wtorek, 27 września 2022

 


Bachureń - przedłużenie Rudaw Słowackich.

07-08.09.2022r.


Końcówkę urlopu, postanowiłem wykorzystać na to, co włóczykije lubią najbardziej. Czyli włóczenie się z namiotem, z "dzikich górach". Padło oczywiście na Słowację.


Postanowiłem poszwędać się na zachód od Sabinova. Zahaczając o obszar, który liznąłem wraz z Kamą, będąc w jaskini Zla diera.


Zajeżdżam do Sabinova i parkuję przy mostku, gdzie jest wejście na szlak.

Podejście się zaczyna, a już grzybki 😊


Człapu, człapu. Można by rzec, iż nuda. Ot taki a'la Beskid Sądecki 😉
Widoczków mało, ale samo leśne dreptanie, napawa optymizmem, wycisza i...
jeb! Samochód w lesie 😆
Jakaś cygańska mafia grzybowa? 😉 Jak oni tu dojechali?!

Spozieram na łączki, nieco poza szlakiem.

I większe łączki, przy szlaku.

Pryy, výhľad!

Jest i pierwsze miejsce widokowe na szczycie Kohút 711 m.

Ooo ile opału. Można by chajcować całą noc 😋

Wiatka.

I widoczek.
Ahh ta Słowacja. A tym bardziej cieszy, bo wszystko co widać, to zwiedziłem 😎
Stoję, rozpoznając szczyty i miejsca gdzie byłem, przypominając sobie owe wypady. Ahhh.

Przegrycha. Suszone morele i śliwki + kubeczek gorącej herbaty.

Trzeba dalej, na dziś jakieś 28km, a dobrze było by zdążyć, zanim zacznie kapać. Coś tam delikatnie ma pokropić. Chwilowo, przelotnie.

Prywatne obozowisko (z chatką) z widokiem na Straże i górę zamkową Saris 

Pierwsze źródełko po drodze. Woda jest. Mapy.cz świetnie się tu spisują, bo ludzie, wrzucają zdjęcia i po dacie można wywnioskować, czy owe źródełko jeszcze czynne i w taki oto sposób, można rozplanować wodopoje.
Tu tez spotykam jedynych ludzi na szlaku, jakiś leśników, rżnących drzewo.

Szersze widoczki 😀


I kolejna świetna miejscówka.

Fajowo tu, ale uparłem się, iż nocleg będzie na najwyższym szczycie owego wypadu.

Dalej... cywilizacja, a miało być dziko!
Nawet wychodek jest!

Religijne te słowaki 😛



I ujęcie na Levockie.

I zamek, na którym to nocowałem, przy wyprawie rowerowej w Cergov.

A i ta długa prosta, przy której zawsze pasą się konie 😍

Jednak, to jeszcze nie miejsce docelowe. Trzeba naginać dalej.
Już widać docelowy szczyt. Tak blisko, a tak daleko!

Maślaczki. Oj zebrał bym na kolację, ale nie miałem żadnej siatki 😕

Dobra, szukam źródełka, aby zatankować 2L butlę na obiad, kolację i ranek. Jestem już niedaleko docelowego szczytu Bachureň 1081 m.
Tu? Wyschło?
Nie, to stare palenisko. Trzeba przejść to powalone drzewo i nieco w dół.

Jest! Ale, nawet nie kapie!

Jest poniżej inna rurka. Coś tam sika.

Ciężko było, musiałem wyryć małą jamkę, podłożyć kamyczka i trochę poczekać.

Jestem uratowany!

Miało tylko po kropić! A ty się rozlało!

Na szczęście, było już blisko wiaty pod szczytem. Ufff.
Czekam aż przestanie. Trzeba drewna nazbierać, rozpalić ognicho i atak szczytowy, na zachód słońca.

Ciekawie, ciekawie po tym deszczu.

Rozbijam obozowisko.

Całkiem dobre te liofizy. Szkoda, że nie kupiłem więcej jak były w promce.

Pozostawiam obozowisko i idę na szczyt.


Tuż przed szczytem.

Ooo, fajowe skałeczki.

Wylazłbym tu, jakby kto miał mi zrobić zdjęcie od dołu.

See see se.

Jest i szczyt Bachureň 1081 m.
Ławeczki już nie ma 😒

Zoomik na mgiełki.


Słońce coraz niżej i niżej.

Zaczyna się spektakl! 😍


Wracam do obozowiska.
Łysy spoziera zza drzew.

Siedzę jeszcze trochę przy ogniu i pakuję się do śpiworka.
Było dość ciepło, a obawiałem się niskiej temperatury. W letniej puchówce i kurtałce puchowej, nawet trochę za ciepło.
A w nocy... zaczyna się rykowisko. Ahh to ryczenie, niosące się po górach. Polecam każdemu, przeżyć choć raz rykowisko w samotności w górach.
Na szczęście, nie ryczały mega intensywnie, więc spać się dało.

Nad ranem... niespodzianka.
Łatanie namiotu taśmą na gorąco, puściło. Dobrze, że nie lało w nocy!
Trzeba kupić inną taśmę i podjąć kolejną próbę reanimacji.

Śniadańko. Jest jajkownica 😁

Wschodzące słońce, przebija się przez drzewa.
Niestety, jest to słaby punkt, na obserwacje wschodów.

Pakuję mandżur i w drogę. Dziś przede mną jakieś 30km.

Trzeba by zatankować.
Mijam to miejsce w pośpiechu, ale wracam się.

Tankowanie...
Taka długa drewniana rynna.
A zobaczę co w źródle.

A tam w róże, zgięty w pół siedzi "wonsz"!
Myślę sobie. Jak zdechnięty, to z wody nici. Wyłowiłem go patykiem. Zamrygał mi łocyma, ale widać, że skurczybyka przymroziło w nocy w tej wodzie, bo ospały strasznie. No ale żyw. Może nie narobił wprost do rurki 😆

Mimo wszystko, staram się, nie pić tej "wężowej wody".
Za jakiś czas, ma być kolejne źródełko.

Łot takie połoniny, tylko wykoszone hehe.


I znów na szczycie Bučie 1006 m.

Dalej...

Ale marnotrawstwo wysokości. Tam z góry, w tą dolinę i znów w górę 😩

Cosik będzie tu robione Mindžová 920 m.

I docieram do mekki włóczykijów.
Jest tu świetne grilowisko.

Sporo drewna i siekiera.

Zapas wody, piec!

W domku, który jest otwarty(!), kolejny piec.

A na pięterku, sporo miejsca (na parę osób). Super!

Owa miejscówka, z nieco z niższa z dróżki do źródła.

A cóż to za akwedukty?!

To prysznic polowy. Wlewam ową "wężową wodę" i biegnę przemyć łepetynę i twarz 😁

Jest tam z boku, zaworek, do tego akweduktu, ale owe pokrętło od zaworka, schowane.
Tu tankuję u wylotu rury na górze.
Właściwe źródło/ujęcie, zabudowane, więc raczej nic tam nie pływa 😉

Chwila przerwy na jedzonko.

I zbliżenie na odległe mgły.

"Korzonkowy Jezus".

Jeszcze sporo drogi przede mną. Czas się zbierać. 

Kolejne ciekawe miejsce, ale już mniej gościnne, bo wszystko pozamykane/

Do wody też dalej i... zwierzaki zrobiły swoje 😛

Skałki tuż przed wsią Uzovské Pekľany.

Sklep, dajcie mi sklep. Piwa chcę!
Jest i on. Zakupuję lokalny specyfik w cenie 70eurocentów. Pani pyta, czy na miejscu. NO na miejscu a co, na wynos zapakuje?
Siadam z boku, na pozostałości dawnych stolików.

Suszę stopy i zmieniam skarpety.
Podściółki bez ceraty, dość szybko puściły.

Pstrykam jeszcze fotę, temu przybytkowi poprzedniej epoki.
Wtem, zagaduje mnie tubylec i pyta:
Co tu takiego do fotografowania.
Odpowiadam mu, że stary sklep. A on na to: Aaa komunistycki! 😆
Pośmialiśmy się, ale podkreśliłem, że może i komunistycki, ale piwo jest, to jest dobrze 😉

Bramy wjazdowe, nie muszą być smutne.

I znów pnę się w górę.

Pozostałości dawnej cywilizacji 😉

Ha! Są ci z mafii grzybowej 😜

Przechodzę przez kolejną wioskę, no to już takie prawie miasteczko 😉
Uzovský Šalgov.

Jeszcze trochę asfaltu, ze stałymi elementami krajobrazu, czyli Straże i Šarišský vrch z zamkiem. 


Odbijam łąkami i do Sabinova.
Już mi się ciężko idzie. Stary się robię, niedołężny. 

Czy chce mi się jeszcze iść na wieżę widokową nad Sabinovem?
No nie bardzo, ale to tak blisko, pójdę!

Wychodzę a tam czają się z jakimiś kamerami!
Podchodzę, a koleś podbiega do mnie z mikrofonem i pyta. Czy dużo chodzę.
Odpowiadam, że z Polski jestem.
Aaa Polski turysta. A czy ja wiem, że tu Krížová cesta i są krzyże.
Odpowiadam, zę wiem, bo na mapie widziałem.
A ten mi, no, że była, bo jacyś wandale, połamali krzyże. I co ja na to.
Ja mu na to, że to niedobrze, wandalizm, jeszcze obiekty religijne (jaka by to religia nie była). I, że powinni ich złapać i do kopalni, najlepiej uranu!
Aż się uśmiał, pan reporter.

Tak to zostałem gwiazdą lokalnej TV, o ile to wyemitowali 😛

To jeszcze widoczek z wieży i wracam, naładowany pozytywna energią po tym spotkaniu. I do samochodu.

Piękny to był wypad. Dlatego też, tak dużo fotek.

Oby jak najwięcej, tak treściwych wyjść!



Kącik kulinarny


Rydze smażone na maśle z ziemniaczkami i szczypiorem.


Składniki:

- Rydze

- Ziemniaczki

- Szczypior

- Masło, sól.



Ziemniaki nastawiamy wcześniej i gotujemy.

Nóżki odkrawamy i tniemy w talarki. będą z masełkiem, jako omasta do polania na ziemniaki.

Kapelusze, wraz z nóżkami podsmażamy na maśle. Żadne oleje, smalce, oliwy, masło!


Na ugotowane ziemniaczki, wylewamy masło ze smażenia rydzy wraz z nóżkami. Kapelusze kładziemy obok i posypujemy szczypiorem.

Tyle, a niebo w gębie!


Smacznego i pozdrawiam!