niedziela, 30 maja 2021

 


Szpiglasowy Wierch 2172m n.p.m.

przez 5 stawów i MOKO

24.05.2021r.



Mały odpoczynek od pracy. Troszkę wolnego.
To może z grubej rury i uderzyć w poniedziałek w Tatry?

Ale gdzie? Słowacja dalej zamknięta, a w polskich, już prawie wszędzie byłem (tam, gdzie są oficjalne szlaki turystyczne). No ale, jak na Jawo potrafię iść 1843 raz, to czemu, znów nie zawitać, w któreś z miejsc, które darzę sympatią i z którym mam wiele wspomnień.

Padło na "Dolinę Pięciu Stawów Polskich".


Uwaga!
Teraz, na parking na Palenicy Białczańskiej, bilet kupujemy/rezerwujemy online!

Koszt, 35zł. Jak nie kupimy przez neta, to jest duża szansa, że nie będzie miejsca (a w sezonie, to już nawet więcej jak pewne). Nawet jak jest wolne, a nie mamy bileciku, to kupno na miejscu to już... 50zł! 

Bilet należy kupić, do 24 dnia poprzedniego!

Dobrze, że się zorientowałem po 22 :p


Wstaję wcześnie rano, jedzonko i ruszam.

Docieram na parking i wio!


Łot jaki sprytny quad, z dwiema osiami z tyłu.
Wiozą zaopatrzenie dla schroniska w "piątce".

W planach mam Szpiglasowy Wierch. Aby zobaczyć jak ze śniegiem i warunkami na nieco stromszym zboczy, idę na schron czarnym szlakiem.

Ooo, pierwszy raz widzę, jak działa ta kolejka.
CO dziwne, linka, która później ją wyciąga w górę, dynda tal luźno, że szura o kosówę, hmmm.

Nioo, trochę tu, trzeba się wypocić. A w dół, ludziska lezą na krechę.

Widać już górną stację wagonika towarowego.

Wpadam na schron.
Zaczęło wiać, przyszły chmury zasłaniając "Szpiglasa". Ogólnie, tak, nie za fajnie.
A to walnę piwko, przejdę się w stronę odbicia szlaków i zobaczymy, najwyżej zawrócę i albo przez Świstówkę, albo ucieczka na dół koło Siklawy.

To panoramka.
Sporo śniegu jeszcze tu leży.

Człapię dalej i obserwuję szlak. Nie wygląda to zachęcająco.
Siakoś tak jakoś lawiniasto.

Dalej...

Już niżej zakładam raczki. Śniegu na tyle dużo i jest sypki i zapadający, iż stuptuty bardzo przydatne.

W górę, w górę, do skałek.
Raczki, w sumie nie są konieczne (i mało pomocne na taki śnieg), bardziej, przydał by się czekan (w razie "W"). Mając kije, składam je do 1/3 używanej długości. Wbijam mocno, niemal po samą rękojeść i asekurując się na nich, wspinam w górę. 

Tu było trochę bojno :p

Jeszcze przejść tylko jedno lawinisko i jest bezpiecznie.

Jeszcze "tylko" wydrapać się na przełęcz.
Pod podejściem doganiam tego drugiego gościa.
Szedł "zimowym wariantem". Oczywiście, nie przez staw, bo lód za cienki. Mniej lawiniasto, ale dużo gorzej przetarte i nieźle się wymęczył, wpadając co chwilę po kolana w śnieg.

Fotka, tuż z pod przełęczy.
Idziemy razem. Zachowuję pewien dystans, dla bezpieczeństwa. A gdybym ja pojechał, to będzie miał kto zadzwonić po TOPR :p
Idąc samemu, w tych trudniejszych odcinkach, dobrze jest doczepić się do kogoś, czy nawet poprosić o, nie tyle pomoc, co "opiekę".

Wychodzimy bezpiecznie na przełęcz.
No to co, jeszcze na Szpiglasowy!
Idę pierwszy. I tu również, w paru miejscach jest, "ciekawie".
Jest. Szczyt zdobyty!
Niestety, znów przywiało chmury i zimno. Nie stoimy tam długo, schodzimy wersją "zimową".

Panoramka ze szczytu.

Jeszcze tylko "zbiec" do MOKA. No tak. W lecie, to tam by można było "poszaleć". Przy tych warunkach... szlak letni w ogóle nie przetarty.
Trzeba iść zimowym, który, w tych okolicznościach, nie jest tak oczywistym wyborem.
Stok południowy, śnieg kasza, wszystko "płynie". Jest go na tyle mało i jest na tyle sypki, że nie ma gdzie wbić czekana, czy raków (jak ktoś ma :p). Raczki są tu w sumie, niemal nieprzydatne.
W najstromszym odcinku, robimy mijankę z parką, która mimo raków i czekanów, jest... średnio zadowolona ;) z panujących warunków.
Przy mijaniu, podają mi czekan (dziękuję za troskę, dobrzy ludzie). Ale to jest całkowicie bez sensu, bo nie ma gdzie wbić. Chyba, żebym go miał na dłużej, bo w trakcie ślizgnięcia, może by wyhamował.
Wbijam, mocno wyciągnięte kije, daleko przed siebie i opierając się na nich, zsuwam się na tyłku :p
Mój towarzysz, zrobił się marudny. Że lepiej było by inną trasą, że raki na skałę nie są dobre, że nie ma gdzie wbić czekana, że to, że tamto ;)

Noo, tam na nartach zjeżdżać, noo noo. Choć większe WoW jest, jak ktoś jedzie rysą z Rysów. Ale owe ślady po nartach, malują tu piękne wzory na śniegu.

Gdzieś dalej, ma uwaga skupiła się na rurce od bukłaka i... ho siup, ślizg i prze turlikałem się na szlaku.
Dobrze, że w tym miejscu, nie było już stromo, bo mogło być różnie. Trzeba być czujnym zawsze!

Kompan, filozofuje dalej :p Oświadczam mu, że, pójdę szybciej, bo muszę się wypierdzieć :D
Doganiam tego gogusia, co był wyżej nad nami na podejściu na przełęcz (ale nie szedł na Szpiglasowy).

Dziwny typ. Miał kije. Nie widziałem ani raczków, ani raków (no może miał w plecaku(?), notabene, niechlujnie zapiętym) i szedł w jakiś "półbutach", czy to trekkingowych adidaskach (stuptutów też nie widziałem). Hmm, to ja myślałem, że brak czekana dyskwalifikuje od takich wojaży, a tu "proszę"! :(

No nic, lecę dalej...

Coraz ładniej, z taflą Morskiego Oka.

Gdzieś tam, zatrzymuję się i wpadam w kosówę. To nie są pierdziochy, coś grubszego heheh.
Uff, od razu lepiej.

Można śmigać dalej.
Kolejne lawinisko, a jakieś kilkadziesiąt metrów wyżej, widziałem mikro lawinkę, jak ten śnieg cukier, się zsuwa. Niby "tylko" lawinowa jedynka, jednak myślę, iż miejscami to zasługiwało na więcej.

Mnich.

Ok, skończyły się ostatnie płaty śniegu.
Można ściągać raczki i stuptuty.

Łot ujęcie na mini wodospadzik.

I taki lasek, jak nie tatrzański ;)

I kolejna panorama.

Na schronisko nawet nie zachodzę. Za dużo ludzi!
Człapię asfaltem na dół. Aby jak najszybciej! Nie cierpi ę tego asfaltu, aczkolwiek, bardziej nienawidzę, chyba tego w Dolinie Chochołowskiej (zły uraz :p ).

Do teraz, wszystko było ok.
Po przejściu dosłownie nie całego kilometra, czuję, że będzie źle.
Buty zaczynają mnie obcierać, na kostkach nad dużymi paluchami.
Idę, tak szybko jak się da, aby ta katorga asfaltowa, się skończyła jak najszybciej.

- Te, człowieki, gdzie idziecie?!

Docieram na parking. Stopy pieką, kostki obdarte. No tak, tą parę mam nie rozchodzoną do końca, a w dodatku, wsadziłem grube, korkowe (ze skórzaną wyściółką), wkładki. To był błąd!
Ale przeżyłem, jednak na kolejny wyjazd, zmieniłem wkładki.





Kącik kulinarny

Dzień regeneracji, to dzień spacerku (w adidaskach!) na Jawo.
Niestety czosnek niedźwiedzi, już zakwita.
Zerwałem trzy garstki młodszych liści.

Zatem... bób z sosem z pesto z czosnku + bazyliowy i makaronem.

Składniki:
- Czosnek niedżwiedzi
- Śmietana
- Ser (parmezan, albo inny, kto co lubi, jakiś długo dojrzewający o charakterystycznym smaku, będzie ok).
- Bób
- Makaron
- Pesto
- Cebula

Cebulkę lekko podsmażamy na maśle. Gotujemy bób, potem wrzucamy go na patelnię do cebuli. Dodajemy posiekany czosnek niedźwiedzi. 
Na koniec pesto.
Ugotowany makaron kładziemy na talerz, nakładamy bób z sosem i posypujemy drobno startym serem.

I gotowe!


Smacznego i pozdrawiam!


wtorek, 25 maja 2021

 


Jak z Wiliera zrobić gravela 😂

Piwniczna-Zdrój - Baszta Rytro - Bobrowisko Stary Sącz

21.05.2021r.



Wolny dzień, ładna pogoda. Trzeba coś zdziałać!

Może rowerki?

Czemu nie.

Podjeżdżamy nowym wozem :D do Piwnicznej Zdrój.

Wypak rowerów i jedziemy na Stary Sącz, na "bobrowisko".

Pierwsze widoczki.


Jest i Kamusia, co wyprzedzi i pędzi strusia 😘

A to jeszcze na basztę w Rytrze. Nawet nie wiedziałem, iżod strony rzeki jest podjazd dla rowerów.
Na pierwszej ściance, odpadłem. Może jak by z tyłu na kasecie było 32 to bym wyjechał. Nie wiem dla kogo to było projektowane, chyba dla elektryków :p

Pchaj, Kamcia, pchaj!

Dalej, też stromawo, ale tu już wymęczyłem.

Jest i baszta.


I szeroka panoramka z tego miejsca.

Jeszcze wspólny selficzek ;)

fot. Kama

Zjeżdżamy na dół i dalej, ku bobrowisku.
Eee, ale to miała być Velo ścieżka, asfalcik!
Może dalej będzie lepiej.

No nie, jak moja "Włoszka" ma to przeżyć. I moje białe ciżemki za tysiaka 😆

Mogłem zrobić trzy rzeczy.
1. Usiąść i płakać.
2. Mieć wkurwa, zwyzywać tych "projektantów" i słać skargi do gminy ;)
3. Śmiać się.

Wybrałem bramkę nr 3. Nic nie zepsuje tego dnia!

Ratowanie "Włoszki".

fot. Kama

Kama kontempluje, nie mylić z pluciem kątem ;)

Baszta w oddali.

Noo, zajebiste dróżki na szosę, na delikatnych oponach Pierelli 😛


Pryy, dorwał nas "Dziki Głód"!
Specjalizują się w Langosach. Pierwszy raz jadłem "to coś z Węgier".

Wybrałem opcję "Bałkańską" - czyli oliwa czosnkowa, tzatziki, ser, koperek.
Dobre to było!

Hłe hłe.

A cóż to, portret Erysia? Królika Kamy. Eee,, to chyba zając ;)

Już prawie na miejscu. Odbijamy na most nad, jeszcze Popradem.
Blee, bruudna woda. Tak to bywa w górach, popada i syfek. Ba, nawet jak u nas słoneczko, a u Słowaków leje, to potem jest, syfek 😞

Niech moc będzie z Tobą!

Łoki doki, jedziem dalej.
Jedna z dziesiątek dzikich plaż nad Dunajcem.

Jest i owa enklawa.
Są szuwary... Wodnika ;)

Łot i takie chatki edukacyjne.

Z wizjerami do podglądania zwierzaków.

Ładnie tu.

Moja prywatna, asystentka rowerowa 😉


I "główna chatka".

Jest i chatka bobrów.

Kładka przez resztę szuwarów.

Owy główny obiekt, z tarasem widokowym z lunetami (które nie działają :( ).
Widać także, działalność tych futrzanych szkodników 😜


Jeszcze rzut okiem na stawy.

I tak sobie wracamy, jedziemy, jedziemy, aż tu nagle zaatakowała nas zza krzaków "świątynia" 😆

Pojedli, popili to w drogę!

Stary młyn.

A moze, jako wisienka na torcie, jeszcze na platformę widokową na:

Kamcia się nie poddała. Jedziemy, a srogi to podjazd, mimo, że tylko 2km.

I na szczycie.

To jeszcze panorama z platformy.

Odpoczynek i chwila zadumy.

Teraz zjazdddd. Owy odcinek MTB 😛 mijamy, jadąc kawałek główną drogą (w sumie, to chodnikiem bo duży ruch).
Docieramy bezpiecznie do wozidła. I do domciu.

A w domciu...



Kącik kulinarny

Krewetki w sosie z makaronem.

Składniki:

- Krewetki
- Makaron (szerokie paski)
- Śmietana i pesto (to jest bardzo dobre, z biedry)
- Suszone pomidory, czosnek
- Białe wino (zarówno do sosu jak i do spożycia)


I gotowe.

Tak to miało być, na "bogato" ;) Ponieważ, to nasza rocznica. Tzn, kto by o tym pamiętał, na pewno nie ja.
Jak to chłop: "no jesteśmy ze sobą rok, bo to jakoś w maju było".
Jak to baba: "21-szego mamy rocznicę!" 😂

P.s
Jak już tyle wytrzymała z takim trollem, to chyba mnie kocha 😉

Pozdrawiam i... smacznego.