wtorek, 24 września 2019



Volovské vrchy
22.09.2019r.


Kalendarz wyjazdowy Tajnej Nielegalnej Grupy Górskiej, zakładał na tą niedzielę Tatry Zachodnie - a dokładnie wyjście na Grzesia. Łee, na Grzesia, byłem ze 3 razy :p (no dobra, od tej słowackiej strony nie byłem, ale jakoś tak, nie urzekł mnie ten plan). Kombinowałem nad koczowaniem z namiotem w Lewockich. A niedziela (wschód) zapowiadała się kapitalnie. Plan miałem już ułożony w głowie. A tu mi dzwoni Alina. Tee, bo nie jedziemy na Grzesia, za mało osób było chętnych (jka mi przykro :p ). Jedziemy w Góry Wołowskie. Eee, gdzie, coś kiedyś obiło mi się o uszy, ksiądz cosik marudził, aby jechać tam z rowerami (ale kto by go słuchał hehe). No kruca, zainteresowało mnie to. Podsyła na @ szczegóły trasy. Zasiadam do internetów i robię zwiad.
Hmm... nie głupie te górki. Rzadko odwiedzane pasmo, szkoda by było nie pojechać. No ale namiot, piękny wschód. Nawet przez chwilę kombinowałem, czy bym nie zdążył dwóch pieczeni w jeden dzień. Pojechać na Ihlę z namiotem, wstać o 5:30, spakować majdan, pstryknąć parę zdjęć i zostawić auto gdzieś na Słowacji, przy trasie busa grupy. Ojj kusiło, no ale zjazd z przełęczy pod Cerną Horą + podjazd gdzieś do trasy busa, było by trudno się wyrobić, a nie chcę nadużywać ich cierpliwości. I tak już chcą mnie powiesić za moje "dokuczycielstwo" see see se. 
A niech stracę :p Jadę z nimi bez kombinacji. ALE... ma być ognisko! Wyczaiłem fajne miejsce. Biedny Paweł, musiał obdzwaniać zapisanych, co by jakieś kiełbaski, tudzież inne specyfiki zabrali, bo będzie ognicho.

Ślad trasy:
STRAVA

 Startujemy o godz. 7.
Pierwsza przystanek, niby na siku, ale nie prawda, na focenie :D


Z pięknym widokiem na Smrekovice, na której byliśmy nie tak dawno.


Ok, koniec focenia. Do wozu! Trzeba jechać dalej.
No dobra, jeszcze tylko "polowanie na kunia"! Łoo panie, daleko ten kuń!

Paweł, dawaj 150mm!
Ha! Mam go :D

Docieramy do wioski Olcnava i ruszamy na szlak, wiodący koło kamieniołomu. 

iście księżycowy krajobraz :)

Koparka, jak zabaweczka ;)

Idziemy w las. Docieramy do... no miał być to wodospad.
Tylko jakoś wody w nim brakło :p

Sucho, no sucho! To polej!

- Ło Boże, znów będą pić te alkoholiki.

Posileni, to dawać w górę!
Tu była dobra drapa :D

Takie klimaty lubię.
Jedni na lewo, drudzy na prawo.

Paczajta, jaka żylasta fit babcia :p
A jak zgrabnie przeszkody pokonuje. Ja to takiego wieku raczej nie dożyję, a co dopiero być w takiej formie. Szacuneczek!

Siakaś nora, ponoć wisiał tam gacopyrz.

Ta da!
Są chatki, jedna ma dość obszerną werandę, można się skitrać w razie "W"


No to postój. Co? Znowu!
Ktoś tu jest chyba kawoholikiem ;)

Alina robiła czyszczenie lodówki. Zrobiła sałatkę. Wprawdzie, nie ma tu mięsa ;) ale... trzeba jej przyznać, wyszła bardzo dobra!

- Dziewczyny, nie zamulać, pijemy, na drugą nóżkę!

A co tu ktoś kitra?!
Slivovica 40% ?
Zacytuję klasyka "badziewie, do badziewia" ;)

A tam zaraz obok, poza szlakiem, takie fajne miejsce widokowe.
Dodając do tego ryczące jelenie. Chciało by się tu położyć i leżeć cały dzień.

Błogosławię was góry!
Dobra, dobra, weź nie fisiuj, browara oddawaj!

Grzyboholiczka dostaje dostawę maślaków. Szybki sort na miejscu.

Fajowo!
Ale ani psa, ani łowcowego, hmm.

Już w nieco jesiennych barwach.

Znów grzyboholiczka.
Tee, zostaw coś dla innych!

I kolejna atrakcja na szlaku.
Šarkanova diera. Wejście za free :)

Włazimy na kuckach.

Pierwsza, komora.

Ktoś wyłamał kratę. Tyle dla nas dobrze, że możemy zwiedzić tą, niedostępną część. Tyle źle, iż ponoć siedzą tam nietoperki i... ludzie niszczą piękno tej jaskini.

W głębi.

I jeszcze dalej.



Końcowa ściana.


Cii, chwila skupienia. Paweł foci!

Wracamy...


No niee, znów będziecie robić postój i żreć?! A żeby wam dupy spuchły :p

Człapiemy dalej.
Ooo, już widać najwyższy punkt tego dnia.


Docieramy. Księdzu już nawraca Słowaków ;)

Fajowa "róża kierunków".

Łot taki widoczek.


Ognisko w pniu? A na końcu, niczym przez teleskop, odległy szczyt :D

Jałowiec, mniam, mniam do bigosu.

Jeszcze rzut obiektywem na najwyższe (w oddali), szczyty Gór Wołowskich.

Ahh, jak przyjemnie leżeć w słonku, z takim widokiem.

Oki doki, nie ma co tu za długo koczować. Przecie czeka jeszcze jedno fajne miejsce, gdzie ma być ognisko!

Część grupy idzie, część jeszcze się gramoli na szczycie.

Kanie! Mam i ja!

Dalej...

Idziemy sobie, nagle Paweł zatrzymuje się i krzyczy.
- Patrzcie!
Patrzę, nic nie widzę. Czyżby gdzieś jakaś kanię wypatrzy cy co. Nic nie widzę.
* Hęł?
- Modliszka.

No faktycznie!

Jest. Docieramy na Kňazovka 840m n.p.m.

Trochę w boczek i dalej i...
Mamy owe miejsce na ognicho.

Ba, nawet jest ciekawa, malutka utulnia, jakby kogo zmorzyło ;)

Widoczek z punktu widokowego koło kapliczki.

A co ja mam? U widziały mi się skrzydełka! Tak, moi drodzy, da się je zrobić na kiju, nie widzę problemu.
A kija ciekawego, znalazł Maciek i tak szedłem sobie z takimi widłami 2/3 trasy hehe. Grupa stwierdziła, że nawet mi pasowały :D

Impreza trwa!

JA jeszcze piekę, niektórzy już wcinają "turbo kiełbasę" ;)

Pyszności. Jeszcze wysępiłem pomidorki i... pseudo oscypka (Alina, nie kupuj więcej tego świństwa :p ). 

Czyżby utulnia za mała? Bo zmogło trzy osoby hehe.

A to jeszcze gdzieś w bok, w poszukiwaniu widoczków.
Szal mgieł, zaczyna już oplatać Tary.

Tee, śpiący królewicz!
Wstawać! Idziemy!

Początkowo, kawałek stromego zejścia, a potem, mięciutka ściółka, jak dywanik i przy już nieco zachodzącym słońcu, taki festiwal światłą i cieni.

Lądujemy z powrotem w wiosce.

Ale zaraz, zaraz, zanim pojedziemy do Krynicy, trzeba uzupełnić elektrolity. Uważnym oczom członków TNGG nie umknęła wioskowa kanjpa :D

A uważnym oczom księdza i Piżmoka, nie umknęła butelka Tatra Tea (czarna) 52% Buahaha.
Ojj, siadło parę tych specjałów. Aż pani gospodyni, otworzyła nową flaszkę. Ba, nawet zaraziliśmy naszych kamratów z grupy, miłością do tego zacnego trunku ;)

A Maciek, jak to Maciek. Opowieści dziwnej treści :p

Pakujemy się do busa i w drogę!
Zatrzymujemy się po drodze, zrobić zdjęcia, staremu ratuszowi.

A potem... nooo, wesoły był autobus. Żylasta fit babcia, uchowała jeszcze tą czterdziestoprocentową śliwkę. Nie takie to "badziewie". To poszła... było wesoło :D

Kierowca, hamuj! Zdjęcia będziem robić!
Na dobranoc :)

A nie nie, na dobranoc, to wysiadłem z Piotrkiem przy orlenie. Na dobranoc, to po piweczku :p Kitramy się na ścierzce rowerowej i dyskutujemy o... "dupie Maryni" :D
Ubrałem tylko czołówkę i zapaliłem tył i przód, co by nas jeszcze jaki szalony rowerzysta nie rozjechał.

Tak było! Zacnie!
Oby więcej takich wyjazdów. Oczywiście z ogniskami!



Kącik kulinarny.

Przygotowania do ogniska. Dzień wcześniej.
Porcja skrzydełek w pikantnej przyprawie grillowej + wyciśnięty czosnek. Tak dochodziło przez noc.

Po powrocie ze Słowacji, wpadło do siaty parę kań i raptem trzy purchawki :(

Te większe, nawet przy suszone już, do mleka, potem w mące i na głęboki olej.

Palce lizać!

Resztę postanowiłem ususzyć... na kaloryferze (Cebula mocno! Po co mi suszarka do grzybów ;) ).
PO ususzeniu zmielić na proszek i genialny dodatek do zup czy sosów.

Smacznego i pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz