bardziej oberwała), to był to bardzo ciekawy wyjazd. Parę świetnych fot, ciekawe przeżycia i chillout na biwaku 😎



Kącik kulinarny.


Sałatka z mango.

Składniki:

- Mango

- Ser Gorgonzola

- Suszone pomidory w oleju

- Pomidorki koktajlowe

- Rukola

- Słonecznik i pestki dyni

- Miód, ocet jabłkowy, musztarda (ah, zabrakło na focie - użyłem łagodnej, musztardy miodowej) - składniki do sosu


Sprawa prosta.
Rukolę ładujemy do wysokiej miski, gorgonzolę kroimy w drobne kostki (pro tip, żeby to się nie kleiło, można na deskę, rozlać trochę oleju z suszonych pomidorów).
Kroimy i pomidorki koktajlowe, oraz, główne zajęcie, mango. To miałem nieco prze dojrzałe. Lepiej wybrać nieco mniej dojrzałe, aby łatwiej kroić w kostkę.
Słonecznik i pestki dyni, podsmażamy na patelni.

Sos - to bardzo ważna rzecz w tej sałatce!
Ogólnie, robimy go z  miodu (ja użyłem rzepakowy, ale trzeba długo rozcierać, za to jest fajnie słodki, pasujący), musztardy miodowej i octu jabłkowego, oraz oleju (ja ponownie dałem ten z suszonych pomidorów).
Nie będę podawał sztywnych proporcji, bo każdy lubi inne smaki. 

Wszystkie skłądniki wrzucamy do wysokiego naczynie i dokłądnie mieszamy. I solimy!

Palce lizać!


Smacznego i pozdrawiam.