niedziela, 25 września 2016



Cyklokarpaty
Wierchomla - zakończenie.
24.09.2016


Wychodząc w piątek na deptak, spotkać się z znajomymi przy piwku, przypomniało mi się, iż na następny dzień są zawody MTB w Wierchomli. Ostatni start i finał imprezy z rozdaniem nagród.
Kruca, rzut beretem ode mnie, a może sobie wystartować na Hobby :D
Ale, ale, nie może być tak łatwo. Hiczkok zwerbował mnie jeszcze "a na chwileczkę" na posiedzenie znajomych/rodziny przed weselem Olka jego brata. Tak chwileczka trwała, że wróciłem koło 1 do domu :p Twardym cza być! O 6 pobudka i trzeba było zacząć przygotowywać rower. Fak, usyfiony trochę, nie będę jechał na myjnię, bo piździ, 4C i mgła jak cholera. Co tu robić, co tu robić...

:p

Jeszcze wypucować łańcuch, nasmarować i gotowe. Przed 9 stawiam się u Wojtka. Pakujemy rowery do samochodu i sru do Wierchomli.
Adam szuka miejsca do parkowani a ja z Wojtkiem pędzim do biura zawodów, zapisać mnie. Wojtek zmienia z Mega na Hobby, nie czuje się zbyt dobrze po biegu górskim na 34km, ja to się w ogólnie nie czuje ;) Wykombinowałem sobie, że będę jechał za Adamem (najstarszy w naszej rowerowej paczce) i robił mu zdjęcia :D
Udaje się też, przerzucić na mnie opłaty które uiścił Wojtek za starty w innych miejscowościach, a nie mógł pojechać. Tak więc nie musiałem płacić ani za numer startowy, anie za sam dystans, dzięki Wojtuś :)
A i oprócz naklejek dostałem jeszcze skarpetki.



Te najmniejsze naklejeczki ładnie się komponują z moim GT :D


Dobra, jeszcze trzeba przypiąć numery startowe i przygotować się do startu.
Adam sprawdza maszynę.

Noo fajny ma ten rowerek, taki mógłbym mieć :p ;)
Lżejszy od mojej kolarki.


Mój gt-sre te ;)
Wojtek jeździ na "cudaku lefty_m".


Ok, nie ma srania po krzakach, start, trzeba napierać :D
Jest Adam,

A tu koleżanka Adasia. Nieraz spotykali się na poszczególnych startach. Jadąc podobnym tempem, nierzadko razem.
Pozdrawiam Justynę i ekipę z teamu z Rzeszowa.





Adam ciśnie pod górę. Na dzień dobry jest 5km podjazdu na Bacówkę pod Wierchomlą.


I koleżanka rzeszowianka ;)


Mnie się na tyle dobrze jedzie na tym odcinku, że udaje mi się nadganiać, zrobić parę fot i znów nadganiać. Adam gdzieś mi na zjeździe znika, gonię go i nawet nie spostrzegłem, kiedy go minąłem. Szukam, pytam "o wąsatego dziadka" tych których kojarzę, co jechali z nami/koło nas.
Przepadł. Myślałem, że na tyle mi uciekł na zjeździe, a potem dostał drugi oddech, że mi odjechał pod górę hehe. Ale nigdzie go nie było. Nie miałem pewności, gdzie jest Adam, więc wolałem się nie zatrzymywać i czekać, tym bardziej, że kolejny podjazd, tymi płytami już mnie nieco sponiewierał :p Doczepiłem się do "grubaska" którego zapamiętałem z wcześniej i jechaliśmy sobie powoli gaworząc po drodze :D

Jest i Adaś na mecie! BRAWO!
Zmęczony ale szczęśliwy.


Idziemy wszamać darmowe żarcie i uzupełnić elektrolity.
Z dziubkiem na fejsika? :p


Łoo... "a taki ładny był, amerykański".


W oczekiwaniu na wyniki i wręczanie nagród
Belgijskie pszeniczne :)



Zaczyna się "show".

Jest i znajoma Adama.


I nasz lider ;)




Niezłe dziadki, ale forma jest i pewnie każdy z nich by mnie objechał :p


I jeszcze wymiatacze z generalki.


Ha! To jest wozidło... Kucyk, a nie jakieś Spece,Treki, czy ki wi co ;)



Dekoracja zakończona, można spokojnie zasiąść do piwka. Dołącza do nas Witek. Jechał Giga :)
Witek to jest gość! Na Festiwalu Biegowym w Krynicy ukończył Iron Run
http://www.festiwalbiegowy.pl/festiwal-biegowy/iron-run
i to z całkiem dobrym wynikiem. A leciwy z niego chłop.


Dyskusje, wspomnienia startów, tras. I leci piwko za piwkiem :)



Coś by przekąsił, rzucamy się na paluszki. Chyba każdemu brakuje soli. Wpieprzamy jak małpa kit.


Wpadamy jeszcze na imprezę, dyskotekę zakończeniową. Trochę nie wyjściowo ubrani jesteśmy hehe, ale co tam. Tu gadka, tam gadka, przy piwku. 



Jest i ekipa w pełnym składzie. Już oczka trochę maślane ;)


Ta kobitka z tatuażem, to niezłe wywijańce odstawiała :D


Nawet jedna dziewoja zaprasza nas do loży, bo są wolne miejsca. Jednak sprawa była dość skomplikowana. Nie dość, że nie mieliśmy załatwionego noclegu, to jeszcze nasz kierowca (tzn Adam nim był, ale go złoty napój skusił), którego nam specjalnie z Krynicy przywieźli, był chyba już trochę zaniepokojony naszym odwiedzeniem dyskoteki. Mina mówi sama za siebie, coś w stylu "Kurwa, jedźmy już do domu" :p 


Akuku!
Jakoś dziwnym trafem ;) lądujemy jeszcze w Adri.


Gastro się włączyło, Wojtek dorwał kebaba i szczęśliwy jak małe dziecko.


Wracamy taksówką do domu. Ja pełny nadziei, iż w przyszłych cyklokarpatach będę częściej startował.

P.s.
A tu jeszcze jeden gadżet. Ci którzy skończyli przynajmniej 10 wyścigów z cyklu, otrzymywali koszulkę:


Świetnie się bawiłem, choć trasa Hobby strasznie nudna (drogami leśnymi jak po autostradzie :( ).
Ale i tak zabawa była przednia, poznałem trochę nowych ludzi a klimat zakończenia całego cyklu miodzio.  Może aż za fajnie było, ale nikt pod stół nie spadł hehe ;)

Hoł!

wtorek, 20 września 2016



SPISKI HRAD
18.09.2016


Jako, iż w Krynicy i okolicy miało w niedzielę lać, a co by dzień wolny nie zmarnować trza było coś wykombinować. Po szybkich konsultacjach z szoferem Maciejem, padło na Spiski Hrad. Już raz pocałowaliśmy klamkę od bramy. Trzeba było więc wrócić w miejsce, które zrobiło na nas nie małe wrażenie i zwiedzicie dogłębnie :)

Ruszamy z Krynicy w... czwórkę :D Ja (Piżmok), Maciek (Hiczkok), moja siostra (Troliczek) i psiak Coolio.
Docieramy na miejsce, jadąc tajnymi drogami Hiczkoka, częściowo przez obrzeża Lewockich Gór.

Widoczek z drogi pod zamkiem.



Szofer z synkiem pozuje.



Parkujemy, na nasze nieszczęście przyjechała jakaś wycieczka autokarem. Wyłazimy więc pod bramę zamkową skrótem, co by nie natknąć się przy zwiedzaniu na "emerytów" ;)
 Przy wejściu.


Włazim. Bilet wstępu to 6E.
W cenie jest zwiedzanie całych ruin, z muzeum i wieżą. Kibelki bezpłatne.





Ujęcie na Spiskie Podgrodzie (słow. Spišské Podhradie).


Dalej.





Siakaś kusza "oblężnicza" :D


Co tu pisać, ruiny robią wrażenie i focić jest co :D



W muzeum monety z czasów rzymskich. Znalezione w jaskini pod zamkiem wraz z truchłem jakiegoś "kupca"?


Tu też mamy armaty.





Troliczek pilnuje psiaka, a Hiczkok zwiedza muzeum.


Zbrojownia.







Zdobienie łoża.

Łazienka :D ;)

Chyba największe wrażenie robi na mnie kuchnia!
Bardzo klimatyczna a dodatkowo, rozchodziły się z niej przecudne zapachy. Nie wiem jak oni to zrobili, ale wchodząc, czuło się woń przypraw, ziół i świeżego wypiekanego chleba. Niesamowite wrażenie.


Kaplica zamkowa.

I jeszcze lochy i parę fikuśnych ;) maszyn kata.





Atakujemy wieżę.


Miejscami strasznie wąsko.


W wypuście wieży... sracz :D


Na dole, miejsce na wrzucanie monet na szczęście.


"Dajcie spokój, gdzieś cie mnie zaciągnęli, chcę do domu!" Tak na prawdę Coolio spisywał się dzielnie i był nawet chyba zainteresowany hasaniem tu i tam.


Takie tam widoczki ze szczytu wieży.




Ha, jam ci jest rycerz ruda broda. Strzeżcie się!


 A to mości rycerz, niczym pretorian, Maćko z B... Bagien Krynickich :D

"Halo! Mama!? Tak, wszystko ok, bawię się w rycerza! ":D ;)

Idziemy na najniższą część zamku.







Na tej łączce, mają swoje norki świstaki :D

Jeszcze odwiedzenie zamkowej restauracji ;)

Jedziemy na Spiskie Podgrodzie zobaczyć Spiską Kapitułę, zwaną "słowackim Watykanem".

Udaje dostać mi się do środka, z jakąś wycieczką. Pstrykam fotę bez lampy, niestety gogusie walą fleszami i przewodniczka każe schować aparaty. Mimo wszystko, co najciekawsze, czyli główny ołtarz z witrażami uchwyciłem :)

Ujęcie niemal jak z monety.

Tak, tak, kolejna do kolekcji:

Jedziemy jeszcze zwiedzić, górujące nad Lewoczą sanktuarium. Ot taka można by rzec, "słowacka Częstochowa".



Ciekawa krajoznawczo wycieczka. Spiski Hrad polecam szczególnie.