poniedziałek, 4 stycznia 2021

 


Gorc 1228m n.p.m.

w nowy rok na szybko

01.01.2021r.



Sylwester, sylwestrem, ale na Nowy Rok, wypadało by coś zdziałać górskiego, aby się darzyło ;) 

Chodził mi nawet po głowie plan z namiotem. No ale, może nie koniecznie, wyspać porządnie by się w końcu trzeba było. A i zanim bym się spakował i ogarnął "mandżur".


Wymęczony po sylwestrowej nocy, założyłem plan "mało chodzenia, maksimum widoczków" ;)

Więc najszybciej jak się da, na wieżę widokową na Gorcu.


Samochodem podjeżdżam na Przełęcz Wierch-Młynne.


Jest parking, są ławeczki i zadaszenie.
Stąd do celu, tylko 3,6km! Upsss... przylodziło, a mi się nie chciało brać raczków.

Sam szlak, nie jest za specjalnie ciekawy. Dość szeroko i mało widoczków.
Ale już teraz żałuję, że nie mam raczków, a co dopiero będzie na zejściu. Dobrze, że kije są :D
Mapy.cz podają 2h, mapa-turystyczna 1:45h. Wylazłem w 54 minuty. Więc, faktycznie nie dużo tego łażenia.

Już widać wieżę!

Nie wygląda to źle, a ziemia zmrożona i naprawdę ślisko.

Już prawie!

Jest i szczyt!

Wychodzę na wieżę.
Może nie jest to świetne zdjęcie, jednak można rzec, iż przedstawia majestat “Królowej Beskidów”.

I szersze ujęcie. Załapała się też Mogielica - najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego.

A gdzieś tam, hen daleko ;) jest Jaworzyna.

I ujęcie na Mogielicę, polany na Gorcu Kamienickim i w dole miejsce na ognicho.
O ja głupi, mogłem zabrać toporek i rozpałkę. Drewna trochę było. A tak to ślęczałem ponad dwie godziny! Marznąc.

Zostało trochę sałatki, która miała być zrobiona w sylwestra :p Do tego pyszna herbata i wystawiam ryjka do słońca.

No można i tak, wyjechać terenówka pod samą wieżę :p

Czekam na zachód.
Na tym półpięterku, tuż przed platformą wieży, spokojnie można by kimnąć bez namiotu, na materacyku.

Wraz ze mną, na zachód czeka grupka znajomych. Niektórym, "nieco" zimno. Puchówka dobra sprawa :p a dziewczyna kucająca w kącie, opatulona kocem, na pewno będzie ten zachód słońca, długo wspominać ;)

Zaczyna się...


Coraz ciemniej i kolorki po zachodzie.


Oki doki, lepiej już nie będzie.
Trzeba palić motorek na dół. Trochę "marszobiegu" co by rozgrzać stopy.
Potem trzeba było uważać, bo ślisko.

Mimo wszystko, dość szybko zlazłem i całkiem nieźle się rozgrzałem.
Do wozu i do troliczka.
Ustaliłem wcześniej, iż wpadnę na chwilkę nażreć się, tfu... tzn odwiedzić chrześniaka :D
fot. Grzesiek

Tee, to wujcio miał jeść, a nie Ty, mały szkodniku ;)

Nie siedzę długo, co by nie zasnąć za kierownicą :p
I tak to minął, pierwszy dzień nowego roku.



Kącik kulinanry.

Nietypowy, ponieważ dziś, prezentuję "turbo herbatę malinową".
Jako, iż dostałem różności od mikołajów, dziadków mrozów czy kochanych aniołków ;) to i stworzyłem taki turbo czaj! :D

Składniki:
- Herbata czarna z maliną - całe suszone maliny!
- Miód z maliną - tak, z maliną, nie malinowy (choć taki też mam)
- Imbir, kurkuma, cytryna

Wszystko w proporcjach takich jak nam pasuje i lubimy (nie przesadzałbym tylko z kurkumą), zalewamy wrzątkiem i ląduje to w termosie. Taa wiem, miód i wrzątek, no cóż, ma to spełniać walory smakowe, leczniczo miodzik można spożywać w taki sposób, aby nie tracił swych właściwości.

Smacznego i pozdrawiam!