sobota, 26 listopada 2022

 


Zemplínska šírava - Vinianske Jazero

Viniansky hrad 325 m

+

rubieża Beskidu Wyspowego

12-13.11.2022r



Przed tym weekendem, tośmy takie chorowitki byli. Najpierw świetlicowe "szakale", sprzedały pani świetliczance, zaraza. A potem ja dostałem w gratisie, przy wymianie płynów ustrojowych 😁

No ale, mnie jakoś łagodniej potraktowało. Aczkolwiek osłabienie i glutki 😝 były.

Co tu zrobić, żeby się nie ochodzić (wymęczyć), a coś zobaczyć i zwiedzić?

I tak wpadło mi do głowy, że pojedziemy nad


Wszystko fajnie, ale u nas miało być słoneczko a tam, tak sobie 😔

Jednak tak spodobał mi się plan, który ułożyłem już w głowie, iż postanowiłem, że pojedziemy jednak tam!

Kawał drogi.

No cóż,  "okolice" mam dość znacznie zaliczone. Więc staram się wyszukiwać, miejsca, gdzie mnie nie było. A jak te, mocno się wyeksploatuję, to trzeba będzie zabierać Kamcię, w miejsca w których już byłem, aby i ona zobaczyła to i owo z mych włóczykijstw, a ja odświeżę sobie, stare tematy i zweryfikuję aktualną sytuację terenową  😁


Docieramy na parking.

Pustki. Pogoda, taka jaka miała być, czyli "taka se" 😕

Idziemy nad to bajoro.

A tu takie ciekawostki dla poszukujących "opuszczonych miejscówek".

Dzika Słowacja!

Podobni, see see 😈
fot. Kama



Aura, pasuje do tego miejsca 😛

Sezon się kończy. Trzeba przykryć jachty, zabezpieczyć przed zimą. 

Nadmorska wieża. Niestety do środka nie da się wejść 😔 

O! Nawet latarnię morską mają!😆

Statek obcych!

Idziemy na "molo". Na tą największą górę, mamy się wyspindrać.

Z "ogródków działkowych" na zboczach.


I docieramy do pierwszej atrakcji.

Łot taki tam, bardzo stary, "kostolik" się znajdował.

Wiele z niego nie zostało.
Ale widoczek, ciekawy.

Jest i ławeczka 😁

Człapiemy dalej, w kierunku Senderov 310 m.

Po drodze, prace leśne.

A dalej, taki mega klimatyczny, słabo uczęszczany szlak.

Im wyżej, tym mniej zielonego, drzewa coraz bardziej skarłowaciałe. Trochę strasznie 😉

Mech porastający wszystko co się da.

Jest i szczyt!
Te straszne drzewa, zjadają nawet tabliczkę! 😱

Niech was wysokość nie zwiedzie. Od poziomu jeziora, to jest nie takie znów łatwe podejście.

I ujęcie, na "nowocześniejszą" stronę.

Lecim dalej.

Docieramy nad Vinianske Jazero.
No tak, nie wolno z psem, z kocykiem, gillować, namiotować, ognicha zapalić, czy rybek łowić. ALE, leżaczek za 3E, jak najbardziej! 😝

A cóż to, ciekawy przybytek kusi... kacze nogi... czyli...😆

Drzwi wejściowe mają piękne!

A i na zewnątrz klimatycznie.

Zatrzymujemy się więc, uzupełnić elektrolity.

Marzyła się świeża, pieczona rybka, ale czasu nie było.

Dobra. Koniec tego dobrego, trzeba pędzić, aby zdążyć na zachód słońca na zamek.
Końcówkę faktycznie pędzimy, bo zrobiło się jakoś późno po tym piwku 😉

Jest i zamczysko, gdzie szaro, ciemno i brzydko.
Pewnie po zmroku, wyłażą tam wampiry i żywe trupy! 😬

Ale zachód, ustrzelony!


I takie zamkowe klimaty.

I to jest, nasz najwyższy szczyt tego dnia.
Wcale nie trzeba zdobywać gór ponad 2000m (czy choćby 1000 😛), żeby dobrze się bawić, a i nawet, trochę zmęczyć.


