sobota, 23 lutego 2019



Piwniczna Zdrój - Hala Łabowska - Jaworzyna.
23.02.2019r.


Zima kontratakuje! Znów mrozy, ponownie coś śniegiem posypało, a do tego ten cholerny wiatr.
Ciapy  po prawdzie, się nie spodziewałem, raczej lodu, ale podwójny szew w buciorach dawno nie impregnowany. W ruch idą "tajne mikstury"

Maziu, maziu.


A to przy okazji, jeszcze trochę tłuszczyku nie zaszkodzi :D


No dobra, ale gdzie tu iść, co tu robić?! Jakoś weny na koczowanie z namiotem nie miałem. Może Beskid Wyspowy? Nawet zacząłem ugadywać się na fejsie z jegomościem z Gorlic, z grupy "Beskidomaniacy". Jednak nie doszliśmy do konsensusu. W końcu stwierdził, że jedzie focić wschód słońca. Ale kontakt nawiązany, może jeszcze plan z Wyspowym kiedyś zrealizujemy.
No to co? A się tam będę gdzieś daleko włóczył po obcych górach. Wcześnie rano trzeba wstawać, tracić czas na dojazd ;) zrobię coś lokalnego.
Tak myślałem i myślałem, że taki mały hardcorek wykombinowałem.

Trasa

23km, 1260m podejść, 8h. Hmm, tragedii nie ma, przecie śnieg już oklapł, źle nie może być :p

7:18 bus na Piwniczną.
8:10 startuję.

A miałem kupić raczki (może na kolejna zimę ;) ), na szczęście większość tego typu niespodzianek dało się obejść bokiem.

Lubię ten widoczek, w sumie z lata bardziej mi się podoba, tak czy inaczej, miejsce zacne.

Ooo i śniegu prawie nie ma. Super! Można trochę nadgonić.

Na zejściu do Łomnicy, skutecznie spowalniają mnie oblodzenia. O mały włos, a tuż przed samą wioską, wywinął bym pięknego orła na betonowej drodze. Może jednak kupić te raczki hehe.

Przymroziło w nocy.

I ponownie, to mordercze podejście, niebieskim szlakiem. Jest ściana!

Pot występuje obficie. Mimo mrozu, podchodzę tylko w termo koszulce i cienkiej kamizelce merino.
Trud "wspinaczki", osładza okienko między drzewami, z widokiem na Tatry.

Dalej...

Upss. Coś tego śniegu coraz więcej, a miało go tyle nie być.


Przed halą z bacówkami, robi się już całkiem nieciekawie. Szlak zawiany, śniegu miejscami po kolana, a ja, sierota jedna, nie zabrałem nawet stuptutów.

Za to widoczki, warte każdego trudu.

Ostatnie półtorej kilometra, idę w kopnym śniegu, krocząc niczym bocian, co by mi się spodnie za bardzo nie podwijały i do butów nie naleciało :p Musiałem wyglądać komicznie.
Myślę sobie, dam rady, to już nie daleko, a przecież jak dojdę do głównego, czerwonego szlaku to będzie przedeptana autostrada :)

I w piździec wszystko zawiane. Nieee!

Zamówiłem piwko, żurek i siedzę zniszczony psychicznie. Jak ja pójdę dalej. Niebieskim (drogą) ewakuacja na Łabową? (smuteczek). Podpytuję obsługi ze schronu, czy nie wiedzą jak wygląda szlak na Jaworzynę. Twierdzą, że dziś rano, jeszcze nikt nie szedł, więc może być ciężko.

Raz koz... piżmokowi, śmierć ;) 
Postanawiam, wypuścić się trochę czerwonym w kierunku Jawo. A jak będzie źle, to zawrócić na drogę do Łabowej.
Ha! Nie ma tragedii. Nawet przedeptane, mało zawiane, czasem jakieś drzewko się zmęczyło i sobie leży ;)
Idę!

I znane miejsce, idealne do focenia taterków.

Idę całkiem żwawo. Głodu nawet nie czuję. W bukłaku miód z cytryną, żurek i piwko z Łabowskiej Hali, nieco pomogły, ale... jakoś tak z lenistwa, nie robiłem przerwy, nawet nie chciało mi się batonika wyciągać :p
I tak 1,7km przed Runkiem, zapikała kontrolka "low battery" :(
Jednak męczy ten śnieg i potrafi szybko odciąć. Zjadam jednego batona i człapię dalej. Przecie to już nie daleko, latem parę minutek, a na rowerze "minuta pięć".
Resztkami sił docieram na Jaworzynę.
Tuż przed szczytem. Śniegu po szlaban, przecie to do końca kwietnia (albo i dłużej) będzie topnieć :(

Końcówka ferii. Mały bąbel pobiera nauki.
W oddali Lackowa I Busov.

Trochę czuję nogi :p
Jednak wypada odwiedzić znajomych na schronie. Dawno nie byłem.
Pomaga mi, przepyszne grzane piwo. Naprawdę dobre robią. Polecam.

Muszę nieco odsapnąć, czuję głód. Koniecznie trzeba coś zjeść, coś sytego, może być niezdrowego :p Nieważne, należy mi się!

Omniom niom. Jakie to dobre.
Łukasz dorwał aparat i się bawi.

Dzwonię po księdza - nie, nie, aż tak źle nie jest, nie będę jeszcze umierał i nie potrzebuję spowiedzi. Oczywiście chodzi o "księdza" Hiczkoka :D
Odwiedzam jeszcze SkiStop i czekam na kompana.

Jeszcze tylko na dół, końcówka, to mocno twardy, zbity śnieg, z lekką luźną warstwą. Uskuteczniam parę razy dupozjazd :p
Coolio tego dnia, miał dobrą formę i nieźle dawał za Hiczkokiem na nartach. Musieli trochę na mnie poczekać, bo nogi miałem już z betonowane ;)




Kącik kulinarny

Trzeba się rozgrzać.
Więc na ostro, a'la meksykańsko.

Składniki:
- Mieszanka meksykańska.
- Sos słodki z chili i czosnkiem.
- Chorizo pikantne.
- Cheddar - tak trochę dla smaku/jako dodatkowy wypełniacz ;)
- Ostra papryka w proszku.


Podsmażamy chorizo na patelni, jak puści tłuszczyk, wrzucam warzywa. Doprawiam, dodaję sos i trochę startego sera.
Na talerz i na wierzch, jeszcze nieco serka :D

Pychotka, tylko pali trochę w gębie :p

Smacznego i pozdrawiam.

2 komentarze:

  1. Wodnik, jak się Tobie ta reperacja by Hanzel trzymie? Nic się nie odkleja?

    To podejście niebieskim szlakiem od Łomnicy faktycznie jest wesołe. Lazłem rok temu w majówkę, musiałem się po drodze wspomóc batonikiem, bo po wejściu na Groń mnie odcięło. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć.
      Trzyma się to, naprawdę dobrze. Na razie, tfu tfu, nic się nie odkleja. Myślę, iż zrobili dobrą robotę. W butach od wymiany podeszwy, już trochę zrobiłem i latem i zimą. Jedyne co, to wydaje mi się, że straciły na amortyzacji, bardziej stopy dostają, albo ja już się stary robię ;)

      Usuń