niedziela, 3 września 2017



Zawody radiowe
02-03.09.2017



Kolejne ogólnoeuropejskie zawody radiowe i kolejny raz pomagam znajomemu w rozbiciu stanowiska. Tym razem, poleciał z grubej rury, dosłownie :p
Pogoda zapowiadała się paskudna. Idzie zimny front i opady deszczu. Rysiek rezygnuje z namiotu i postanawia rozbić się na dwójce, za "Żółwikiem". Koczować w budce/sterówce.

Jako, iż Toyota gondoli w naprawie, to cały szpej, jak i nasze szanowne dupska, wywozi kolejka.
Ładujemy graty do wagonika towarowego.

Patrzą na ten sprzęt, potem na nas i od razu podśmiechujki. Co wy z tą bazooką będziecie robić. Do czego będziecie strzelać z tej haubicy hehe.

Faktycznie, sprzęt wojskowy, który Rysiek wyhaczył z demobilu. 12 metrowy maszt rozkładany pneumatycznie :D
Dobra, jakoś to zapakowaliśmy i wywaliliśmy na górze z wagonika. No ale, tak to nieść na miejsce rozbicia. Eee... werbujemy Karola. 
Dzięki misiu! Flachę wypijemy (pewnie jeszcze nie jedną ;) ).

Jesteśmy mile zaskoczeni, nic po drodze nam nie wypadło hihi ;)

Aby mieć siłę do pracy, wpadamy na Kolibę. Na browarka.
Oprócz, dwóch takich baranów, co się w taką pogodę z kawałem żelastwa wybrali, był też trzeci. Drewniany.

Bierzemy się za montaż.

Kurwa, jaki ten rysiulec jest brzydki. Nie wiem który paskudniejszy, On, czy ja. W sumie ma żonę i dzieci, a ja dalej zapinam kota ;) no ale, powiedzmy, że i tak jest szpetny.

W tym roku, to odjebał konstrukcję. Maszt masztem, ale do tego 3x anteny.

Trochę nam schodzi, trochę bardziej niż trochę!
Jednak, nastąpiły niespodziewane przeciwności losu. Nasz radiowiec dostał ataku jakiegoś grypska żołądkowego, czy ki uj. Po pierwszym sraniu, myślę sobie:
- No cóż, wysrać się w lesie każdy lubi ;)
Po drugim:
- Coś się dzieje.
Nagle chłop słabnie, musi siąść, nie da rady stać na stołku i kręcić śrub.
-Eee, może coś ściemnia? Nie chce mu się, SKS, liczy na to, że ja odwalę większość roboty.

Zdanie zmieniłem jak poszedł straszyć niedźwiedzie. Tzn nie, to nie było straszenie niedźwiedzi, to był raczej przeciągły odgłos wkurwionego głuszca buahaha.

Nawet bidulek, nie zdążył zbyt daleko odejść. Oj wymęczyło go. Jednak, trzeba przyznać, mocno się trzymał. Motywowałem go, że jak już tyle przygotowań i męki, trzeba to dociągnąć do końca. Nie poddał się.
Jednak, miał chwilę "zwątpienia", jak podłapałem fazę z "głuszcem". Tak sobie robimy i wyskakuję:
- A tu wyjeżdża gondolą wycieczka z przewodnikiem. Wychodzą, ten im tłumaczy. Na lewo Beskid Niski, na prawo...miejsce występowania głuszca z charakterystycznym odgłosem godowym.
Nieboraczek, prawie popuścił ze śmiechu, toż to już byłą chyba faza świstaka, ledwo w krzaki dobiegł. Tak się nakręciliśmy śmiechawką, że ja prawie płakałem.

Ok. spokój! Działamy dalej.
Anteny zamontowane, teraz trzeba pompować maszt.

Jeszcze...
A tu dwie i pół kropeleczki, nie więcej.

Kto ma pompować? A kto bije do opon w kolarce 8-9 atomosfer?
Łapię pompkę i naginam.
Ha, jest, stoi! Jeszcze odciągi, szybko.


Kawał radiostacji.

Idziemy do Harnasia posilić się.
Łot taki ciekawy "żyrandol".
Biedny "głuszec" zamawia tylko herbatkę miętową :p

Po mojej stronie ląduje browarek, do tego schab zapiekany z pieczarkami i serem żółtym, wraz z gotowaną kapustką i frytkami :p Uwielbiam taką kapustkę, była bardzo dobra!
Ryśkowi skacze gul ;)

Dobra, koniec srania po lesie! Trzeba łączności robić!
Sprzęt.

Ja brzoza, ja brzoza.

Zanosi się coraz bardziej!

Ja kursuję między punktem radiowym a schroniskiem na Jaworzynie.
Wracając do Ryska po 22, to już zupełnie nie widać masztu, ani budki. Ba, ryśkowa czołówka nie pomaga, nawet przeszkadza bo jest za mocna i odbija od mgły. No tak jeszcze po 3-4 piwach, to mógłbym go nie znaleźć ;)
Siadam jeszcze na chwilę. Ryśko koczuje przez całą noc. Zawody trwają 24h! Przed 23 postanawiam zejść na dół o świetle latarki z komórki :p
Sterownik od rotora marnie działał, ale ja raczej obrałem dobry azymut. W tle mały rozgrzewacz :D

Rysiek chyba troszkę się przejął. Poprosił abym dał znać jak zejdę, czy jest ok, bo jak nie, to będzie szykował akcje ratunkową hehe. Dobry kumpel!
Schodzę na dół "dwójką". Przy asfalcie daję znaka, że żyję. Człapię do domu, zaczyna padać, wieje mocno i jest ogólnie chujowo.
Pojebało Rycha hehe - ale pozytywnie!

Mam nadzieje, do zobaczenia za rok. Postawimy jeszcze większy maszt i więcej anten. Z kosmitami będziem gadać!
Nie poddawaj się Rychu! Jak ten wypad Cię nie zabił, to przeżyjesz już wszystko :)
Hoł!