Artystycznie 😉


Zdjęcie szerszego widoku, było brzydkie ze względu na rusztowanie 😒

Zejście już po ciemku.
Jeszcze pokonać drogę do auta, przez lokalną wioskę, i przejść na drugą stronę przez drogę ekspresową 😬
Końcówka po zmroku, na asfaltach, już była dołująca, dłużyła się, Kamcia była dzielna i dreptała żwawo, niezbyt często pytając "daleko jeszcze" 😜
Docieramy do buraczkowozu. Uff, grzeję silnik i środek naszej karocy. Jeszcze "tylko" 136km do domciu. Blee, nie lubię jeździć nocą.


Niedziela.
Weekend trwa. To wyskok na pogranicze Beskidu Wyspowego.

Cel pierwszy to Skansen Na Jędrzejkówce.
A tuż obok niego parking i ciekawe miejsce udostępnione publicznie.

Jak małe dzidzi 😙


Pasuje, co nie?
fot. Kama

Najbliższe ciekawostki.

Jest taka ma wpół otwarta, duża, podłużna wiata. Prawie dom 😉

W środku piec. Rzeźby...

fot. Kama

Ławy, miejsce grillowe i do wędzenia.

A tuż obok, zagroda ze zwierzakami.

Tee, zostaw mój aparat!

Jak się górne stado zwiedziało, że turysty przyjechały, to w te pędy, puściło się na dół 😂

Pozujemy.

Jako, że przybyłe zwierzaki z góry, nic nie otrzymały, chwyciły się a sól.

Młode, pozują.

Idziemy do skansenu. Po drodze...
Otóż to!

I w skansenie. Niestety było "zamknięte". Tzn można wejść i pozwiedzać ( za darmoszkę - oprócz wnętrz), ale nie było nikogo w sklepiku/recepcji.

O! Niedzielne turysty przyjechały.




I takie obrusy się wietrzą 😉
Jakby kto nie spostrzegł, to podpowiadam, że to metalowe 😁
fot. Kama


Niestety, żadnych gadżetów nie kupiliśmy, nawet magnesika, bo zamknięte 😞


Opuszczamy to miejsce i jedziemy obczaić Dwór Michałowskich w Laskowej.


Dwór jak dwór 😉 Do środka nie da się wejść.

To kolejna atrakcja dość interesująca i nietypowa: młyn wiatrakowy.

Stoi niedaleko szczytu Łopusze Wschodnie 612 m.




Żeby tam dojechać, trzeba pokonać mega podjazd, gdzie na jedynce musiałem miejscami jechać, strasznie wąziutką, krętą drogą. Jakby coś z góry jechało, to by było bardzo nieciekawie. W zimie, to bym się tam nigdy nie wybrał. Współczuje tym ludziom.

Widok ze szczytu.

I jedna z owych, stromych, krętych dróżek.
Z takimi widoczkami 😍

Po drodze, zahaczamy jeszcze o Przełęcz Widoma 535m. Z punktem widokowym znajdującym się tutaj.
Słabe warunki na focenie i dużo chmur po drugiej stronie...

i dlatego, udało się coś ciekawego ustrzelić na zoomiku 😁

To ostatni punkt wycieczki Bacówka na Zadzielu (ostrość gdzieś zaginęła 😜).

Słonko powoli zachodzi.

Kuchnia polowa, na lato jak znalazł.


W środku, mało miejsca, ale ciekawie.

Opuszczając przybytek, odsłoniły się Tatry.
Ahh 😈


Trzeba wracać do domciu.
Jesteśmy spaślaczki i był jeszcze lodzik w makusiu 🙊




Kącik kulinarny.


Dania z Bacówki na Zadzielu.


Ja zamówiłem gołąbki w sosie borowikowym.
Dobre, choć ja bym je zbezcześcił, doprawiając odrobiną maggi 😛
Sosik za to, rewelacja.


Kama, schabowego 😁 (a co, to jest prowdziwo dziołcha, a nie jakaś paniusia 😜) i ciekawie zasmażaną kapustką.


Smacznego i pozdrawiam.