Banikov =>Tri Kopy
+
Via ferraty Sokolie skaly
20-22.09.2025r.
Miał być wyjazd na Chorwację, ale... no zeszło z remontem przedpokoi, kasy trochę poszło, jeszcze buraczka trzeba było naprawić bo się zawieszenie z przodu posypało. Jeszcze wiatrak na chłodnicy strzelony. Ehh, długo by było pisać, o przebojach z mechanikami. Ale to nie miejsce na użalanie.
Będą mini wakacje na Słowacji 😛
Kama chce zrobić Orlą Perć. Zanim tam pójdziemy, to stwierdziłem, że poćwiczyć można na "słowackiej orlej perci". A potem, na nowo otwartych via ferratkach.
Plan zakładał pojechać popołudniu/wieczór na parking w Tatrach Zachodnich - Parkovisko pod Spálenou. Tam kimono. Zrobić trasę i przemieścić się na południe do mieściny Zvolen. Tam nocleg w "apartamencie" bookingowym i via ferratki, przewieszone mostki i takie tam.
Dojeżdżamy na parkowisko.
Za parking od 4h do 24h - wiec można zostać na noc 😁, - 8E.
Tak też uczyniliśmy, w naszym "kamperze".
Wstajemy o 5, aby coś zjeść i wyruszyć jak najwcześniej.
Na wschód, trzeba by wybrać się wcześniej, ale nie koniecznie zależy nam na mim. Ot, żeby tłumów nie było i żeby mieć lekki zapas czasu, na spokojny dojazd, na zaklepany na bookingu nocleg.
Pierwsza atrakcją, miał być wodospad
Trasa mapy.cz
Eee, to on? Coś mało widać i słabo ciurka.
Aaa, trzeba dalej odbić w lewo
Jest i on!
Robi wrażenie 😊
Wodospad fajny, ale bije od niego wilgoć, a za ciepło nie jest.
Śmigamy dalej. Strome to podejście, sporo wydrążonych schodków czy korzeni.
Docieramy do Rázcestie pod Predným zeleným.
Stąd rozpościera się widok, na całą grań, którą będziemy iść (od lewej, do prawej).
Idziemy dalej żółtym szlakiem, na przełęcz.
Słonko oświetla już okoliczne szczyty.
Coś pomału ubywa tej drogi 😉
A do Baníkovské sedlo 2040m tam na końcu, jeszcze "trochę" człapania.
Światło powoli wkrada się do dolin.
Coraz wyżej
Uff, docieramy na sedlo.
Ujęcie na "południe". Chwila odpoczynku, coś przekąsić. Chowamy się za szczycikiem. Bardzo mocno wieje. Aż mam obawy, jak to będzie na tej grani, przy takim wietrze 🙈
Jest! Pierwszy i zarazem najwyższy szczyt na naszej trasie.
Szedłem w samej koszulce, ale na tyle mocno wiuchało, że musiałem ubrać czapę.
A sama grań, prezentuje się tak 😍
Jest trochę łańcuchów i klamer. No pomagają, ale i tak, najgorsze są te typowo graniowe odcinki, gdzie nie ma ubezpieczeń. Tzn, nie ma tam trudności technicznych, ale trzeba uważać. jedno potknięcie i leciiiisz 💀
Ogólnie, szlak nie jest jakiś bardzo trudny. Łatwiejszy od Orlej Perci. A większość graniowych odcinków, można obejść dołem (nieoficjalnymi ścieżkami(?) ).
Jest tatrzańska koziczka 😘
No wieje, wieje, łeb chce urwać.
Zdecydowanie polecam robić tą pętlę, w tą stronę.
Widoczki na Tatry Wysokie, fenomenalne!
Jest i Kriváň 2494m.
Docieramy na Hrubá kopa 2166m, z charakterystycznym krzyżem z narty i kijków.
To jeszcze ujęcie w kierunku Polski. Ładnie widać ciągnącą się grań z Wołowcem i Rakoniem.
I dalsze ujęcie, z Tatrami Wysokimi, a bliżej z Rohaczami.
Znów łańcuchy...
i klamry
Nieco za szczytem Tri Kopy 2136m - taka panoramka.
Kusiło iść jeszcze przez Rohacze, to już taka konkret pętla. Czasowo, było ok. Ale trochę mało jedzonka i picia. Ot wyliczone, na mniejsze kółko. Zresztą, tego dnia, trzeba się przemieścić jeszcze na południe, aż za Velká Fatra.
Ale kusiło hehe.
Tu postanawiam wyciągnąć kije. Coś tam bieda nóżkę, zacząłem czuć 😪
Rzut obiektywem na... o ile się nie mylę, Baranec 2184m.
Na Ostrý Roháč 2087m ludziki.
I jeszcze Wołowiec 2063m.
Od tej strony, robi wrażenie i wygląda naprawdę okazale.
Smutné sedlo ludzi umiarkowanie.
Część, dopiero podchodzi od schroniska. Dobrze, że wyszliśmy wcześniej, choć i tak w paru miejscach, były mini kolejki na łańcuchach. Szlak jest dwukierunkowy.
Schodzimy coraz niżej.
Ciągnie się to zejście. Nie możemy doczekać się schroniska, aby odsapnąć tam chwilę.
Jest i Ťatliakovo jazero - więc schron niedaleko 😀
Kamcia, nie łam się 😉
Postanawiamy nie kupować tu jedzonka. Zjemy po drodze lub na miejscu noclegu.
Jeszcze "tylko" 4km asfaltu w dół!
I...hmm, dawno mnie tak stopy nie piekły! Szliśmy żwawo, nie powiem. Jednak, niby nie sztywny ciężki but, skarpetki moje ulubione merino (nie wygniecione). I tak coś poszło nie tak. Na grani super, na zejściu z przełęczy, super. Ten asfalt, odparzył mi stopy!
Tuż przed parkingiem, "bajkowy las".
Chwila ogarnięcia, opłacić parking i jedziemy. Przed nami ~140km, jakieś 2h jazdy.
Docieramy bez większych przeszkód, choć trasa między Wielką Fatrą a Niżnymi Tatrami, była na sporym odcinku "ciekawa" dla zawieszenia 😉
Mieszkanko w wieżowcu.
Małe, schludne, zadbane. Wielkie łóżko, wygodne poduchy. Ale będzie się spało😁
https://www.booking.com/hotel/sk/zvolen-comfort-stay-pohodlne-ubytovanie-zvolen.pl.html
Trzeba się zregenerować przed via ferratkami.
Kolejny dzień.
Via ferraty - Sokolie skaly.
Nowość na Słowacji. Może nie dla początkujących, ale jak ktoś ma jako takie obycie, to polecam.
Nie wstajemy jakoś wcześnie rano, ponieważ z miejscowości tej, do ferrat jest kilkanaście minut autem 😀
Zaczynamy.
Idziemy najpierw na Krsiak - może nie koniecznie polecam na początek, ale o tym za chwilę.
No tak stromawo, bym powiedział 😉
Ekhmm.
Nieco wyżej, Kama dostała "blokady". Szła pierwsza i stwierdziła, że jest dość trudno, stromo, z lekką przewieszką. Na szczęście byliśmy na tyle wcześnie, że dało się wycofać i zejść.
Lepiej tak, niż dostać całkowitej blokady, paniki, lub zawisnąć.
Jak zeszliśmy, to troszkę się śmiała, że jest "obsrajmajtek". No cóż, nie wstyd się wycofać, jak się da. Do czego, jedno kierunkowe ferraty, nie są stworzone. Ale udało się bez problemów dla nas i innych.
Idziemy więc na Jastrab.
Tu już nieco mniej "strasznie".
Na końcu jeszcze długi, przewieszony most.
A za nim, wieżyczka z takim widokiem.
Owa wieżyczka.
A za nią kolejna atrakcja/zabawa.
Mostek z ruchomymi kłodami 😁
Po drodze banalny odcinek do przejścia wyceniany na "B".
I jeszcze jeden "normalny", krótszy mostek.
Jest i huśtawka, można się zapiąć i naprawdę wysoko rozbująć hehe.
Ooo, hasice, tzn strażacy, mają szkolenie. W razie "W", szybko uratują 😉
Jest i taka iglica skalna. No tam w sumie, wszystko jest "C".
Z lekkim niepokojem patrzę na to z dołu. Trochę odwagi, dodał dziadzio, co skakał po niej, jak jakiś skalny kocur! 😀
No i wyszliśmy!
Mało miejsca na szczycie. Ja nie mogłem się zmieścić z większym plecakiem pod ramieniem krzyża 😛
Siadłem okrakiem na tej iglicy i... Kama zadowolona, ale i przerażona 😆
Siedzimy tak, a "dziadek kocur" atakuje. My zgłupieliśmy, bo od dołu, wyglądało to, jakby zejście na drugą stronę było też podejściem, drugim wariantem wyjścia. A trzeba było kawałek zejść i potem odbijało mocno, trawersując tą iglicę
No, noo, emocje były.
Jeszcze jedno obejście tej skały, bez wychodzenia na szczyt, z takim "linowym mosteczkiem".
Po tym, postanawiamy ochłonąć i coś zjeść.
I tu mnie Kama zaskoczyła. Stwierdziła, że jak wyszliśmy na tą iglicę, to jesteśmy hardcory i musimy wrócić na Krsiak_a i go wyjść!
Nie dawał jej spokoju ten wycof. Nie chciałą być "obsrajmajtkiem" 😜
Trzeba zejść na około, leśną drogą i znów zaczynać od pierwszej drabinki.
Tym razem, ja mam iść pierwszy.
Wylazłem ale... nie powiem, żeby było tam bardzo łatwo. Ten jeden moment, z wybrzuszeniem skały. Trzeba mocno siłowo.
Idzie Kamcia.
Najtrudniejszy odcinek.
Krzyczę, żeby się nie bała, bo na szczycie hasice się rozstawili z trójnogiem do akcji linowych i w razie czego, ją uratują. Uśmiechnęli się, dopiero mieli by szkolenie 😄
I wyszła! Dumny z niej jestem!😘
To ponownie przez mostek, koło wieżyczki i już schodzimy do samochodu.
Mapka atrakcji.
Buraczkowóz ma niezłą eskortę 😉
Moc wrażeń. Krótkie te ferratki, ale, ale, no ręce trzeba mieć mocne w paru miejscach i nie bać się ekspozycji. Fajna zabawa, polecamy.
Kącik kulinarny
Krewetki z makaronem w sosie paprykowo-czosnkowym.
Kama uwielbia krewetki, ja też lubię. Czasem można zaszaleć 😉
Składniki:
- Krewetki - te szare!
- Makaron - szerszy
- Słodka papryka, czosnek płatki, chili płatki + sól
- Pietruszka, czosnek
- Śmietanka

Rozmrozić krewetki.
Obrać i natrzeć w słodkiej papryce s chili i płatkami czosnku.
Smażymy na mocno rozgrzanej oliwie, po minucie, z każdej strony. Dodajemy śmietanki, aby zagęścić sosik i dużo czosnku przeciśniętego przez praskę.
Dodajemy makaron, dokładnie mieszamy.
Idealnie pasuje, z białym winem 😁
Smacznego i pozdrawiam.
Wszystko wszystkim, ale te krewetki to robią robotę, a zwłaszcza ta para nad nimi.
OdpowiedzUsuńNo dobra, cały wpis fajny, z GENIALNYMI zdjęciami.
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńKiedy zawitasz znów do Krynicy? Bo nie ma z kim na piwo iść 😜