niedziela, 28 stycznia 2018



Trzy pieczenie na jednym ogniu?
Da się :D

Gorce => urodziny na Jawo => wyjście na dzikie baby ;)
27.01.2018 r.


Od pewnego czasu chodziła mi po głowie myśl, aby odwiedzić Lubań. Dawno tam nie byłem, w sumie to lata już, jak jeszcze wieży widokowej nie było.  

Pierwsza pieczeń.
Nastała wiekopomna sobota, roku pańskiego 2018r. W dniu owym, plany trzeba było przekuć w wyprawę. Otóż to, wyprawę przez duże "W". Bo jak tu się dostać wcześnie rano na Przełęcz Snozka / Kluszkowce. No tak, jeden autobus jest na styk, z tym JEDYNYM co jedzie w sobotę na Zakopane przez Nowy Sącz. Jednak spóźnienie o parę minut, skutkowało by brakiem realizacji planu i moim wielkim wkurwem!

Nie mogło tak być, więc wyczaiłem, iż o 5:55 jedzie autobus na Grybów. Tam złapię tego Voyager_a co jedzie z Gorlic na Zakopane. Ha! Jednak cóż to za nieludzka godzina, trzeba było wstać o 5 rano i zrobić zakupy dzień wcześniej. Bo to nawet żabka jeszcze zamknięta o tej porze. Trochę dziwnie wyglądałem, robiąc wieczorem, przed wyjazdem, zakupy w żabie, mając w koszyku 3 banany i dwa batoniki, żadnego piwka :P
Tak to więc dotarłem przez Grybów na Kluszkowce. Ano, autobus nie ma przystanku na przełęczy, zatrzymuje się dopiero za rondem w Kluszkowcach :( Jest tam w sumie żółty szlak, ale ja uwidziałem sobie iść niebieskim z przełęczy, więc te ~1,5km pod górę trzeba było się wracać z buta :( 

Trochę mi mina zrzedła. Na samej przełęczy, to gówno było widać. W lesie jak w jakimś horrorze. Żyłem nadzieją, iż wyżej będzie lepiej.

I tak też było, nagle od pewnego miejsca BACH! Wychodzi się z chmur i piękne słonko!
Ruiny starego schroniska (na łączeniu szlaku niebieskiego z zielonym), co nam "germański kurwa oprawca" spalił w 1944 :p

Pierwsze widoczki na Tatry cieszą.

Ooo i zatankować można.


Jest i szczyt. Baza namiotowa i wieża.

Wieża jest naprawdę spora.


Niestety sam widok na Tatry o tej godzinie średni. Trzeba było robić fotki pod słońce. Jednak zachód i wschód słońca, przy dobrej pogodzie, muszą tu być tu bajkowe. Kiedyś wybiorę się tutaj z namiotem :)

Tak Macku, widać stąd Lewockie.


I panoramka na Gorce. W dole Ochotnica, a i widać wieżę na Gorcu, którą miałem przyjemność odwiedzić w zeszłym roku.

Piesek czeka na turystów. Cwana suka :p To pasterski piesior. Wylazł z budy koło bacówki i szedł na sam Lubań z ludźmi, niejako prowadząc ich. W nagrodę oczekuje łakoci. Jak zakładałem stuptuty, to aż łapą się domagała nagrody. Ekipa, co przede mną wyszła z tym psem, stwierdziła, że nie ma bata, muszą sprytnemu pieskowi kupić kiełbasy :D


Sesja foto zakończona. Zjadłem dwa banany i Snickersa. Lecę dalej czerwonym na Krościenko.
Widać, ktoś pokusił się o biegówki.

Jeszcze fotka w tył.

Dalej po drodze.

Pienińskie szczyty w morzu chmur.
A ktosik na biegóweczkach ładnie podchodził jodełką.

Coraz bliżej Krościenka, zaczyna się strefa chmur.

Jeszcze rzut okiem na Koziarza z wieżą. Na którym to byłem w zeszłym roku z gipsem :p

Takie tam chabazie.

Trzy Korony, a w oddali na lewo, Wysoka - najwyższy szczyt Pienin.

Dość sprawnie mi to poszło. Wylazłem o 9:20 a w Krościenku byłem już 13:30. Biorąc pod uwagę sesje fotograficzne i żarcie na wieży, to chyba nie najgorszy czas.

Pieczeń numer dwa - ekspresowe wyjście i zejście na Jaworzyne.
Hiczkok wziął oczywiście synka. Zanim się wyszykował, ja już polazłem, nadrabiając nieco. I tak wiedziałem, że mnie dogoni, a tyle go to motywowało, że cieszył później, iż zrobił dobry czas.
Trochę nogi już czułem, ale... ja nie dam rady?! ;)

Hello, jest i solenizantka. Zdrówka! Niestety jest to kolejna osoba, która opuszcza schronisko :( Ahh, szkoda, tyle wspólnych, romantycznych... godzin na zmywaku hehe ;)

Pieseł padł. Joga aparatka wraz z Leonem, zrobili sobie spacer i przyszli sami z Wierchomli na Jaworzynę :D

Trzecia pieczeń - wyjście na dzikie baby.
Nikt przecie nie powie, ze Chylińska nie jest dzika ;) A i "after party" w domufce zaszczyciła swoja obecnością znajoma o jakże wdzięcznym "pseudonimie artystycznym" ;) "Groźna" :D


Pozdro dla pana "T". Niezłe balety odstawiał ze Swietłaną (o ile dobrze imię pamiętam ;) ). 
I tak to dzień minął, zahaczając mocno o kolejny hehe.



Kącik kulinarny.
Kurczak w sosie rydzowym na białym winie, z makaronem szpinakowym.

Nie ma to jak w zimie, poczuć smak lata :D
Wiem, wiem, mrożone nie są tak fajne jak świeżutkie, prosto z lasu, no ale...

Smażymy na maśle! Niczym innym. Wiem, że to teraz rarytas, ale trza srebra rodzinne zastawić i kupić prawdziwe masełko.
Do tego, półwytrawne białe wino.


Smacznego i pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz