niedziela, 13 lutego 2022

 


Mini włóczykjstwo

Jawo + Wierchomla

02.2022r.


Ha! Kumpela, która kiedyś pracowała na Jawo, a i gościła w mej jamie, w końcu wybrała się do Krynicy. Odwiedzić stare śmieci. A ma kawałek drogi, bo obecnie robi w Hotelu Górskim, gdzieś wysoko (kto by spamiętał te germańskie nazwy ;) ) w Szwajcarii.

Wykombinowałem, zę sprawdzę, co tam w dolinie Izworu słychać i podzikcuję trochę po stokach Jaworzyny. A i napalałem się, na wyjście, jak ja to nazywam, "gardzielą". Czyli prosto do góry z doliny Izworu.

Pięknie, tak nieskazitelnie!


Człapię bez rakiet. Ojj, ciężko. Śniegu po kolana, a miejscami po pas!
Coś mi nędznie idzie, późno wyszedłem, ale... ja nie dam rady!
- Dryn, dryn....
My jesteśmy już na parkingu pod Jawo, a ty gdzie?

O kruca, a ja zrobiłem z 1/3 łatwiejszej części podejścia poza szlakiem.
No dobra, ewakuacja! Trzeba odbić stromo pod górę i dotrzeć na nartostradę nr 2.

Dochodzę już pod nartostradę i... nie mogę się na nią wyspindrać, tyle śniegu. Skarpa i nasypane/nawiane po cycki!  

Obchodzę, mały trawers i wydostaję się. Otrzepuję ze śniegu, ogarniam ubranko.
Ktoś z dołu idzie na skiturach. Tyle widzę, że jakaś dziewczyna, ale nie przyglądam się zbytnio, przecież już 😜nie wypada.
Myślę sobie, kto to, pewnie Natalia Tomasiak.
Owa postać coraz bliżej i nagle... Piżmok?
A to Ania!

Miała cieszonkę, bo myśli sobie, kto w połowie nartostrady, wyłazi nagle ośnieżony z lasu, no chyba tylko Piżmok i zgadła :D
Idziemy dalej wspólnie.

Przed szczytem, rozdzielamy się. Anka postanawia nie pchać się już w tłuszczę, tylko zjechać na dół.
Pozdro!

A ja idę na schron.


 Tam siedzi koleżanka ze swym... partnerem(?). Włocha dorwała, ale na szczęście, jako tako, dogadujemy się po angielsku.

Potem Radzio gadzio, nie był zbyt grzeczny 😈
Oni do kolejki, a ja z buta na dół.
Fajny ten "nowy" ratrak mają. Już nim jechałem 😁


Kolejny dzień mini włóczykijstwa, to wyjście z Kamą (tak, dała się namówić na zimowe dreptanie), czarnym szlakiem z Wierchomli, na Bacówkę nad Wierchomlą.
Mało tego dreptania bo jakieś ~30min i obiecałem brak zasp 😛

Już spod bacówki.
Przejrzystość, nie najgorsza, więc tele 140mm (ekwiwalent 280mm).

Ooo, fatowiec jakiś. Hmm, któryś raz widzę już ten rower (albo w takim samym malowaniu), mozę jakiś lokales, hmm.

Jeszcze ujęcie na królową sądeckeigo, Radziejową 1266m n.p.m.

Dźwigałem materac, bo mieliśmy poopalać mordki do słońca, ale, wiało tak nieprzyjemnie, że skitraliśmy się w bacówce.
To pierożki. Ja standard, z jagnięciną z sosem czosnkowym, a Kama, ruskie z bryndzą i winko grzane.
I... o ile winko i moje pierogi, wydali w miarę szybko, tak, potem zaczęły się schody! Ta ekipa, bo po "dziewczynce z karteczką" ani śladu, też nie ogarnia większego ruchu. Pani vegance, wydali pierogi z mięsem 😆, ktoś się tam pyta, czy już nałapali tej wody na pierogi 😂 Po pierogi ruskie, musiałem iść się upomnieć!
MASAKRA!
Ej Marcin, Marcin, coś ci te załogi "nie pykają", od jakiegoś dłuższego czasu 😥

Pojedli, popili, to jeszcze...

Jabadaba duuu!!!

Modelka pozuje 😊

No ale to co się działo na "polance kuligowej" 😱
7 traktorów, 2 terenówi i... Karol na skuterze! A luda od groma.

Uciekamy!

A mówili, żeby nie iść do światełka w tunelu. No ale jak tu tam nie iść jak to droga do samochodu 😂
Kamie ubieram raczki, a ja boczkiem, boczkiem z kijami.

I tak to, takie lokalne włóczykijstwa, się uskutecznia.

Do zobaczenia na szlaku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz