poniedziałek, 15 października 2018



Obfity weekend.

Mniszek nad Popradem - Przełęcz Vabec - Czerwony Klasztor - 
Magurskie sedlo - Spiska Bela - Mniszek nad Popradem.
+
Niżne Tatry - Krakova hola 1752m n.p.m.


Ojj naszło mnie, aby coś jeszcze szosowego zrobić w tym roku. Nie ukrywam, iż zainspirował mnie Jacek. Jego ostatni wyjazd obudził we mnie chęć eksplorowania Słowacji.

Jako, iż, dni mamy coraz krótsze, a i rani i wieczorem jest nieprzyjemnie zimno, postanowiłem trochę "oszukać" ;)
Podjechałem do Mniszka nad Popradem mym (no dobra, jeszcze nie spłaciłem do końca. więc nie moje :p ) strupem, białą strzałą południa :D

Zajechałem! Nikogo nie rozjechałem! ;)


W sumie, to nie trzeba ściągać koła przy złożonym fotelu, no ale tak mi było lepiej ;)

Wyciągam cały majdam.
Rower, kask, plecaczek, ubranka. Oh eh, jeszcze moje super duper kolarskie carbą buciszki co dają +1 do prędkości i +5 do transferu mocy hehe.

Eee... gdzie są moje buciczki?!
No kurwa!
Nie spakowałem! Ale ze mnie jełop.
Ręce mi opadły. Na tym parkingu, to musiałem wyglądać jak orangutan :p

Co ty robić?!
Wracać po buty i z powrotem, eee, może wrócić i zrobić "dwie granice". Eee, dziesiąt razy to samo!?
A może pojechać w tych laczkach. Takie to rozczłapane, ale... zaciskam mocno sznurowadła i... noo da się jechać. Za wygodnie nie jest w zwykłych adidaskach na pedałach w systemie Look_a. Ale ja nie dam rady! Potrzymaj mi piwo ;)

Jadę. Kruca, zimno! Chucham co chwilę w ręce. Mimo adidasków i chuchania jakieś "personal record" na segmentach pod Vabec wyciągam. Buahaha.

Na przełęczy.

W stronę Starej Lubowli położyli piękniusi, nowy asfalt :D
Można cisnąć!

"Brama" do Pienin.

Dalej... zwierzaczki się pasą, Taterki widać, powiewa świeżym gnojem z pola. Ahh! hehe.

Jedziem dalej.
O tak, tam gdzie się mgły zalęgły. Tam mój cel. Już widać Trzy Korony :)

Po drodze jakiś "pro" kolarz mnie śmignął. Nie powiem, trochę mnie zagotowało i przyśpieszyłem :P Długo utrzymywałem stały dystans między nim. Ciągle się obracał, widać było, że chciał się ścigać.
Noo dobra, ale ja to spaślaczek w adidasach hehe.

Dotarłem na Czerwony Klasztor.
Ludzi jeszcze mało, bo jest w sumie wcześnie i zimno :p
Ujęcie na Trzy korony spowite mgłą :D

Dowód. Tak w takich laczkach wybrałem się na jedną z większych tras tego sezonu :p
Da się, da!

Oki doki. Nie ma co za długo siedzieć. Jedziem dalej.
Łowiecki prowadzą. Oj, niesforne to stworzenia!

Dobra, zagotowałem.
Trzeba ściągnąć nogawki i bluzę. Zaczyna się spory podjazd.

I takie widoczki ze zjazdu.

Kruca, znów łowiecki.
Tu już musiałem bardzo uważać, co by mnie jakiś baran nie potrącił ;)

Oj tam oj tam, 12%. W Dolomitach było więcej :p ;)

Zmęczyłem. I to nawet 29 z tyłu nie wykorzystane :p
Ale przecie, to wycieczka, nie jadę na rekordy.
Zjazd na dół jest mega! Widać Tatry, sporo Słowacji.

I ujęcie na Tatry po drodze na Spiską Belę.

Ha! Znów 12%. Dobrze, że teraz w dół, bo bym umarł ;)

Wróciłem do jaskini.
Biorę kąpiel, z solą :D Wtem telefon.
- Halo.
* Głupi głupku Piżmoku. Jedziesz na Kralovą Studnie na ognicho?
- Hmm, w wannie jestem, kiedy?
* Za godzinę!
- Jadę!
Hahaha.

Fajnie jest!

O pierdole, tacki alu.
Dobrze, że zrobili stanowisko z kamieni obok, ale i tak... się to jarało. Smacznego :P
Ja tam upiekłem jedną białą kiełbaskę i potem żywiłem się skrzydełkami. Tak nietypowo smażone, na patyku hehe.

Ktoś tam zarzucił mi ostatnio, że ognicho bez ziemniaczków to nie ognicho.
Są i ziemniaczki. W żarze wypiekane (nie kurwa, żadna alu folia! Litości!).


I tak to minęła sobota.
A tu cza o 5 wstać i w Niże Tatry :p

Zaczynamy.
Początek, tak deptakowo. Kostaczka, barierki :p

Ojj, już coś ciekawszego ;)

Z podejścia grupy.

Mały popas.
Szybka lekcja wiązania butów :D

Każdy siada, gdzie może :)

Pełzniemy dalej.

Pierwsze widoczki na Chopok.

Pięknie poprowadzony szlak.




Znów popas na Puste 1501m n.p,m.

Nikt nie wierzy, w tym ja! Że na szczyt naszego celu jet nieco ponad godzina.
Dostajemy małpiego rozumu ;) A da się to zrobić w godzinę. Aczkolwiek, czasy na mapie, tudzież, tabliczkach, są... nieco wyśrubowane ;)
Z podejścia.

Na ten płaski szczyt po prawej idziemy.

Jest. Zdobyty!

A to jeszcze panoramka.

Ot i jest górski pies! :D

Alicja zawsze ma coś w swoim "eko" przyborniku ;)
Ojj, serek pleśniowy Blue.
Kradnę! :D 

Paweł wyczaja, że tam obok, przechodząc nad tak ą tam małą przepaścią ;) jest fajny widoczek.
Nioo, fajnie :D

Schodzimy.
Taa, dalej nie kupiłem segmentu do kija polazłem bez. Mimo wszystko, dość sprawnie sobie hasałem :D

Na przełęczy spotykamy miłą parkę. "Pan" był niezły śmieszek ;)
Poczęstował nas suszoną wołowiną.
Ale... papierosek musi być. A ponoć "fajcenie zabija" hehe.

Człapiemy dalej. Byle szybciej na dół. Zjadł by co, piwka się napił.
Fota "w tył".

Magda (dobrze pamiętam imię?) podziwia widoczki.

I jej kompan Paweł, na zejściu do doliny.

Mnogo drzew położyło!


I już prawie w cywilizacji.
Ostatni mostek.

Jak dzieci!
Tak jakoś wyszło, że Magda więcej waży od Pawła :D
"Shame! Shame! Shame!" hehe.

Niestety tu piwa nie mieli. Ani jadła. Wsio pozamykane.
Czekamy na resztę ekipy.

Ha! Jedziem na żareło!

Ot menu na badylku.

Pokusiłem się na haluszki z bryndzą i skwarkami.
Do tego piweczko i... wódeczka, regionalna Demianowska :D

Ot i cała ekipa szama.

Było świetnie!
Oby więcej takich wyjazdów :)



Kącik kulinarny.

Golonka z dzika.
Składniki:
- Golonka z dzika.
-Ziemniaki + warzywa (cebula, czosnek, marchewka, seler pietruszka).

Z przypraw:
Ziele angielskie, jałowiec (ważne!), pieprz, sól. 

See see.

 Smacznego i pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz