środa, 30 grudnia 2020

 


Mogielica 1170m n.p.m.

ale czy aby na pewno?!



Święta, święta...

W sobotunio "świętowanie" u znajomych Kamy.

Ja tam delikatnie. Moje ulubione piwko + no dobra, namówili mnie na wódeczkę, ale bardzo, bardzo malutko :p


Spotkanie zakończyło się nieco po 1.

Wstaję 7. Trzeba się "wyspać".
Zbieram sprzęt... gdzie by tu pojechać? Ciągnęło mnie znów w Tatry, ale trochę późno, będą korki i... o 16/17 muszę być w Krynicy, ponieważ Kamcia zorganizowała spotkanie z "matką chrzestną". He, to "już" ten etap? ;)

Klekota palę dopiero 8:47.
Ojj miał opory, bo przymroziło i było rano -10C. Aż mi śnieg w środku powstał :p

Brymm bymm, jadę sobie, wszyscy jadą do Krynicy, a ja mam niemal pusty pas. MiSzCz prostej! Biała strzała południa poleciała 130km/h.

Ale mi się fajnie jedzie!

No i wykrakałem. Na wioskach (łot taki skrót przed Limanową), nawigacja coś mnie dziwnie poprowadziła. Zawracam. Bidon z pićkiem na drogę wpadł mi pod siedzenie. Zanurkowałem ręką i próbowałem wydostać.

Rach ciach koła wpadły do rowu (nie, to nie fosa hehe ;) ) i wiszę. Dobrze, że wolno jechałem.

No ale ni to w tył, ni to w przód. Niedziela, godzina taka, że ludzie jadą do kościoła, nikt nie pomoże.

"Awaryjki" i biegam po okolicznych domach, w poszukiwaniu ciągnika.

W końcu znalazłem, No ale tu zima, traktor od jesieni nie ruszany. Jednak trafiłem na dobrego człowieka. Głupi ma zawsze szczęście ;)

Po marudził, ale pobiegł po wrzątek/gorącą wodę. Zalał chłodnicę w poczciwym Ursusie "trzydziestce", nieco odczekał i chwila prawd! Odpali?

Jedno kręceni, słabo, drugie kręcenie, lepiej, trzecie jest, zaskoczył!


Podniósł mi przód na pasie tym no czymsik w traktorku, co się podnosi do góry z tyłu i lekko pociągnął.

Jestem uratowany!

Chciałem mu stówę dać, (bo tak to jakieś drobne) , powiedział, że to za dużo, że 20zł “na flaszeczkę”. Co za dobry człowiek. Dziękuję Ci dobry człowieku!

Jako, iż akcja ratunkowa trochę trwała, a plan był czasowo napięty, postanowiłem porzucić Mogielicę.
Jak bym się spóźnił, to by mi jeszcze Kamcia kręcenie wora zrobiła! Choć, może to nie było by takie złe see see ;)
A było tak blisko!

No dobra. Nie będzie Mogielicy, ale... nic nie cieknie z klekota, wróciłem do Krynicy o dobrej godzinie więc... Jawo! Hehehe.

Z podejścia.
Gdzież to jeździ o tej godzinie, niemal między narciarzami, w tej sztucznej zadymce.

O i takie ujęcie bez filtrów. To co siadło na obiektyw.

Na dole spotkałem Ewelinę.
A to pójdę sobie "strzała w górę", ona z mężusiem, nieco na około.
O jestem przed nimi, to foteczka :)

Człapiąc do góry z Jackiem, rozmawiamy sobie o sprzęcie narciarskim, co by było np dobre dla mnie na wyjścia na "Świętą Górę".
Fajnie się teoretyzuje, ale zwierza mu się ;) z mej hańbiącej ułomności. Nie umiem jeździć na nartach! Buahaha.

Wpadam na Ski Stop. Siada grzane piwko. Dzięki Łukasz. Widzę, że mają straszny młyn, niech choć w ten dzień coś zarobią, więc uciekam.

Oj spoziera nerwowo na zegareczek.
Gdzie ten Jacek, segmenty na Stravie słąbo wyjdą ;)

Jest i On!
Są i oni... Ewelina, cycki Ci spuchły! ;)
Aaa, teraz to się rękawiczkami wypycha :D

Idę poszwendać się po szczycie, co by piwko wyparowało.
Koksownik koło Koliby, niezawodny :D


Jeszcze ujęcie na Beskid Niski i osiedla Krynicy.

Hmm, myślałem, że będą większe kolejki.


Wyszło na to, że większość uciekła na pobliskie wciągi. Kto bogatemu zabroni (PKL), ostatni dzień jazdy, a ci zrobili wyciągi na Jawo do...16. No ja pierd...

Słońce powoli zachodzi.
W tym jakże miłym dla oka świetle, oceniam szkody. Stwierdzam niemal brak, no dobra, kołpak straciłem :p


I tak to bywa, z przygodami.


Kącika kulinarnego brak, bo i wyjścia konkretnego nie było :p

środa, 23 grudnia 2020

 


Świnica 2302m n.p.m

zimą.

19.12.2020r


W poprzedni weekend, znajomi, w tym Baścik, "przy atakowali" Kościelec.
Nie byłem zdecydowany na wyjazd. Brak raków (kazało się, że "zbędne" :p ) a i jeszcze do "księdza" na urodziny wypadało iść, wieczorkiem :D a i z Dziubaskiem w niedzielę chciałem "po obcować" ;)

Trochę mi żal było, nie tyle wyjazdu, co odmówienia Baścikowi, z którym to nie widziałem się kupę czasu.

No nic, co się odwlecze to nie uciecze.  I jakież było me zaskoczenie, jak tydzień później dzwoni, że znów jest i czy jadę. No tym razem, się nie wykręcę ;)

Oczywiście, że jadę! :D

A gdzie?
Plany różnorakie, coś burczał o Rysach(!). Coś o Świnicy i cosik o zachodnich. Po konsultacjach, stanęło na Świnicy.


Wyjazd o 4. Więc pobudka 3:30. Ledwo się wyrobiłem :p


W wozidło i palimy motorek.

Na miejscu, jesteśmy jakoś 6:30.


Co by tu zabrać?


Ruszamy, wszystko śpi!

Pierwszy wagonik, z obsługą, na Kasprowy.

Co za "Czereśnioki"!
fot. Adrian

Człapiemy dalej...

Babia Góra.

Słonko jest coraz wyżej. Oświetla coraz więcej szczytów.

W promieniach wschodzącego słońca, od lewej, Kondracka Kopa, Giewont i Diablak :D

Piknie!
fot. Adrian
(montaż+obróbka Piżmok)

Człapu człapu. Mijają nas siakieś dzikie dziki (biegacze narciarscy na treningu, na lekko, w adidaskach, z lekkimi kijeczkami. 1h10min na Kasprowy!).

Docieramy na Kasprowy.
Rzucam tekstem, iż "późny ten wschód słońca" ;)
Jakiś fotograf, robi sobie podśmiechujki, że możemy zaczekać na zachód :p
A nie mówiłem jechać wcześniej hehe ;)

Fajne światło...

Jest pięknie!

To największe, to Świnica.

Am, am, drugie śniadanie (co by nie odcięło ;) ), bo pierwsze o 3:30 było marne :p

He?! O co tu chodzi?!
Jak się później okazało...
https://tatromaniak.pl/aktualnosci/komandos-z-estonii-na-kasprowym-wierchu-chodzi-i-zostawia-na-szlaku-dziwne-przedmioty/

Jeszcze jedno ujęcie i pa pa Kasprowy.

Ale fajnie koziczka pozowała pod słońce.
Hmm, jakiś filtr polaryzacyjny by się przydał, ale nie założę do mojego bezlustra :(

Czy to jest "osty cień mgły"?

Idziemy w kierunku Świnicy.
Ujęcie w tył.
fot. Adrian

Baścik pozuje.

I panoramka z tego miejsca.

Upss, kawał góry.
Idziemy, zobaczymy, jaki będzie warun.

Łee, w rączki zimno.
fot. Adrian

Łeee, batonik zamarzł.
fot. Adrian

Dość marudzenia. Idziemy!

Nioo, nioo...
fot. Adrian

Ja tam człapię w raczkach.
A Ci, dopiero tutaj zdecydowali się założyć raki.

No trochę z tym zabawy :p

Ot takie jedyne miejsce, gdzie jest "przepaść".

Potem łot taki, "przesmyk".

Bartek pozuje.

Kolejne pozy Adriana.

Upss, kolejki na łańcuchach, łeee.
fot. Adrian

Zielony polar (no dobra, to chyba seledyn ;) ), to zielone światło. Można w górę.
fot. Adrian

Ja cały czas w raczkach, a Ci, ściągają.

I ostatnie łańcuszki przed szczytem.

Jest w pytkę!
fot. Adrian

Biwak na szczycie.

Akuku.

Ahhh, należy się chwila wytchnienia.

Panoramka ze szczytu.

Hłe, hłe, jaki ten Kościelec malutki stąd :p

A mnie wyposażyli w czekan do "działania w ścianie" z młotkiem. Lepszy taki, niż żaden, ale nie użyłem ani raz, nawet nie odpiąłem od plecaka :p Warunki dość łatwe i w zupełności w samych raczkach było ok.

Schodzimy.
Myślałem, że tylko ja mogę narzekać! Ale co się na marudzili przy zejściu. Że to nie warunki na raki, że się niszczą, że to, że tamto, że ściągać, że ubierać hahaha. 

A ja sobie cały czas idę w raczkach, jest mi dobrze i się śmieję, see see.

Tee, gdzie tam lipisz! :p

Om niom, niom, trzecie śniadanie. Darowany kabanosik, całkiem smaczny :D

Tam my byli.
I co cię cieszysz "czereśniaku" :p
fot. Adrian

Mieliśmy schodzić czarnym ze Świnickiej Przełęczy, lub przez Liliowe zielonym do Murowańca, ale naszło ich na dalsze wojaże, w kierunku Kondrackiej Kopy.

Co?! Daleko, nóżki mnie będą bolały, picia mam mało, jedzenia mało!
fot. Adrian

No cóż, zostałem przegłosowany ;)
Dalej... jakaś koziczka. Daleko.

Druga lepiej pozuje :D

Ryje raciczkami i szuka jedzonka.

Pędzim...

I w tył, jeszcze ostatnie spojrzenie na Świnicę. Nawet z tej odległości, robi wrażenie.
fot. Adrian

Słonko nieźle daje. Tym razem nie zapomniałem pomadki :D
Ale... zgubiłem okularki. Wszystko wina Bartka. Jeszcze nie chciał się wrócić i ich poszukać. Dogonił by nas. Łot taka świnia, co idzie na Świnicę :p

Takie tam...

Uff, już niedaleko przełęczy i na dół!

Taa, ja wam dam Kondracką Kopę. Nie!
Tzn, przeszedł bym to, ale, zaczął boleć mnie kulas (ostatnio w Tatrach dostał za bardzo wyćwikę i nie doszedł do siebie). Kończyło mi się picie (pany, tak diametralnie nie zmienia się planów, bo ja muszę dużo pić, bo pocę się jak świnka!) i foch i nie! :p
Niech wam będzie, jestem "miękiszonem".

Giewont w ostatnich promieniach słońca.

Idą sobie Kondracką.

Fota w tył.
I ten trawers z przełęczy, ojj, biedna moja boląca nóżka ;)

Tak drastycznie spadł mi poziom alkoholu we krwi, że musiałem strzelić "grzane" na schronie.
12zł (przez okienko), takie se to piwo, ale postawiło mnie na nogi :D

I w Kuźnicach, już po ćmoku.

Chcieli mnie zabić. Ale jakoś dałem radę ;)
Trasa:
https://en.mapy.cz/s/katulateca



Kącik kulinarny.

Pojawiła się nowa wersja Bryndzy Sądeckiej
Ta ma 50% mleka owczego! I ja, górol niskopienny, rzeczę wam, iż to czuć!

Papryka zapiekana z nadzieniem.


Składniki:

- Papryka
- Bryndza sądecka
- Natural Mix (kasza jaglana, suszona cukinia, suszona papryka czerwna, suszona cebula).



Kaszę gotujemy kilka minut, potem mieszamy z serem i nadziewamy papryczki.
Do piekarnika i...
gotowe!



Smacznego i pozdrawiam.