sobota, 28 grudnia 2019



Krynickie świętowanie.
25-26.12.2019r.



Święta, święta, święta...


Ojciec poleciał do Szkocji, do starszej siostry. Młodsza zapraszała mnie do Łącka (dziękuję ❤), a ja, postanowiłem świętować w Krynicy. Miałem jakieś szalone plany biwakowe, jednak, zima się coś spóźniła i to, co zaczęło robić się za oknem, przypominało bardziej jesień, a nie zimę :p

Dziękuję wszystkim, którzy zapraszali mnie na Wigilię. W końcu, odwiedziłem taką jedną poszkodowaną bidulę, uwięzioną w mieszkaniu. Miło było, posiedzieliśmy do godzin pasterkowych, a i "kolędników" (tzn kolędniczki ;) ), mieliśmy. Nawet jedzonko przyniosły, ale po bezie z nadzieniem (kapitalnym - oczka by jadły, ale dupcia nie może ;) ), musiałem odmówić dalszego przyjmowania pokarmów.
Po powrocie do jamy, siedziałem godzinę w internetach, szukając miejsca, gdzie była by, jako taka, pogoda na biwakowanie. Gdzieś tam dopiero koło Koszyc, była szansa na przejaśnienia. Ale, wilgotność podchodząca pod 80%, brak słonka i 0/+2C, zniechęciły mnie skutecznie do dalszych wojaży.

Więc co? Jawo! :p
Ale, ale, tak normalne, zwykłe wyjście na Jaworzynę?! Może ubrać czapę mikołaja i wyjść nago, czy co hehe. Nie no, dobra, bo mnie jeszcze w kaftan zamkną ;) A jak święta, niech będzie świątecznie. Garnitur!

Startujemy. Maciej na skiturach.

Ta mina mówi wszystko ;)
Na dole "Lodowiec Jaworzyński" buahaha.

Niee, niee, aż tak mnie jeszcze nie potyrpało, aby w garniturze podchodzić. Ot spakowałem do plecaka.
Przynajmniej nauczyłem się, jak składać marynarkę, aby się nie wymiętoliła.

Coolio, zostaw myszki, chcą spać, w końcu jest zima... eee?

Za ścianką warunki już całkiem niezłe. Mimo, że nartostrada zamknięta, to sporo ludzi jeździ na sam dół.
Spotykamy Jurka z synem.

Hmm, faktycznie, gdzieś tam na Słowacji (mniej więcej w kierunku Koszyc), coś jakby się przejaśnia.

I tak jeżdżą na dół. W sumie tyle dobrze, dla reszty, że "trójka" za bardzo się nie korkowała.

Wyłazimy na szczyt i na rozgrzanie przy kominku do Popardy.
Witamy, witamy szefostwo! Wesołych!

Jest i Andrzej. Ja wytargałem butelkę wina i talerz z serkami i kiełbaskami dojrzewającymi :)

Znikam na chwilę, aby się przebrać.
Taaa daa!
Pani Grażyno, proszę nie patrzeć na mnie tak łapczywie! ;)
fot. Maciek

Maciek ucieka na dół. A ja idę dalej "kolędować".
Wpadam na Gopr_ówkę.

Ooo, psiakowo. Jest Tito i Luna.

To na pamiątkę z Piotrusiem.
fot. Zboro

i ze Zborusiem :p
fot. Piotrek

Jest i szef wszystkich szefów ;) solo.
Psiaki czyżby już świątecznie przejedzone?
fot. Piotrek

Daj buziaczka pańciowi.

Chyba jednak nie przejedzone :p
Romek, nie drażnij psa, bo zostaniesz bez ręki ;)

Zacna porcja, nie wiem kto tu był bardziej głodny.

To jeszcze widok z okienka Gopr_ówki na Kolibę.

Pamiątkowa fota.

Trochę się zasiedziałem u chłopaków. Kolejka tylko do 16, Ski Stop już zamknięty :(
Zmieniam tylko "laczki kosciółkowe", na coś, co pozwoli mi dojść do schroniska.

Padło drzewo. Kolejne, jak Łukasz ze schroniska pojechał na dół i wracał. Pizdusie :p ze straży pożarnej, nie założyli łańcuchów i nie dojechali. Musiał sobie radzić sam!

To wesołych... eee... tee, ale to do szampana a nie wina! Cóż, pijało się ze szklanek, pijało się z gwinta, to i tak świątecznie, że jest takie szkło hehe.

Hektorek kocha Kasię.
Dziękuję za ciasteczka, własnoręcznie pieczone przez Katarzynę.
Nooo dobra, chowaj już!


Ponownie dzięki, za poczęstunek, co bym nie opadł z sił ;) Poratowali mnie pieczonym udkiem z kaczki i sałatką. Pychotka!
Noo tak...
Najpierw żarcie, potem kobitki! ;)

A kobitki... cóż, mężatki (z mężami "przy boku" - nie bójcie się, ja dżentelmen ;) ). Ale takie, jak się same przyznały, jeszcze "trzydziestki" hehe. Dobrze się trzymacie :D a ja mam chyba "kryzys wieku średniego" ;), ponieważ myślałem, że jestem starszy. Miło było poznać... a córa, to chyba za młoda ;p
Dzięki ekipo z Tuchowa, za zaproszenie do stolika.

Gadżety dla dzieciaków, świnkowe rękawiczki - fajne, mają większy rozmiar? ;)

Ciii, śpi.
Ten to ponoć jeździ na szosie od 3 lat. Coo, a po co mu takie bicki na szosie?! Może kręci rękami? hehe ;) Pozdro Grzesiek!

Przyjaciółki...

Później, atmosfera nieco się zepsuła.
Najpierw gdzieś o 16, a potem o 20, pani przeszkadzało, że dzieci głośno się bawią. Nie wiem, ja tam na sali nic nie słyszałem :p Wszystko może było by i ok, ale padł jakiś tekst o "zoo i małpach" hehe.
To panów z ekipy tuchowskiej, trochę zagotowało :p
Aby załagodzić sytuację, podszedłem do owej kobitki i poprosiłem, aby nie kłócić się w święta. Odprowadziłem ją i jej faceta na górę, aby jeszcze sprawdzić to "zoo" ;) Nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Zasugerowałem, aby wszelkie uwagi, zgłaszać do obsługi schroniska, a nie bezpośrednio do stolika, aby nie doszło do jakiś większych starć :p
Podyskutowaliśmy jeszcze trochę przy stole i dziewczyny, tzn mamusie :) , zebrały się, ogarnąć dzieciaki. A chłopy zostały jeszcze na chwilkę ;)

Cóż, co dobre, szybko się kończy.
Ekipa idzie spać, a ja uciekam na dół. Dobrze, że nie zapomniałem się przebrać. W garniturze, było by ciekawe zejście ;)


Kolejny dzień...
to lenistwo, no ale tak nie do końca!
Jak wypocząłem po "jaworzyńskim kolędowaniu", zebrałem się do księdza.
Po kielonku cytrynówki, na każą z nóżek :D i idziemy na Górę Parkową obczaić "świecidełka".

Sypie i sypie. Powoli, robi się zimowo, ale to dopiero od jakiejś wysokości (prognozy na dalsze dni, to śnieg i mróz!).

Docieramy.
Bajkowo!



Jedziem!




Po restauracji u Babci Maliny, nie ma śladu, a lokal stoi pusty, do remontu :(
Na dole założyli takowe foliowe fartuchy i piecyki gazowe. Jakiś klimat jest, ale tak...słabo.
Zresztą i tak już zamknięte :p

Uciekamy więc na deptak, do naszej ulubionej "kolarskiej kawiarni".
Siedzę przy lampce wina, przy tak ładnie przystrojonym miejscu.

Dołączył do nas jeszcze Wojtek. No dobra, namówił nas, to na chwilkę do Małopolanki.
Jest muzyka, na żywo. Fajnie... nie fajnie ma się mój portfel ;) Mogłem wziąć od razu karafkę, a nie tak się rozdrabniać :p



Kącik kulinarny.

Sałatka z tym, co piżmoczki lubią najbardziej.
Nakupiłem na święta trochę kiełbasek i serków dojrzewających.
Szczególnie smakowały mi te kabanosy z dzika z pepperoni. I faktycznie było tam ponad 70% mięska z dzika. Pychotka (za wcześnie je kupiłem i do sałatki uchowały się tylko dwa :p ).

Do tego mix sałat, a sos, standard: miód, musztarda, ocet jabłkowy i oliwa z oliwek.

Ciachamy, mieszamy i gotowe.
Ten mix serów i wędlin, wyszedł genialnie!
Z wierzchu polane przyprawą z octem balsamicznym (ta gęsta, która zawiera 60% octu balsamicznego z Modeny, jest kapitalna).

Smacznego i pozdrawiam!

sobota, 21 grudnia 2019



Mini jaworzyńskie włóczykijstwo.
Czyli otwarcie sezonu?!
21.12.2019r.


Ojj, miała być zła pogoda, a nie była zła ;) 
Jednak, zanim się wydostałem z pieleszy, to zaczęło się robić źle :P

Czy to archiwalne zdjęcie. Otóż nie, z dziś!

Od schroniska po Ski Stop, jest zlodzone. Wyjechałem środkiem, bez problemu, na zwykłych oponach (bez kolców).

Pod Ski Stopem.

I na szczycie.

Grzanie stopek u "Popardowej".
Grażyno, przepraszam, nie ujawniłem się dziś. Szybko uciekłem bo zmarzły mi stopy (podjeżdżałem bez neoprenów).

Kto tu parkuje narty?! Na tą porę roku tylko rower ;)

To jeszcze wpadam na goprówkę.
Tee, ale Ty miałeś tylko wciągać brzuch, a nie szczerzyć zęby :P

Zapierdalam na dół.

Pryy, oczywiście zahaczyłem o schron :p
Dzięki Łukasz za poczęstunek!

Pod dolną stacją, słyszę śmiechy.
Parkuję...

A tam gruba biba!
Ja pierdole, grilla odpalili. Boczek, kiełbaski i oscypki!

Noo nie... darujcie mi! Muszę uciekać ;)

Całe życie z wariatami!

"Gandalf"! Nie smuć się, będzie dobrze :p


O kurwens... na Jawo jak i pod Jawo ;) jest ZŁO!
Dzięki za gościnę, wariaty!

Kącika nie będzie :p

piątek, 20 grudnia 2019




Wizyta na Jawo
+
Parapetówa u "pastuszków".
14-15.12.2019r


Nadszedł ten dzień, 14 grudnia - sobota. Andrzej z żoneczką, skrzyknęli starą paczkę (głównie ze studiów) i robią parapetówę w ich nowym domu. Zacne towarzystwo się zebrało, a ciężko zebrać całą bandę.
No tak, ale to dopiero tak 15-16 pod Nowym Sączem. Przecie tyle czasu nie będę się pięknić i pachnić ;) Szkoda dnia, trzeba skoczyć na Jawo. Trochę migała mi czerwona lampka, a jak się zasiedzę i nie dotrę na imprezę, to mi będą wypominać do końca życia!
Postaram się, nie zasiedzieć :p

Leniwie się zbieram, pada deszcz. Oj tam, dam rady. Wychodzę. Idę jeszcze do żaby po elektrolita, nie piwo, naprawdę, Oshee kupiłem hehe.
Wychodzę i leje! Spotykam znajomego, Ryśka. Patrzy na mnie i mówi, "Noo już wracasz, udało ci się".
Ryśku, jak wracam, ja dopiero idę!
Zrobił "dziwną minę"...no co, nikt nie powiedział, że jestem normalny :p

Idę. Bus nie wiadomo kiedy pojedzie, oczywiście minął mnie w 1/3 drogi. Postanawiam podejść "dwójką".
Im wyżej tym z deszczu, robi się marznący śniego-deszcz, aby przed samym szczytem przerodzić się w śnieg.
Spodnie membranowe Attiq_a wytrzymały. Trasę od osiedla pod nartostradę i 1/3 podejścia robiłem w kurtce z "ceratą" + na to raincut z Decathlona. Było w miarę ok, nie przemokło, ale troszkę się ugotowałem od środka. Natomiast najsłabszym ogniwem, były rękawiczki. Niby z jakąś membraną, ale było średnio. Dobrze, że wziąłem drugie, polarowe, na zmianę i przy zejściu jak już nie lało, było super.
Skoro podchodziłem "dwójką" to na dzień dobry, do pani Grażyny, do gospody.

Dziękuję bardzo, za tą rozgrzewająca miksturę!
Specjalna receptura, dla specjalnych gości ;)

Trochę pogadałem z szefową owego zacnego przybytku, z grubsza się wysuszyłem. No to teraz na schron.
A co to za szambonurek?! ;)
Łukasz "nurkuje" w zbiorniku. Koniec wakacji, trzeba wracać do szarej rzeczywistości :p

A ja pilnuję Hektora, aby nie poleciał w las za zwierzyną.

Jaki ładny, świąteczny wystrój. Chwilę gaworzę, opróżniam jedną zupę chmielową i uciekam. Czas nagli.

Tego dnia, było bajkowo. Mokrawy śnieg, wszystko pięknie oblepiał.


Wpadam jeszcze na chwilkę na Ski Stop. Przywitałem się tylko i uciekam. Autobus mam 14:50 a już się robi późno.
Na górze śnieg i narty, a nieco niżej, w Beskidzie Niskim i Sądeckim, taka w sumie jesień.

Jak włóczykij, to włóczykij. Jeszcze wpadłem do ISportu i Mondo. Ojj, spieprzać muszę, bo nie dość, że spóźnię się na autobus, to jeszcze na czworakach wyjdę ;p

W jamie, tylko szybki prysznic, wskoczyłem w inne ciuchy i wio na busa do NS.
Ledwo zdążyłem, ale... zdążyłem!

Niooo, nioo... a srał pies dietę. Pastuszki się wyszykowały, jak na małe wesele. A Paweł, to się ubrał jak szczur na otwarcie kanałów :D

Jest ekipa!

Ania pomaga dzieciakom układać puzzle.

Te miny, te spojrzenia, czyżby któraś żonka zabraniała komuś spożywania ;)

Osz ty paskudna mordo... "grybowska" :p

Żono, sucho mi, polej!
Cóż za zacna małżonka. Zazdrość skręca ;)

See see, jest i Lidzia. Winko? Ponoć dobre na trawienie, niech ci będzie.

No to siup!

Chodźcie tu do mnie, moje gołąbeczki!

Dobra, co tak z babami będziem siedzieć. Trzeba zwiedzić resztę chałupy!
To do kotłowni!
Ojj, dobre miejsce, dobre.

No to co, po browarku!
Troszkę, zasiedzieliśmy się w tej kotłowni. Aż góra, zaczęła dzieci na zwiad przysyłać ;)

Cześć Szymek!
Jestem wujek troll, z jamy spod samiućkiej Jaworzyny!

Nawet zjeść spokojnie nie dadzą!

Co nie Janusz? Też chyba jesteś zdegustowany, albo... puściłeś bąka :p Ciężko wyczytać coś z tej twarzy :D

Zaczynają się wspomnienia i oglądanie zdjęć.


A tam niech sobie patrzą w album, a Jacuś w tym czasie...
Jacek, cóż ty wyrabiasz pod stołem! Zostaw "to"!

Mam Cię!
Nie ma śmiacia, cosik sine!
Albo Cie żona wykańcza, albo stare nawyki zostały heheh ;)

Ojj, jaki piękny języczek, gryy.
No dobra, żartowałem, widzę tą pilnującą łapę z obrączką.

"Boże, czemuś pokarał mnie żoną, która bawi się zabawkami dla dzieci!"

Widzicie, cóż mi pozostało, tylko mężatki obściskiwać.

Usmiech!
Komuś nie wyszedł :p

"Idź, bo ci jebnę!"

No tak, jak za starych, studenckich czasów...

Są i chłopy! Eee, Daniel gdzieś się skitrał. Pewnie dalej pilnuje żony ;)

Dajcie spokój wujkowi, bo ściągnie skarpetki i was nimi zadusi :D

Dobra, reszty nie pamiętam ;)
Zdjęć, też już nie było, albo ktoś pokasował hehe.

Poszliśmy spać, gdzieś po 4. Ostatni autobus do Krynicy miałem o 22:15, więc już raczej nie wrócę :p Przygotowali mi leże.

Wstaję rano. Cosik suszy. Idę do kuchni.
Mym oczom ukazuję się... nieee, ratujcie mnie, tylko nie to!

Ale gospodarz dobry, poratował piwkiem :D W bieszczadzkim kuflu.

A i przegrycha się znalazła. Skarb południa, rydze!

Dziękuję wam za gościnę. Było świetnie, jak za starych lat. Naprawdę miło było, spotkać się w takim gronie.

Wracam do Krynicy.

Droga do domu jest długa ;)
Autobus jedzie tylko na dworzec, tyle dyndania z buta. A to wysiądę pod Hawaną i odwiedzę deptak!

Halo, księdzu. Przyłaź do Maleńkiej. Wino gruzińskie czeka :D

Przylazł, wiadomo, z synkiem :)
Grzeczny, ułożony, leży spokojnie.
Piżmok w jeansach, niebywałe!

Napatoczył się jeszcze Tomek. Zmieniamy lokal na Małopolankę.
Otwarte tylko do... 20?! Coo?!
Trudno, a może i dobrze, bo pewna osoba, odwaliła akcję, aż nam było głupio.

Opuszczamy lokal i na kogo się nadziewany. Piotruś z Tito! Piotruś, ty skrucybyku, odezwij się czasem.
P.s Uważaj na "Popardową", bo zrobi Ci kręcenie jajców ;) jak zaglądniesz na Gospodę.




Kącik kulinarny.

Z serii "Nakarm Piżmoka przed świętami".
Wszyscy chcą mnie utuczyć. Od Aliny, znajomej z górskiej paczki, dostałem placki ziemniaczane z sosem grzybowym. Do tego, ofiarowane przez szefa piwko, własnej produkcji.
Owe dary, wzbogaciłem mięsem z uda indyka, zrobionym na ostro.

Na piwko, pucharek od Komes_a. Samo piwo, trochę zbyt kwaskowe i zbyt nasycone. Taki, a'la wytrawny koźlak, który musi jeszcze dojrzeć.
Placki, sam nie robię, bo za dużo pierdolenia ;) Ale te, zjadłem ze smakiem, a jeszcze ten sosik z grzybów (nie, nie były to sklepowe pieczarki :p ).
Mięsko, marynowało się 24h w oliwie z oliwek, curry + pieprz cayenne, czosnek i sól himalajska.

Smacznego i pozdrawiam!