poniedziałek, 4 lutego 2019



Gorce
Rabka-Zdrój-Maciejowa
Stare Wierchy-Nowy Targ
02-03.02.2019r.


Kolejny weekend wolny. Jak i "niezła" pogoda miała być.
Ubzdurałem sobie Gorce. Ale co i ja? Maciejowa! Dawno nie byłem, a pozostał mi sentyment. To tam poznałem herszta bandy krakowskiej, od "ratowania chatek". Sebastiana. Pozdrawiam!
Tak to też uczyniłem. Pierwszy autobus na Nowy Sącz (trzeba było wstać o 4 rano! Łee), potem na Rabka-Zdrój i ponad godzinę czekania na dworcu (taka gehenna z połączeniami :( ).

Wsiadam, jadę. Nastawiam budzik na 8:10, co by nie przespać Rabki ;) I idę w kimę.
W przydworcowym sklepiku, robię mini zapasy. Kabanos + bułka na śniadanie, oraz woda do bukłaka i Kubuśia Play (multiwitamina - dobry jest) na "deser".
Odpalam GPS i ruszam.
Trasa, tak na około, mniej uczęszczanymi szlakami, bo czerwonym, było by za szybko/łatwo, zresztą już nim kiedyś szedłem :p
Trasa STRAVA.
Wejście na szlak, nawet coś tam udeptane. Nie zakładam na razie rakiet.


I pozostawiam Beskid Wyspowy w tyle...

I do przodu. Kruca, to miały być boczne szlaki, a nieźle przetarte. Nieco kurwię pod nosem "po co niosę te rakiety!".

Ot ścieżynka na skraju lasu.

Ale czy to już wiosna? Miało być śniegu po pas, a tu jakieś mokradła hehe.

Tutaj pewnie jakieś tubylce, chcieli pojeździć terenówką. Nawet powalone krzaczory przecięli, jednak nie dali rady jechać dalej. Tutaj rozpalili ognisko.

Ot i kończy się żółty szlak, są zabudowania i... fajne ogrodzenie. Słupki z otoczaków i płotek między nimi + ładny widok na góry. Ahhh...

Pełznę dalej, ciągle bez rakiet. Jednak tutaj pasuję. Lokalna droga krzyżowa, ktoś zrobił sobie mękę i szedł zapadając się po kolana. Zakładam rakiety :D

I ujęcie w tył.

Dalej...

I ujęcie na Beskid Wyspowy w tym po prawej z wieżą telekomunikacyjną, Luboń Wielki. Którą to trasę z tamtego roku, miło wspominam :)

Człapiem dalej...


Ostrewki na miarę XXI wieku, z prętami zbrojeniowymi buahaha.

Jeszcze ostatnie podejście.

No tak, za łatwo nie może być!


Ehh...

Jest i ona. Bacówka na Maciejowej! Jestem uratowany!

To od razu browarek i... a niech będzie jeszcze żurek. Opcja full wypas z jajkiem (widział ktoś żurek be z jajka, ale i taki można sobie życzyć :p ).
Żureczek, dobry.

Fajny, bacówkowy klimat.

No to drugie danie. Zasłużyłem sobie! Jem bardzo mało mięsa, "trochę" się schudło. Marzyłem o schaboszczaku!
Porcja zacna. Sam schabowy świetny, nie kapeć, duży kawał! Kapustka zasmażana, bardzo dobra a i "głupie" ziemniaku, całkiem spoko. Duży plus. Cena zestawu 28zł.

Jeszcze fota na zewnątrz.

No tak, marketowe rakiety. Przeżyły 3 wyjścia i poległy :p
Nawet nie kapnąłem się, gdzie mi ta połówka odpadła (zapewne, jak pokonywałem powalone drzewa na około, w ciężkim, mokrym śniegu).

Wracam do środka.
Świetny kominek ale... tak hajcują, że na dole to jest sauna!

W zanadrzu mam Sadówkę Pigwową. Trzeba się posilić jeszcze przed "integracją".
Bigos... taki se ;p Zjadliwy, jednak, coś mi w nim brakowało. Mało ostry/przyprawowy. No taki zbyt łagodny.

"Integracja" przebiegła nader zacnie :D
Od ekipy "kaszubskie" dostałem bimber z aromatem kawowym. Do tego moja Sadówka i... od stolika do stolika :D
Poznałem lokalsów, którzy już mnie zaprosili na imprezę za tydzień. Bo im brakuję szóstego do pokoju hehe. A i zaznajomiłem się z Węgrem, który to poczęstował mnie bimberkiem własnej roboty.
Potem graliśmy w fajną słowną grę. Było zacnie!

Gorzej w nocy. Spaliśy w jednym pokoju w 5 osób. Dziewczyny, nie pierwszy raz w schronie. Miały stopery. Jednak, Monika parokrotnie tarmosi moje nogi, co bym przestał chrapać... przeprosiłem rano, za me niedźwiedzie chrapańsko. Skwitowałem to tym, że skazany jestem na namiot :p Miałem brać, ale trochę przestraszyłem się halnego, a w cale tak źle nie było. Jej chyba też było trochę głupio, że, w sumie obcego faceta, tarmosi za nogi (szkoda, że za nogi, a nie co innego hehe... see see ;p ). Parce z Krakowa, moje chrapanie nie przeszkadzało. Jacyś twardzi! ;)

Ranek w na "stołówce".

To jeszcze panoramka. Ujęcie przed otworzenie kuchni :)
Tatry dość słabo, ale za to Babia góra, zacnie się prezentowała.

Na śniadanie jajeczniczka i ... zupa chmielowa :D
Monika i Magda uciekają. Zostaje parka Krakowska. Integrujemy się ;) przy śniadaniu.
Oni też idą na Stare Wierchy, a pójdziemy razem :)
Trasa dzień drugi:
STRAVA

Są, gołąbeczki :D

"Nieee! Chcę do domu!" ;)

Ola (dobrze pamiętam imię?) prowadzi. W nie najgorszym czasie, jak na warunki, docieramy na Stare Wierchy.

Eno, Michał, Twoja baba Cie wyprzedza! Dajesz! :p

Chwilkę siadamy, uzupełniamy elektrolity ;)
Fajnie się siedzi. Za fajnie. Już wiem, że nie zdążę na ostatni autobus na Nowy Sącz.
Muszę wracać z Nowego Targu, do Krynicy prze... Kraków. Człowiek by jeszcze posiedział, ale trzeba iść, c o by zdążyć na te krakowskie dyliżanse.

Po drodze... coś mnie przyćmiło, nie tylko mnie, bo był jakiś pieszy ślad. I wpierdzielam się w skiturowy ślad, który trawersuje zielony szlak z powalonymi drzewami. Nie jest dobrze, bo zaczynam się coraz bardziej zapadać, Wracać się, szkoda sensu ;) Patrzę na GPS i to raptem ze 40m poniżej zielonego jestem. Idę na przestrzał.
O chuj! Te 40 metrów robię chyba w 15 minut! Masakra! Ciężki, mokry śnieg, a pod spodem krzaczory, gałęzie i kij wi co!

Wpadam na szlak, a tam dużo nie lepiej ;)

Nie, no, tragedii nie ma, w porównaniu do tego dzikcowania bez rakiet. Zostały w koszy na Maciejowej :p

Widać już Nowy Targ, widać Tatry. Ten widok, dodaje mi energii!

Hee? Tędy?! Widzę, coś w lewo, wydeptane, jakaś drogo. Jednak nie znam na tyle tego terenu, aby zapuszczać się jakimiś drogami. Idę szlakiem.

Ło kurwens, nie jest dobrze :p

Ściany śniegu po 2m, a jak jeszcze noga wpadnie od czasu do czasu po udo, to już w ogóle ciekawie ;)

Mimo wszystko, robię to w sumie niemal w czasie letnim. Jestem hardcorem ;)
Jednak, na dworcu jestem na styk, jakieś 6 minut przed odjazdem autobusu. Uff...

Jadę. Dzwonie,do mojego "prawie, że najlepszego przyjaciela", krakowskiego, rowerowego świra :D Zdzicha!
Tak to wyszło, ze będę miał godzinkę czasu wolnego, między lądowaniem w Kraku, a ostatnim autobusem do Krynicy. Trza by co spożyć :D

Zdzichy, znany krakowski dusi grosz, zaciąga mnie do jakiejś gimbo speluny na Florjańskiej. Dlaczemu tam... ano, bo piwko po 4 zyle hehe.

Opowiadam co i jak, a Zdzich...

Żartuję, wcale się nie przeją! On to dopiero ma najebane pod tą łysą czachą :D
Dwie szybkie piany i muszę uciekać

Jeszcze fota a'la krakowski klimat.
Znów na styk. Tym razem 3 minuty przed odjazdem ostatniego autobusu :p



Kącik kulinarny.

Perliczka nadziewana serem gorgonzola. Zapiekana z ziemniakami i rydzami. 
W sosie czosnkowo-ziołowo-miodowym!

A skąd rydze w zimie?! Ano trzeba sobie nazbierać, potem lekko obgotować i zamrozić :p Ok, wiem, rarytas, nie każdy może mieć. To jako zamiennik, mogą być kurki. Mrożone do dostania w marketach.

I przestrzegam przed "miodem" z marketów! Ja użyłem spadzi od lokalnego, pszczelarza pasjonaty. Zresztą używam też, ten miodzik do sporządzania napoju energetycznego na rower. Świetna sprawa!

Składniki:

Kuraka nadziewany serem od... dupy strony :D
Sos, czyli czosnek przez praskę, miód, majeranek i rozmaryn + masło, lekko podgrzewany w rondelku i smarujemy mięsiwo.

Do piekarnika na ~1:45min.
I gotowe. Palce lizać!

Smacznego i pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz