czwartek, 6 lutego 2020




Jaworzyńskie szwendanie
+
KULT
1-2.02.2020r.



Sobota. Piękny, mega ciepły, jak na początek lutego, dzień.
Idziemy z Tomkiem na Jawo. Łot standardzik, nartostradą na "ściankę" i ogień w górę.
Faktycznie "ogień". Zajebiście mi się szło tego dnia, aż Tomcio mega sapał :p

A tu z boczku, wygrodzone i slalom dla jakiś lekarzy. Parę dziewuszek, naprawdę mega zjeżdżało.
Pogaduchy ze znajomym.
Tak, tak ciepło, żeśmy w krótkich rękawkach popylali!

Jest i włóczykij.
fot. Tomek - obróbka Piżmok

-No nie, znów trafiłem na tych pijaków!
Załamka Fabiana ;)

Przysiadają się dwie panie :D
Ooo, jedna ma "Olka", micro 4/3. Zagaduję.
Czyżby sweterek zdradzał, poniekąd, gdzie mieszka. Tak... w Norwegii. W dodatku zna mojego kumpla "Petela", co pływa na jachtach (tak, tak, pracował na Jawo i na Wierchomli :D ). Jaki ten świat mały!

Wyłazimy na zewnątrz coś przyfocić. Robię parę ujęć, a potem...upss, brak miejsca na karcie. Kasuję. NIGDY nie kasujcie zdjęć po pijaku! Wykasowałem najlepsze. Co za głupek ze mnie! Do dziś nie mogę tego przeżyć (nie, nie można było odczytać, bo na koncercie, srogo nadpisałem :p ).

Więc kradnę dwa od księdza. Nawet mu wyszły (jak na komórkę ;) ).
fot. Maciek 

fot. Maciek 

Dobra, koniec tego baciarzenia na Jawo. Trzeba uciekać na dół, bo koncert czeka.
Zanim na koncert, wpadam jeszce do Tomka zostawić plecak i... coś na rozruch ;)

"Rozruch", chyba był za mocny, bo bidnego Tomaszka, nie wpóścili na koncert. Wcale tak źle nie wyglądał! Cóż, nie będę się kopał z koniem (dwa razy większym ode mnie ;) ).

Koncertowo...

Okupacja baru cz.1

Okupacja baru cz.2

Trzeba iść pod scenę! A nie tam jakieś pijaństwo.

Było ostre pogowanie! Dwa razy leżałem na ziemi (nie ta masa co inni ;) ), ale nikt mi po głowie nie skakał. Podnosili, z kulturką ;)
Takie stare, takie... zadowolone (tzn, w swoim żywiole!).

Cześć czołem, miłej zabawy!
(ktoś z tylca od lewej, chyba zazdrosny, że znajomi mają prywatnego "fotografa" ;) ).

Ojj działo się pod sceną. Że mój aparat to wszystko przeżył (to nie było mądre :p ). A schodząc na chwilę z "parkietu", byłem dosłownie cały mokry!

Akuku!

Z 75% zdjęć nie wyszło. No cóż, nie takie szkło jak trzeba i zbyt wielkie "znieczulenie" ;)
Jednak, coś się tam ze sceny, uchwyciło :D



Tee, tylko się nie całujcie!

Wojtek rzecze:
-Zaprawdę powiadam wam, niedługo będziecie na blogu!

Hę? Jakaś moda na te koszulę w "kwadraciki" :p

Tii tii, takiego malutkiego, nie odmówisz :D

A po koncercie "after party". DJ gra! Ludzie tańcują!


Siedzą "szefy" ;)

Jest dobrze!

Taki był!

Niee, taki!

Ciekawe o czym dyskutowały? Zapewne o wędkarstwie i złapanym w Popradzie pstrągu. Wygląda na miłośniczkę wędkarstwa ;p
Dla wprawnego oka, nie koniec opowieści z tych dwóch zdjęć powyżej. Mistrzowi drugiego planu, przy stoliku obok, ewidentnie nie weszła kolejeczka hehe ;)

P.s
Pozdrawiam. Miło się tańcowało. Mam nadzieję, że w mych "butach ortopedycznych", zbytnio nie deptałem po palcach ;)

Dziewczyny bawią się przednio!

Jakoś tak wyszło, że zamykamy imprezę i ochrona prosi nas, o opuszczenie lokalu :p
Krynica nocą, czekamy na taxi.

Gdzieś 0:52 jestem przed klatką schodową i... orientuję się, iż klucze od mieszkania zostawiłem w plecaku u Tomka. Super!
Wiecie jaka była pierwsza myśl. Idę na Jawo, na schron, przenocują mnie. Buahaha. Trochę "daleko", w tym stanie i bez czołówki. Do kompana nawet nie dzwonię, bo zapewne "umarta" ;) Przecie nie będę spał w przedsionku jak ostatni żul!
Może do księdza zadzwonić. Ale tak z chłopem spać :p
Ha! Dzwonię do Sanderki. Mojej "prawie, że najlepszej przyjaciółki".
Nie odbiera. Fak, będę spał jak żul!
Na szczęście za chwilę oddzwania.
-Piżmok, co jest?!
*Ratuj mnie, bo nie mam kluczy i będę spał w przedsionku.
-Noo dobra, chodź.
Uff. No ale tak, wprawdzie to nie Jawo, ale przeciwległa górka, tam za blokami hen daleko. Jakoś wyczłapię na tą golgotę :p

Docieram.
Tak to nam jakoś zeszło na pogaduchach do 3, że nawet pies "umarł".
Fajny ten blabladorek :D

Przebudziłem się rano o 8.
Sandra śpi. A mnie, załączył się mega ssacz. Przecie ja nic nie jadłem wczoraj. Jakim cudem przeżyłem, to nie wiem.
Chyba się nie obrazi, jak prześwietlę jej lodówkę ;)
Ooo są jakieś serki, oliwki, ketchup. Przeżyję. Wpieprzam jak nawiedzony hehe. Zabiłem głod, idę jeszcze drzemać do 10 :D Tak jakoś, zwlekliśmy się razem na dół.
Toż to prawdziwa, troskliwa gospodyni! Chyba widziała w mych oczach, nadal, głód. Robi pizze!
Całość psuje Tomek, bo dzwoni, żebym złaził na dół, bo musi jechać do wypożyczalni. Ejj, a miało być tak fajnie. Cóż, następnym razem (może w bardziej sprzyjających okolicznościach), zrobimy pizzę z mega dodatkami i zjemy na spokojnie. Oby!
Dzięki Sandra, za gościnę, nie wiem jak Ci się odwdzięczę. Chyba do końca życia, będę chodził z blablaodrem na spacery ;)

Zbiegam na dół.
Ksiądz czeka już w swej karocy. Idzie Tomek z moimi fantami. Noo, wreszcie wpadnę do jamy, odpocznę, zjem coś "po swojemu" i drzemnę się.

-A co tak będziesz się kisił w jamie. Cho no na Jawo od razu.
Noo nie...

Pierwsze co, jak wysiadamy koło ISport - Tomek wynajduje browarki w śniegu.
Życie od razu nabiera kolorów ;)

Co za stylówa. Dynafit nartki, blink, blink, buciczki, blink, blink i plecaczek Dynafit. Toż to takie niedojebanie mózgowe, jak moje strojenie się na szosę "made by Willier" hehe.

Tęcza w lutym?!

Ok. Ten dzień nie należał do mnie ;) Ledwo człapałem za ekipą. Pod koniec musiałem nieco odpuścić, bo bym dostał zawału. Jak dzień wcześniej bylem z siebie dumny, tak teraz... TRAGEDIA!
Docieramy do Grażyny i standardowo, "loża vip" przy zacnym kominku.

Ja pierdole. Umrę!
Wszystko ma swoje granice, nawet moja wytrzymałość ;) No dobra, robię się już stary i nie dla mnie takie melanże.
fot. Tomek - obróbka Piżmok

Grażyno, ratuj! Jeść!
Schaboszczak, zimniory i kapustka zasmażana (uwielbiam!). Dziękuję Ci moja wybawicielko. Jakoś postawiło mnie to na nogi + parę piwek hehehe.

P.s
A co to, Magii, może by do zupy dolać, abo na schabowego.
Nie! To ofiarowana nalewka, zacnej mocy i treści :D

Przesiadamy się potem pod okno z widokiem na Tatry.

Jak to śpiewał Kazik...
"Trasa bardzo dobrze znana od jednego baru do baru
Poznaje sie tych albo owych i mamy troszeczke kataru
Jesli wiesz o czym ja mowie. Natomiast zupelnym rankiem
Wychylam patrzac tepo ostatnia bez gazu szklanke, he"

Kolejny "bar" i na kogo trafiamy? Poznaną wczoraj "Norweżkę" z koleżanką.

Ot takie psie życie na Jawo!
Tak to było!






Kącik kulinarny.


Kiełbaski z dzika zapiekane z warzywami i serem pleśniowym.

Składniki:
- Kiełbaski z dzika z peperoni - są MEGA! - niestety drogie, 16,99zł za 0,16kg - ale...na 100g produktu jest aż 135g mięsa z dzika i tylko 46g wieprzowego. A tłuszczy w 100g jest zaledwie 7,8g!
Raz dostałem w Intermarche, teraz kupiłem w Lewiatan.
- Ziemniaki
- Cebula
- Czosnek - ten z kiełkami jest ok, nie ójcie sięniego. Przynajmniej nie chiński! :p
- Ostra papryczka
- Ser pleśniowy złocisty
- Słodki sos chili - wiem, sam cukier, no cóż, czasem można ;) 

Ciachamy i na jakieś 40min do piekarnika i gotowe. 

Całkiem niezłe, jednak, te kiełbaski dorzucił bym na samym końcu, albo i nawet na wierzch (po pieczeniu). Ponieważ upieczone tracą dużo, swego, "dojrzewającego" aromatu.

Smacznego i pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz