wtorek, 11 lutego 2020



Nocne wyjście na Jawo
05.02
+
zimowo w rakietach na Lackową.
08.02.2020r.


Kogo witam, kogo goszczę? Stara, bez obrazy ;) ekipa jaworzyńsko-krynicka :D Obecnie, Bieszczadzka.
Agnieszka z Jankiem.
Dali znaka, że będą. Niestety w tygodniu, wiec nic ambitnego nie zdziałaliśmy. No ale wstyd było by się nie spotkać, ba, większym wstydem był by brak, wspólnego wyjścia na Jawo ;)
Mieli nocleg na schronie.
Spotykamy się w jaworzyńskiej restauracji "Gondoli".
Noo, zbierać dupy w troki bo nas północ zastanie! :p

Niee, za mało śniegu, zbyt udeptane. skitur ląduje przy plecakach.

Za chwilę... kobieta zmienną jest ;)
Agnieszka jednak twierdzi, że już jest wystarczająco śniegu na skiturzenie, a z buta źle się idzie (a co ja mam powiedzieć :p). Choć Janek, chyba przez lenistwo ;) nie ubiera już nart i butujemy razem.

Paaaniee, nie po oczach lampą!
Niedaleko za "piątką", leży duże, powalone drzewo. Skuterem nie przejedzie.

Idziemy! Idziemy!
Dobrze, że się cieplej ubrałem na podejście. Trochę za wolno było i ciężko było się rozgrzać. Ktoś tu musi popracować troszkę nad kondycją ;) Tak odrobinkę, przecie nie chodzimy na wyścigi ;p

Fajowy klimat. Lubię szwendać się przy pełni po leśnych drogach.

Nawiane, jaworzyńskie mega zaspy ;)

Tu próbowałem coś przyfocić. Ale jakieś drżenie rąk (z ekscytacji ze spotkania ze starymi górskimi ziomkami? :D)  wystąpiło?
Tak czy siak, blink, blink, sweet, nowe schody, przetarte hehe.

Nie ma to jak nocne wyjście na Jawo :D

Ojj, jest wesoło!
A kiedy, nie było nam razem wesoło... NIGDY! :D No dobra, może mniej wesoło, bywało czasem, "na drugi dzień" ;)

Śmichy chichy, wspomnień czar i ciekawe rozmowy o spaniu na zewnątrz :)
Jednak, muszę uciekać, kolejnego dnia, trzeba do pracy.
Lubię takie spontaniczne wyskoki ze znajomymi. Pomagają, nieco odżyć w środku tygodnia. Dzięki za wspólny spacerek i do zobaczenia... może znów w Bieszczadach?



Nadszedł weekend.


Rakiety pożyczone. Dzięki Tomcio z ISport.
Jest "nieco na minusie", postanawiam ubrać śniegowce, na me delikatne stopki ;)


Trochę przymroziło. A ogólnie w Polsce, wiosna!

Zanim się wyspałem, zanim się zebrałem. Autobus na Tylicz mam 10:31.
Trochę czasu mam.
A to wpadnę do znajomego. Jak fanie poznęcać się, seee seee, nad kimś, kto pracuje w sobotę :p 

Docieram do tej wioski i człapię "skrótami". Ojj, za dobrze znam te uliczki i domy. Może ubrać kominiarkę, bo mnie jeszcze kto zaczepi, że mu internety nie działają hehe.
Tam w oddali, na tej przecince, jest punkt triangulacyjny.
Góra Łan 742m n.p.m.
Dawna mekka lokalnych modelarzy (już mało kto się w to bawi :( ). Ojj, wzięło mnie na wspomnienia z czasów modelarskich. A jakoś się na nią uparłem, ponieważ nigdy na niej nie byłem. Rowerem zawsze mijałem, a pieszo, też jakoś nie po drodze było ;)

Koniec odśnieżonego, trzeba zakładać rakiety i na dzikca na Łan!

Duży krok, czy skakać? ;)

Trop małego zwierza i dużego zwierza :D

Niby mała ta góreczka, ale trochę dreptania jest.
Pogoda dopisuje, mróz zelżał, a słonko świetnie grzeje w plecy. Aż mi trochę za ciepło w tych śniegowcach i membranowych spodniach.

Przejrzystość, nawet, nawet.

I ujęcie na piżmoczy trop z Tyliczem w dole.

Trochę innych tropów i nawianych zasp.

WoW. Jaka fajna "chatka dupczatka" ;)
I cały stok, tylko mój, zero śladów innych ludzi :D

Nawet mało śladów zwierzaków.
Jakiś zabłąkany lisek tu łaził?

Jest i triangul!
Z pięnym widokiem na Lackową (po lewej, mój cel... czy aby na pewno?) i Busov (po prawej), najwyższy szczyt Beskidu Niskiego.

I jeszcze panoramka 360st ze szczytu.

Zbliżenie na okoliczne lasy i Tatry.

Człapię dalej.
Taki warun!

Tu w razie "W", można się zabunkrować i przekimać.

Fajne widoki psuje pełno śladów skuterów. Jest tu też, wręcz nartostrada, na której ściagam rakiety i mijam sporą grupkę Słowaków na "bieżkach".

Dobrze mi się pamiętało, że gdzieś tu odbija szlak.
Oczywiście, nie przetarty.

Przyznaję się. Dawno na Lackowej nie byłem, a w tych warunkach, ciężko mi było trzymać się szlaku, trochę kluczyłem, zanim ponownie na niego wpadłem.
Np, tu widać oznaczenie:

 I tu, już "całkiem widoczne", w porównaniu do innych oznaczeń, których po prostu nie widziałem :p

Trafiam w końcu na przetarty szlak.
No tak, przetarty przez bigówki/śladówki. Ni jak to kurwa nie pasuje pod rakiety. Ani to iść śladem, ani okrakiem hehe.

Docieram na Dzielec.
"Trochę" późno wylazłem. Tutaj jestem 12:26.
Licząc czas letni (taa ;) ), 2:15h w jedną, 2:15h w drugą + zejście do Tylicza. Hmm... ja nie dam rady, potrzymajcie mi piwo! ;) Najwyżej się wycofam :P
Idę! Trzeba naginać, zjadam banana hehe.

Kilkadziesiąt metrów dalej... Upss, za dużo miękkiego śniegu i ktoś na biegówkach stwierdził, że to nie ma sensu.
Potem zostaję już sam na sam, z nieprzetartym szlakiem.
Najwyżej się wycofam ;)

Kolejny punkt, już tylko 1:20h

Miejscami śniegu tyle, iż niemal (lub całkowicie) zakrywa słupki graniczne!

I co, gdzie ten szlak?!
Tutaj taki mały protip (dla mniej wtajemniczonych). Idąc granicą, trzymając się słupków, w takich warunkach trzeba dużo lawirować. Jak się kapnąć (mniej więcej), gdzie jest kolejny słupek. Ot na każdym, oprócz krzyża centrycznego, są takie no, kreseczki, oznaczające kierunki w jakich jest następny i poprzedni granicznik :)

Widać już ścianę Lackowej. Warun srogi, a ja mam się trzymać czasu letniego. Nie chcę schodzić po zmroku.  Oczywiście mam czołówkę, ale znów zapowiadają mocne ochłodzenie w nocy. A ja nie lubię zimna, nie lubię zimy. Powiedział człowiek, co idzie w takich warunkach na Lackową :D

Ujęcie w tył, trzeba omijać takie powolne drzewa i ciągle kluczyć.

Gdzieś tu jest wejście na szlak.

Na szczęście od tego miejsca, które to przecina droga leśna, mocno ubita, dalszy szlak jest przedeptany i można iść bez rakiet. Ale ulga!

ŁAŁ! Jaki super tunel, tylko taki trochę dla hobbitów (czyli wsamraz dla mnie :D ).

I to słynne podejście pod Lackową.

Widok z góry. Widać było, iż parę dupozjazdów było uskutecznianych hehe.

Ładnie tu, na grani Lackowej.

A i ciekawy widoczek, wśród oblodzonych drzew, na Taterki.

Jest, docieram. Słowacy mają swój znak, my mamy swój :p


Trzeba wracać. Zjadam kolejnego banana i batonika. Dwa kubki "napoju mocy" z termosu.
Wracam.

Zgubiłem jedną rękawiczkę!
Zawsze biorę dwie pary, na podejścia cieńsze i grubsze na zejścia, chodzenie po nocy (podobnie z czapkami- choć tu można ratować się kapturem w kurtkach). Polecam, bo w przypadku zgubienia jednej, z jedynej pary, noo było by problemo ;)
Jednak o tej godzinie, to nikt już tu nie chodzi. Tam gdzie wypadła, tam leżała :D


Docieram znów do tej ubitej drogi.
Zakładam rakiety. W rakietach, raczej nie da się podejść na Lackową, chyba, że mocno trawersując w nieprzetartym śniegu. Zachowałem się jak amator i nie zabrałem stuptutów. Wyszedłem, z założenia, że wszystko zrobię w rakietach. Mam już trochę mokro w butach. Po części od potu (ciepłe śniegowce+membrana+moje mega pocenie), po części, od śniegu który wpadł przy schodzeniu.

Słońce coraz niżej. Naginam!

I niżej!
Tu po moim śladzie, przejechał koleś (którego mijałem) na śladówkach.

I znów na rozgałęzieniu. Ale... czuję się dobrze, czas letni zrobiony. Nie będę wracał tym samym. Nie godzi się ;) odbiję sobie czerwonym w stronę Muszynki i obejdę Łan od drugiej strony. A co!

Tu tylko ślady po nartach.

Przy tym "węźle końskim", rezygnuję z dalszego człapania czerwonym. Jakoś tak w lecie, na rowerze, szybciej to mijało :P Wydawało mi się, iż mniej czasu zejdzie mi, aby dostać się przed zachodem słońc na polany.
Zresztą, czerwony za bardzo oddala się od podstawy Łanu. Za dużo będę miał do obejścia.

A tu taka ładna droga, wyjeżdżona przez skutery. Skusiła mnie, choć jej nie znam, ale kierunek jest dobry :D

Jakieś leśne/polne drogi. A tu już łysy wyziera.

Atakuję Łan od drugiej strony.
Ooo, fajny kulig mieli :D

Dla takich chwil warto!
Grań Lackowej w ostatnich promieniach zachodzącego słońca i wschodzący nad nią księżyc ... "śnieżny księżyc"!

I szersze ujęcie z Busov_em.

Ahh...
Zachód za Tatrami. I te "cienie" rzucane przez wierzchołki. Na żywo, efekt miazga!

Śnieżny daje!

Schodzę do asfaltu, skąd wyszedłem, jakieś parę minut przed 17.
Jednak wydostać się z tego "Łęmtylowa" :P busikiem, graniczy z cudem.
Dzwonie po szofera ;) A ten na Jawo!

Usiądź sobie gdzieś, poczekaj. Przyjadę.

To co, Folkówka :D

Na przegrychę idą oscypki opiekane w boczku, z żurawiną i rukolą - 13zł
Łee, obiektyw zaparowany :(
Do tego grzane piwo.
 

A, że wielebny się spóźnia, to siada jeszcze.
Niby lokalne, ale nie :P Tzn Browar Grybów, ale to jest jedno z ich podstawowych piw, z przeklejoną etykietą.

Noo, jest. Przyjechał. Odwiedzam jeszcze Delikatesy Centum, te pięterko wyżej nad Folkówką :D aby coś było dla szofera, za zasługi.
Wychodzę, szukam Peugeot_a... a tu jakiś merc stoi?!
Hee? Przyznaj się, Twoje, czy nie Twoje?

Jak Twoje, to może oddaj, bo ledwo zaczęliśmy jechać, to nam kazało się zatrzymać. I to, tfu! Po szwabski! ;)

Ojj, było intensywnie, daleko do wycieńczenia (stanu: "dzwonię po GOPR), jednak miałem parę chwil słabości ;) Śniegowce średnio się spisały. Miałem w nich za mokro, po części, przez własną głupotę :p Z siebie tyle jestem zadowolony, że mimo tak ciężkich warunków, utrzymałem letnie czasy przejść.
Jak to mawiają... "co cie nie zabije, to cie wzmocni" ;)



Kącik kulinarny:

Kaszanka zapiekana z kiszoną kapustą - to jest ekstra wersja na grilla. Jednak mocno stronie od folii aluminiowej i wszelkich takich tacek.
Tutaj zapiekanie było w żaroodpornym naczyniu w piekarniku.
Dodatkowo na smaczek, parę składników:

- Kaszanka - wiem, fee, nie którzy nienawidzą. Chłopy, w większości, lubią ;) Kupujcie takie od lokalnych wytwórców, nie z biedry czy inne foliowane!
- Ziemniaki
- Cebula
- Kiszona kapusta - bez konserwantów (patrzcie na skład!), tu jest dużo witaminy C. Najlepsze w takich worach z zaworkiem.
- Pieczarki
Z przypraw: sól, pieprz i owoce jałowca


Do piekarnika na ~40min i gotowe.

Smacznego i pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz