poniedziałek, 4 marca 2019



Góry Leluchowskie + Beskid Sądecki
02-03.2019r.


Tak to wyszło, że "zdzichu", forumowy kolega, zwany dalej zdzichem, postanowił mnie nawiedzić. Niee, noo. Znów ten świr przyjeżdża. Jednak nie odmówiłem, bo ma fajną żonę ;) i ... ponoć zwerbowali jakąś koleżankę. Gryy.

Co by im tu wymyślić. A może mało znane Góry Leluchowskie. Oczywiście finał na Kralova Studna :D
Czemu nie. Tylko, czy ten wariat, co zabrał fatbike, będzie zadowolony? A zresztą, nas jest 4 pieszych, a on z rowerem sam. Niech siedzi cicho :p

Jedziemy busem na Muszynę. Stamtąd żółtym szlakiem przez Malnik i dalej na Wojkową, aż do Kralova Studna.
Nasz rowerzysta, ciśnie wytyczonym przeze mnie, śladem. Wklepanym do srajfona w mapy.cz.

Podejście zaczynamy od starego, żydowskiego cmentarza. 

Już stąd widać taterki :D

Trochę wysokości trzeba tutaj zrobić. Adze chyba jest trochę ciężko :p Musi popracować nad kondycją. Nie ma, że boli!
Docieramy do zabudowań pod Malnikiem. Bacznie strzegą nas lokalne "burki".

Człapią księżniczki. Ubrały się jak na zimowe wyjście na K2 :D

Docieramy!

Widoczek...

i małe co nie co w oczekiwaniu na zdzicha.
Jeszcze skubany, zwerbował po drodze dwóch innych rowerzystów. Sieroty, pogubiły się 100m pod przekaźnikiem hehe.
A tak mu ładnie wytyczyłem na około, żeby nie musiał pchać, to oczywiście puścił się z tą kobyło żółtym szlakiem :p

Wszyscy są, pędzimy dalej.
Wow, ile śniegu! Dobrze, że siadło od ciepła i przymarzło w nocy. Bo inaczej był by armagedon. Tutaj jest jeszcze z 50-70cm śniegu!

Jest, jedzie ON! Na tym spasionym rumaku :p
W tle, rozgrywa się dramat! I mamy kolejną sierotkę. Aniusia bez mózgusia hehe ;) wpadła po kolano (w stary ślad?) i utopiła buta tak, że nalało się do środka. No jap... dobra. Wujek Piżmok dobra rada, poleca zastosować "worotex". Reklamówkę/woreczek z kanapki, założyć na skarpetę i do buta :D

Pełzniemy dalej, dosłownie. Agata, trochę się nudzi i odskakuje dalej. Taa, nie każdy przed wyjściem bierze wziewne wspomagacze :p
Tutaj czeka na nas. Zdzichoslaw ma bardzo ważny telefon. Tak ważny, że pełznie na końcu pierdoląc do słuchawki przez ponad godzinę!

Dalej takie przeszkody. Zdzichu prawie przejechał bokiem. Ale, "prawie robi dużą różnicę" ;)

Trochę jechania...

trochę pchania...

trochę pływania :D

Przygarnij Piżmoczka!
fot. Agata

Popas do słoneczka!

"Zero cukru".
Nieprawda! (w sumie prawda, że nieprawda :D Do tego jeszcze tek "zły" kokos ) Pozdro dla ancymona, znajomego z forum :)

Jest sportsmenka. Browar i fajka. Da się, da!

Ejj, nie tam, za mną!

Lecim na Szczecin!

I już nad Wojkową.

Brym, brym, brym.
Tak fisiował na tym ubitym, że w końcu trafił na bardziej miękkie i zrobił epickie OTB nie wypinając się z cranków :D|Szkoda, że nie uchwyciłem :(

Ooo, wioska, pieski. Agata ma uraz. Gotowa do zejścia. Gaz na pieski jest.

Coś dla duszy. Prowadzę stado do cerkwi.
Schodząc, z góry widzi na "kościelny". Odpala brykę i jedzie. Zatrzymuje się koło nas i pyta, czy idziemy do cerkwi, czy ma otworzyć. Jak miło! Nigdy nie byłem w środku.

Ikonostas z zamkniętymi wrotami carskimi.

Dzwonnica.

Oki doki, koniec zwiedzania, trzeba na Studnię i rozpalać ognicho.
Po drodze.

Idziemy, idziemy!

Żwawy krok Piżmoka.
Jaki ładny paluszek :P
fot. Agata
Po drodze, zbieramy trochę opału.
Fak. Ale pizga na Studni. Zostawiamy uzbierane chabazie i idziemy na wieżę widokową.

Co ten głupek odpiernicza?!

Niestety ani Aga, ani Ania, nie wylazły. Pizdeczki :p
To specjalnie dla was, panorama z wieży. Żebyście widziały i żałowały (na żywo wygląda jeszcze lepiej). Przy zadaszeniu ekipa słowacka, z Malvowa.

Szybka narada i... no, tam tak wieje i w ogóle. A tu już się pali. Idę zagadać i dość szybko integrujemy się. Okazało się, iż w tym czasie co nocowałem z namiotem na Studni, co przyszła ekipa od chatki, to był tam jeden jegomość, z rodziny od nowo poznanego tubylca z Malcowa :D

Częstują nas słoniną i dodatkami.

Czas upiec kiełbę.

A my jak głupie hu... huncwoty, tylko o kiełbasie. Dobrze, że ją zabrałem, bo nie było by nic. Bo tak jakoś wyszło, że nikt inny, nic nie zabrał. Co za... huncwoty ;)

Grzanie rączek, grzanie nóżek.

Pieczenie kiełbaski. A zdzichu ma tajną broń. "Myszówkę" :D

Pieczona żelka. Czy ja już pisałem, że on nie do końca jest normalny ;)

Przyłazi fotograf, przez duże "F". Wyłazi na wieżę i... ale ma armatę! Co się, księżniczki chichracie ;)

Kiełbasa o smaku wędzonych skarpet :D

Dobra. Trzeba uciekać. Bo transport czeka. Dziękuję bardzo, koledze Zborowi za ewakuację!
Schodzimy przy ostatnich promykach zachodzącego słońca.


Ano, bazie były, były. Tylko, do tej wiosny to jeszcze z pół metra śniegu musi zejść.

Szybkie ogarnięcie i wpadają do mojej jamy, pobawić się Zwift_em.
Zdzichu ciśnie, aż mu żyły wyszły 😅

Kolej na płeć piękną. Zawodniczka Anna!
Ach ten wiatr we włosach, ten uśmiech podczas rywalizacji. Chciała by pewnie więcej, ale zabija ją podjazd 12% 😄
Niestety zawodniczka Aga, została zdyskwalifikowana, przez zbyt krótkie nogi hehehe.

A my po cichutku do kuchni ;)
Dostajemy się, w bardzo niebezpieczny ogień krzyżówy!

Ooo, pisaczek. Czy ktoś śpi? Kto będzie miał pisiorka na czole? :D

Nie no, czujna była, "bestyja".
Za to, zdzisław się poświęca. Zostaje oznaczony, tajną pieczęcią zjebów 😆

Dobra. Dupalala, idziem spać... o drugiej :p
Agata uciekła do DomuFki. Za karę nie idzie następnego dnia z nami, bo, nie jest w stanie :p
Werbujemy Vanessę aka "misio".

Warun na Jawo, jak na K2! ;)
Musiałem kija użyczyć. Venessa holowała Ankę, a ja Agnieszkę.
Walka na ściance "piątki" :p

No to jeszcze na schronisko. Ja i "misio" po grzanym piwerku, ekipa krakusów, kanapeczki :D

Widzicie, jak ciężko na Jaworzynie. Nawet zdzichu nie daje rady ;)

Jest, już szczyt. Tego dnia nie będzie wyżej!
Minki mają, takie jakieś, zsapane ;)

I wspólna (oczywiście oprócz mnie) fota.

Głupi zdzisek, dał żonie fata.
Z drogi śledzie bo Aga jedzie!

I w pizduuu, pojechała.

Dosłownie. Faktycznie fantazja ją poniosła. Biedny mężuś, musiał zapindalać, ładne parę kilometrów z buta. Ciekawie tak z nami wyglądał, w tym rowerowym ubranku, bez roweru.
Płakał tylko... "ojj, jak tu by się fajnie jechało" i wyobrażał sobie, że jedzie na facie.

Ta da!


Docieramy na Bacówkę nad Wierchomlą.
Klimat jest, ale obsługi nie ma! Okienko w marcu otwarte 9-16 (coo?!).
W końcu zjawia się pan w średnim wieku, zaciągający po ukraińsku.

Jednak ogarnia wszystko i mimo, że jest 15:25, to zamawiamy ciepłe dania (2x pomidorowa i raz pierogi z... ciecierzycą* :p ). Pomidorówka, to jakaś taka gęsta, jak gulasz ;)

Złazimy na dół. Już wiem, że nam bus ucieknie. A kolejny za ponad godzinę! Więc zdzichosław wspaniały, ciśnie na facie do Krynicy, aby potem przyjechać po nas samochodem.
Mnie na zejściu, prawie odpada kulas! Nie wykurowałem przeciążenia/kontuzji z przed tygodnia i doprawiłem przez te dwa dni :(

*Tak, naprawdę, to pierogi z baraniną. Ale koleżanka jest veganką i jak się po drodze rozmarzyłem, o pierogach z barankiem i głośno wyrażałem me smaki, to zaczęła uciekać ;) Więc umówiliśmy się, że one są z... "ciecierzycą" buahaha.



Kącik kulinarny

Łosoś z warzywami i szpinakiem, oraz serem pleśniowym z pieprzem.

Sładniki:
- Łosoś.
- Warzywka na patelnię ze szpinakiem + przyprawy (tak, wiem, gotowiec, ale ok. Lubię Hortex.)
- Ser pleśniowy z pieprzem.
- Trochę czosnku i cytryny.
Z dodatkowych przypraw, to pieprz i odrobina soli.


Najpierw na maśle podsmażam łososia. Potem idą warzywa, a na koniec przyprawy i czosnek.
Tak, kupuję każde wino z motywem "rowerowym". Tutaj jakiś misiek jedzie na bicyklu, więc, mimo mojego schudnięcia, to w sumie ciągle się z takim obrazem identyfikuję ;)

Smacznego i pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz