poniedziałek, 18 czerwca 2018



Limanowa=>Łącko
+
Wodospad Wielki na Majdańskim Potoku
=> Przehyba => Jazowsko
16-17.06.2018r.


Dawno nie byłem w Łącku u siostry. Trzeba w końcu odwiedzić troliczka, tym bardziej, iż wprowadziła się już jakiś czas temu do nowego domu.
Jakby to pójść, co by zrobi co nowego i wylądować w krainie Śliwowicy :D
A to może  busem do Limanowej i od tej strony? Czemu nie, tylko, trochę kilometrów do przedreptania jest... ja nie dam rady! Potrzymajcie mi piwo ;)

Jak też postanowiłem, tak uczyniłem. Zapowiedziałem się, iż będę późniejszym popołudniem, najszybciej 16, albo i koło 18 jak będzie ciężko ;)
Pobudka o 5 rano, bus do Nowego Sącza i na Limanową.
Ponoć zlikwidowali czy tam remontują Dworzec PKS w Limanowej. Goś wyrzucił mnie gdzieś przed rynkiem. Hmmm, trzeba jeszcze biedre odwiedzić, kupić coś na drogę do żarcia. Google maps + GPS i trafiam bez problemu. Szybkie zakupy i w drogę.

Pierwsze widoczki za Limanową.

I  krótki przystanek, zwiedzanie cmentarza z IWŚ na Jabłońcu.


Piękne miejsce, za wiki: "Według Romana Frodymy jest to jeden z najciekawszych pod względem architektonicznym cmentarzy wojennych w całej Galicji Zachodniej."
Kaplica-mauzoleum w której pochowany był pułkownik Othmar Muhr, dowodzący oddziałami austro-węgierskimi. Zginął podczas walki na tej górze.


I pomnik jego imienia (w późniejszym czasie jego szczątki zostały przetransportowanie do Węgier).

Dla zainteresowanych bardziej szczegółową historią tego miejsca zapraszam tutaj:
http://nowahistoria.interia.pl/drogi-do-wolnosci/news-bitwa-pod-limanowa-wegierskie-monte-cassino,nId,1563937

Człapię dalej. Mijam hodowlę kucyków i nie tylko... 

Akuku!

Ludzie na Marsa roboty wysyłają, a tu kuń pracuje w polu :D
W sumie, nie ma się co dziwić. Bieda, a dziadek ma poletka poćwiatrowane w kilkunastu miejscach.

Zagaduje do mnie. Pyta, gdzie idę samotnie (mało kto się tu zapuszcza) i tako mi rzecze:
"Panie, ja to na jarmark do Łącka chodziłem, tak w lecie to się nawet idzie, w zimie to była wyprawa!".
Daje mi parę wskazówek co do szlaku. Życzymy sobie zdrowia i idę dalej.

Fotka spod kolejnego cmentarza.  I tutaj dziadek zajechał, przerzucić siano na małym poletku.

Mocno zarośnięty :(

Nieco wyżej, są zadaszenia, ławeczki i miejsce na ognisko. Wciągam banana i idę dalej.

Ale ktoś naruchał drewienka.
Hmm... czy myślicie o tym samym co ja... ale by się fajcyło ;)

Mam starą mapę wgraną do Locus Map.
Niebieski szlak idzie przez Jeżową Wodę i Ostrą, a nie asfaltem jak kiedyś. Trochę zachodzę za daleko. Muszę się cosfnąć. Jest, znak uff...

Eee no tak, ale którędy. Ot ta ledwo wydeptana ścieżynka po prawej to szlak.

Po drodze ławeczka i stolik. Zachodzę na mały odpoczynek, konsumuję kolejnego banana. Nie mam sił, strasznie mnie zmogło tego dnia. Ciepię, leje się ze mnie. Zdycham!

Dobra, wydrapałem się na grań. Teraz idzie się już żwawiej.

Jest i Ostra.

Niby ostro, ale czy aż tak, co by ten szczyt zasłużył na taką nazwę. A może to od czego innego?

Uważnie schodzę na w stronę przełęczy.
I widoczek. Na lewo masyw Modynia gdzie idę. Na wprost w oddali, szpiczasty wierzchołek z wieżą to Gorc.

Gdzieś tam, "nowy" niebieski szlak odbija. Nie zauważyłem w którym miejscu, idę "po staremu" ;)
Zachodzę na fajną wiatę na przełęczy. Tu postawiam zrobić większy popas z jedzeniem.
Zajechało dwóch kolarzy.

Chciałem ich poczęstować kabanosem, ale stwierdzili, ze zaraz by to zwrócili, i połykają siakieś chemiczne żelki ;)
Proponują mi żelka, ale śmiejemy się, że to taki żelek ni jak do mojego jadła hehe.
Dobrze zjeść coś ciepłego. Robi fajnie na brzuszek. Zabrałem wiec mini zestaw gotujący a w biedronie kupiłem super zdrową zupkę.
Wszystko fajnie, smaczna, pasowała do kabanoska i bułeczki ciemno ziarnistej ale... zobaczmy co to tam ma... woda, pomidory (czyli w sumie też woda ;) ) i trochę warzyw. Ile to ma kalorii...26?! Toż to zupki chińskie maja więcej!
Buahaha, no to się posiliłem. Fit zupka dla fitzjebów! A ja potrzebują energii!
Zginę tutaj.

Ha! Mam tajną broń.
Tak, tyle kilometrów taszczyłem obrus i metalowy dzbanek z krową. Spytacie, na ki chuj?! Tak się już w dupie poprzewracało, że na obrusie trzeba jeść w lesie, a dzbanek na... jebnięcie się w głowę? :D
Oj nie, to prezent dla troliczka. Super duper obrus nie plamiący się, a dzbanek, wpadł jej w oko jako element dekoracyjny, więc wziąłem z krynickiego domostwa.
A to kudłate co?

"Żubranko" :D
Niby na 0.7l, ale schłodzone piwko, też utrzymało w miarę zimne.
Wynalazki z Grodziska.
Piwo z ... kocimiętką. WTF?! Co to już nie wymyślą. Kocimiętka?! A co to, mam to lać mojemu sierściuchowi? Heheh.

Coś tam brzuszek poczuł. Trzeba iść dalej.
Zdjęcie w tył na przełęcz.

Fak, stary szlak rozryli przy zrywce drzew. Źle się po tym idzie.

Twardym cza być i do przodu!
Idę za starymi, zamazanymi oznaczaniami posiłkując się GPS-em. Przed szczytem trochę się zakręciłem. Do dupy ta dokładność komórkowego gps-a :p

W końcu trafiam na Modyń 1029m n.p.m. Najwyższy szczyt tego dnia.

I lecim żółtym na Łącko.
Też zryty, ściąganiem drewna na smyka.
Strasznie męczy łażenie po takim czymś.

Stare domostwo z pięknym widokiem.

I już około łąckie sady.

Do siostry docieram wykończony. Kulas się odezwał, ciężko się szło nawet w dół. Ale dotarłem, nic sobie nie uszkodziłem po drodze, no jest sukces, jak by na to nie patrzyć ;)
Przebyta trasa:
https://www.strava.com/activities/1642653309

Ofiaruję dary, a w nagrodę piwko :D

Troliczek zrobił pyszny obiadek dla brata trolla :p
Kawałki kurczaczka w panierce z zasmażanym serem, fryteczki i mizeria. Mniam, tego mi trzeba było, a nie jakiś zakichanych fit zupek :p
No dobra, frytki były "nieco" twarde, lubię chrupiące, ale te były ciut za ;) Nie przejmuj się, dobra świnia wszystko zje! :D


Niedziela 17.06.

Wymyśliłem, że podjedziemy, pod mało znany Wodospad Wielki.
Widok z góry.

Ładniutki.


Tyle ile da rady wejechać nisko zawieszonym samochodem, podwozi mnie dalej i ruszam leśnymi drogami na Przehybę.

Nie dość, że stromo, to jeszcze straszne błocko. Znów męczarnia i leje się ze mnie jak ze wieprza.

Ratunku! Tonę! :p

Wychodzę na Krótkiej Polanie.

Turystyczne kopczyki.

Jest, widać już przekaźnik na Przehybie. Do piwka i jedzonka już niedaleko!

I po raz wtóry na Skałce.

Docieram. Jestem uratowany!
Biorę dużą wodę mineralną, dwa Snickery, pierogi ruskie i zupę chmielową ;)
Pierożki omasty to jakoś nie widziały. Na próżno szukać cebulki, czy skwareczków :(
Tyle dobrze, że jest świeży koperek.

Drugą zupkę spożywam na tarasie.
Widoczek.

WOW, co to za pies?!
Zagaduję do właściciela, ze to chyba "tygrys szablo zębny" :D
Ciekawe umaszczenie, a rasa to Akita japońska.


Spotykam jeszcze kumpla z Gopru, co akurat ma dyżur. Chwilę gaworzymy. Dzień wcześniej był poważny wypadek rowerzysty na zjeździe z Przehyby do Gabonia.
Wrzucę tylko zdjęcia kasku. Daje do myśłenia. Masakra!

Więcej szczegółów o akcji:
https://www.dts24.pl/przehyba-wypadek-rowerzysty-podczas-zjazdu-na-ratunek-ciezko-rannemu-pospieszylo-gopr-i-lpr/

Idę w dół. Po drodze zahaczam o " Krzesło św. Kingi". Eee, krzesło? Fotel raczej ;)

I Zielonym na Jazowsko.
Pierogi rosyjskie na Przehybie, to sa chyba z amfetaminą. Dostaję niezłego speed_a, mimo, że dzień wcześniej umierałem i zrobiłem 27km.

Po drodze polanka z borówami z pięknym widokiem.

Boróweczki, mniam :D

Dalej, troszkę skaliście.


Spotykam po drodze okoliczną kobitkę.
Noo noo, ładnie, kurki i młode prawdziwki.

O tak sobie ładnie rosną przy samym szlaku.

Pędzę dalej.
Przy zejściu takie cudne panoramy.


Ło kurwens. Urwałem ponad godzinę na tym zejściu. 
A busik dopiero 16:35!


Trasa drugiego dnia:
https://www.strava.com/activities/1644757477

Na wieść o moim nader szybkim zejściu, przyjeżdża mi na ratunek mój kochany troliczek i... odwozi mnie do Nowego Sącza. Dziękuję :)



Kącik kulinarny.
Mix kasza, mięsko i ser.

Składniki:
-Natural mix - bardzo fajna mieszanka, do dostania w biedronie.
-Pindżur - również z biedronki, polecam. Ot taka pasta z papryki, pomidorów i bakłażanów.
-Mięsko - najlepiej wołowe lub wieprzowe.
-Ser Mozzarella.
Przyprawy wg uznana, ale polecam mocno paprykowo.


Gotujemy mix, mięsko na parę godzin do marynaty w oliwie, potem na patelnię.
Następnie wsio mieszamy na patelni i dodajemy ser.

Gotowe!
Bardziej by pasowało jakieś Węgierskie/Bługarskie wino, no ale, niedziela niehandlowa, dużego wyboru w sklepie 24h nie było :(

Pozdrawiam i smacznego!