niedziela, 20 lutego 2022

 


Mini włóczykijstwo

Rekonesans okolic Gródka nad Dunajcem

20.02.2022r.



Łoo kruca zyks, ale mnie zaraz dopadł. Zaczęło się od gardła/uszu w czwartek. W piątek, polazłem do pracy, bo z rana jeszcze było ok. Im później, tym ja byłem coraz słabszy, aż dostałem dreszczy.

Kuracja "domowa" i w mocy, pływałem w łóżku we własnym pocie!

W sobotę z rana, w miarę ok. A dyżur miałem. Jako, iż nikt nie ofiarował się na zastępstwo, to myślę sobie, jakoś dam rady. Przetrwałem, wróciłem do domu i ciąg dalszy kuracji z wypacaniem.

A w niedzielę, czułem się już na tyle ok, że zaczęła swędzieć dupka. Dość tego leżenia!

Za słaby byłem jeszcze na jakieś piesze eskapady, a zresztą pogoda "pod zdechłym psem". To rekonesans samochodowy, pod przyszłe rowerowe wyprawy.

A Kamusia ma nowy telefonik, co ma robić nie najgorsze zdjęcia. Jak przy takiej pogodzie wyjdą ok, to przy świetnych warunkach będą superowe.


Wyczaiłem na mapach ładną kapliczkę. Ustawiam nawigację i jedziemy. Po drodze, pada deszcz :(


Jakaś grupa hipterskich-krakusów, próbuje zaparzyć kawę na palniku bez osłonki.
Przyjechali focić pejzaże. No piękne okoliczności pogody wybrali ;)

To jedziemy hen dalej!
fot. Kama

Szukamy jakiegoś punktu widokowego i mamy!
Ale to nie było takie proste, po drodze, Kamusiątko przelękło się leśnych stworów 😆

Piździ tak wiaterkiem, że aż łoczka mruży,

Ja też, ja też!
fot. Kama

Łot taki widoczek.


Zjeżdżamy do Gródka.
fot. Kama

Idziemy nad wodę.
A tam, od razu rzuca mi się w oczy ten szyld!

O to, to! Wrócimy tu wiosną/latem z rowerami 😈

O kurwa!
Inaczej nie da się zareagować. Ale syf po zimie.
W tle "Małpia Wyspa".

Ta pogoda i brak ludzi, smutno tak jakoś.


Nostalgia za lepszymi czasami? Kama miło wspomina wakacje spędzane tutaj za dziecka.

A teraz, te nowe lokale... z pysznym piwkiem z Pinty 😋, w miejsce starych straganów. No ponoć poszło do przodu.


Na pewno wrócimy tutaj z rowerami i naszym "kamperkiem" 😁


Pozdrawiamy!

niedziela, 13 lutego 2022

 


Mini włóczykjstwo

Jawo + Wierchomla

02.2022r.


Ha! Kumpela, która kiedyś pracowała na Jawo, a i gościła w mej jamie, w końcu wybrała się do Krynicy. Odwiedzić stare śmieci. A ma kawałek drogi, bo obecnie robi w Hotelu Górskim, gdzieś wysoko (kto by spamiętał te germańskie nazwy ;) ) w Szwajcarii.

Wykombinowałem, zę sprawdzę, co tam w dolinie Izworu słychać i podzikcuję trochę po stokach Jaworzyny. A i napalałem się, na wyjście, jak ja to nazywam, "gardzielą". Czyli prosto do góry z doliny Izworu.

Pięknie, tak nieskazitelnie!


Człapię bez rakiet. Ojj, ciężko. Śniegu po kolana, a miejscami po pas!
Coś mi nędznie idzie, późno wyszedłem, ale... ja nie dam rady!
- Dryn, dryn....
My jesteśmy już na parkingu pod Jawo, a ty gdzie?

O kruca, a ja zrobiłem z 1/3 łatwiejszej części podejścia poza szlakiem.
No dobra, ewakuacja! Trzeba odbić stromo pod górę i dotrzeć na nartostradę nr 2.

Dochodzę już pod nartostradę i... nie mogę się na nią wyspindrać, tyle śniegu. Skarpa i nasypane/nawiane po cycki!  

Obchodzę, mały trawers i wydostaję się. Otrzepuję ze śniegu, ogarniam ubranko.
Ktoś z dołu idzie na skiturach. Tyle widzę, że jakaś dziewczyna, ale nie przyglądam się zbytnio, przecież już 😜nie wypada.
Myślę sobie, kto to, pewnie Natalia Tomasiak.
Owa postać coraz bliżej i nagle... Piżmok?
A to Ania!

Miała cieszonkę, bo myśli sobie, kto w połowie nartostrady, wyłazi nagle ośnieżony z lasu, no chyba tylko Piżmok i zgadła :D
Idziemy dalej wspólnie.

Przed szczytem, rozdzielamy się. Anka postanawia nie pchać się już w tłuszczę, tylko zjechać na dół.
Pozdro!

A ja idę na schron.


 Tam siedzi koleżanka ze swym... partnerem(?). Włocha dorwała, ale na szczęście, jako tako, dogadujemy się po angielsku.

Potem Radzio gadzio, nie był zbyt grzeczny 😈
Oni do kolejki, a ja z buta na dół.
Fajny ten "nowy" ratrak mają. Już nim jechałem 😁


Kolejny dzień mini włóczykijstwa, to wyjście z Kamą (tak, dała się namówić na zimowe dreptanie), czarnym szlakiem z Wierchomli, na Bacówkę nad Wierchomlą.
Mało tego dreptania bo jakieś ~30min i obiecałem brak zasp 😛

Już spod bacówki.
Przejrzystość, nie najgorsza, więc tele 140mm (ekwiwalent 280mm).

Ooo, fatowiec jakiś. Hmm, któryś raz widzę już ten rower (albo w takim samym malowaniu), mozę jakiś lokales, hmm.

Jeszcze ujęcie na królową sądeckeigo, Radziejową 1266m n.p.m.

Dźwigałem materac, bo mieliśmy poopalać mordki do słońca, ale, wiało tak nieprzyjemnie, że skitraliśmy się w bacówce.
To pierożki. Ja standard, z jagnięciną z sosem czosnkowym, a Kama, ruskie z bryndzą i winko grzane.
I... o ile winko i moje pierogi, wydali w miarę szybko, tak, potem zaczęły się schody! Ta ekipa, bo po "dziewczynce z karteczką" ani śladu, też nie ogarnia większego ruchu. Pani vegance, wydali pierogi z mięsem 😆, ktoś się tam pyta, czy już nałapali tej wody na pierogi 😂 Po pierogi ruskie, musiałem iść się upomnieć!
MASAKRA!
Ej Marcin, Marcin, coś ci te załogi "nie pykają", od jakiegoś dłuższego czasu 😥

Pojedli, popili, to jeszcze...

Jabadaba duuu!!!

Modelka pozuje 😊

No ale to co się działo na "polance kuligowej" 😱
7 traktorów, 2 terenówi i... Karol na skuterze! A luda od groma.

Uciekamy!

A mówili, żeby nie iść do światełka w tunelu. No ale jak tu tam nie iść jak to droga do samochodu 😂
Kamie ubieram raczki, a ja boczkiem, boczkiem z kijami.

I tak to, takie lokalne włóczykijstwa, się uskutecznia.

Do zobaczenia na szlaku!

piątek, 11 lutego 2022

 


Gorce

Kudłoń 1274m  i Gorc Troszacki 1235m n.p.m.

10.02.2022r.


Wszystkie modele pogodowe zapowiadały piękne słoneczko. A dobrze, odpocząć od pracy i zrobić sobie długi weekend :D

No to biorę wolne czwartek i piątek.


Hmm, gdzie by tu pojechać.

Tatry odpadają. Lawinowa czwórka - dziękuję 😛

Może Gorce? Trochę się naczytałem komunikatów podhalańskiej grupy GOPR. Ciężkie warunki. No ale, pożyczę rakiety i... ja nie dam rady?! 😉


Dzięki "mondziaki" za pożyczenie. Ciekawy sprzęt i ma "wiązanie"/automat. Ale na co to komu? Eee, na bardzo trudny teren, bo lepiej trzyma buta?


Dobra, sprzęt jest, to teraz gdzie.
A może z Lubomierza na Kudłoń i potem Gorc Troszacki i zejście na przełęcz. Wprawdzie to nie idealne kółeczko i trzeba będzie dyndać 4km asfaltem do samochodu, no ale, tak chcę. Czas letniego przejścia to jakieś 4:20min, więc, chyba dam radę ;)

Dojeżdżam do Lubomierza. Ładny (odśnieżony), duży parking za darmoszkę :)

Przebieram buty i jazda.

Gdzieś tam dalej. Oznaczenia na rozwidleniach, są marne. Przydaje się GPS, ale, mapy.cz nie mają tego szlaku. Tylko do połowy od góry 😆 Już nie raz się zawiodłem. Ehh.

Przeprawa przez śnieżny mostek. Ciekawe co na wiosnę, bo żadnej kładki nie widziałem.

Jest odwilż, śnieg siadł, ale mokry, kasza. Zrobiłem duży krok i... pac, po kostki w wodzie. Dobrze, że nie przelało się od góry.


Człapu, człapu, tak gdzieś dalej po prawej, widać ośnieżone szczyty, na które mam dotrzeć.

O! A jak baca się zapoci, to ma swe "jacuzzi" 😆

I ujęcie na Beskid Wyspowy.
Jakoś tak ponuro. Gdzie to obiecane słonko!

W lesie jakoś tak stabilniej, ściągam te cholerne rakiety i idę z buta. W tym ciężkim, mokrym śniegu, źle się idzie w rakietach.

Taki mały wąwozik i wiszące nad głową, nawiane czapy śnieżne.

Idę po śladach innego rakietowca.
Raz lepiej bez rakiet, aby znów za jakiś czas była konieczność ubierania.

I w rakietach, można zapaść się po kolano. Poprzednik wpadł w jamkę.

Ruiny bacówki.
Tu mija mnie trójka "starszyzny". Jakieś fit dziadki z kompanką.
A oni bez rakiet i jakoś się tak bardzo nie zapadają. Hmm... no tak, jak ktoś waży sześćdziesiąt parę kilo, to może. Jak ja będę na emeryturze (jak dociągnę ;) ) to też będę tyle ważył, na diecie ziemniaczanej z cebulą i miską ryżu 😂

Oblepiony buk.

Na mapie widziałem, jakieś skałki. Trzeba podejść zobaczyć.

No ciekawa.
Baca? No może jest wystające czoło, nos i takie "kudłońskie pks_y" hehe.

Dopiero przy tej skale ubieram stuptuty i strome podejście na szczyt Kudłonia, robię z buta.

Kolejna skałka, na którą od drugiej strony, da się wyjść.


Coo, to jeszcze nie szczyt, gdzie on?! Robię się już zmęczony!
I gdzie do jasnej cholery to obiecane słońce!

Widoczek spod szczytu. Po prawej Mogielica, a na lewo Ćwilin.

Robi się coraz bardziej hardcorowo.

Tu już mam kryzys. Te ostatnie kilkaset metrów, to idę chyba z 30minut.

Docieram, chyba. Nie widzę punktu wysokościowego (pewnie pod śniegiem), ani żadnej tabliczki.
Jest krzyż, "upiększony" sztucznymi kwiatami 😖

Ło kruca, sporo czasu zajęło mi dotarcie tutaj. Mam nadzieję, że dalej będzie łatwiej.
Morale siada, ale pomaga ulubiona kiełbaska dojrzewająca!


No i w końcu, leniwie zaczyna wychodzić słońce.

Na szczęście odcinek na Gorc Troszacki, ktoś szedł, stary piżmo traper ;) stwierdza, że to dwie głowy i cztery nogi, ale idące po tym samym.
Czynię podobnie, choć niezbyt pasuje to do mego rozstawu, krasnalich kroków ;)

Coś tam widać Taterki. Jeden szczyt, spoziera ukradkiem zza chmur ;)

Jestem na tyle zmiętoszony, że nie chce mi się wyciągać nawet telebiektywu. Ja chcę do domu!

Jest i wieża widokowa na Magurkach i w oddali pasmo Radziejowej.

Docieram na Gorc Troszacki i jego polany.


To teraz "tylko" na dół, na Przełęcz Przysłop.
Jest ślad skiturowy, którym da się iść bez rakiet.

Siup, siup, w dół. Za mną coś się kotłuje w lesie. Jakieś ludzie z psami.
Polana Podskały a w oddali znów Mogielica.

A tu widoczny Gorc, z wieżą widokową.

Łee, znów będzie pod górę i znów co trzeci krok, zapadam się w mokry, grząski śnieg po jajca.
Ubieram rakiety.

Eno, nie ma takiego oszukiwania!
Strasznie się motali tam wyżej, bo szybciej zlazłem z buta, niż oni zjechali. A dziewczyna to miała chyba foki odwrotnie założone, bo tutaj musiała się odpychać kijami, żeby jechać 😂

W końcu łapię to słonko. Jest supcio 😍

Grzeje na tym podejściu. Męczę się w rakietach, grząski śniego-cukier, z którego ciężko wyciągać rakiety.
Na szczycie, pod tablicą, postanawiam zrobić popas i wystawić trochę ryjka do słońca.
Mam palniczek i zjem sobie... Vifonka hihi. Miała być do tego, ta niamuśna kiełbaska, no ale, dodała mi skrzydeł podczas kryzysu.

Aaa. Buty spisały się rewelacyjnie. Wprawdzie cały czas, czyli te jakieś 6:40h nie były w mokrym śniegu, bo i przecie były na rakietach, ale i tak jestem bardzo zadowolony. Nic nie przemokło, a i od środka nie było przesadnie wilgotno od potu, Super! Meindle Perfekty (ale też inny sposób impregnacji) po paru godzinach w podobnych warunkach (bardziej mokry śnieg(?) ) zaczęły puszczać.

To jeszcze jedno ujęcie przy zejściu, na Wyspowy.

I już przy bitej drodze.
Mój stan kondycyjny, jest taki jak ta chatka 😉
Ciężko mi się szło i raczej nie ma co wszystkiego zrzucać na warunki😜

Kruca zyks, jeszcze, jak dojdę do głównej drogi, to 4km butowania asfaltem.
Ale, ale, zachodzę na przełęcz a tam, ktosik czeka na przystanku. Zagaduję, czy będzie coś jechało i czy zatrzymuje się przy kościele w Lubomierzu.
Leci Szwagropol. Bilet, 4zł. 
Panie, dał bym i 40 żeby tylko tego odcinka nie iść 😆

Docieram do samochodu i strzała do jamy.

Oj dało mi w kość. Nie dziwota, iż tyle interwencji w Gorcach, miał ostatnio Gopr.
Następnego dnia, zakwasy w mięśniach i ścięgnach, o istnieniu których, zdążyłem zapomnieć.
Także teraz, masowanie wraz z rewelacyjną Końską Maścią chłodzącą (fajne uczucie). Polecam tą markę. Stosuję od lat naprzemiennie z rozgrzewającą.




Kącik kulinarny:


Zapiekane papryki, nadziewane farszem mięsno-grzybowym, z kaszą.


Składniki:

- Papryki

- Grzyby - pieczarki i boczniaki

- Mięso mielone

- Natural mix - pęczak, warzywa i grzyby



W paprykach od góry wycinamy "pokrywki". Pozbywamy się pestek i czyścimy środek.

Grzyby drobno kroimy i podsmażamy na maśle z szczyptą soli i rozmarynem. Wrzucamy mięso (doprawione solą i pieprzem, ja dodaję jeszcze ostrej papryki 👿). Takim farszem nadziewamy papryki i do piekarnika.



Smacznego i pozdrawiam!