piątek, 6 sierpnia 2021

 


Fort Wapiti Zalasowa

+

Liwocz 562 m n.p.m.

17-18.07.2021r.



Od dłuższego czasu, miałem zaproszenie od Darka, wodza Fotru Wapiti. Ba, nawet już raz kiedyś byłem blisko jego włości, jednak naszym drogom, nie dane było się zejść. Aż do teraz!


W owym indiańskim przybytku, miał pojawić się jeszcze Wiesio. "Bob budowniczy" naszej ekipy od ratowania chatek.

Wybrałem się "buraczkowozem". Odbieram go z dworca PKP w Tuchowie.

Jedziemy po Darka i ahoj przygodo ;)


Uwidział mi się Liwocz, bo tam nie byłem :p Nie sprzeczali się więc jedziemy. 

Po drodze "wódz" kieruje, abym zajechał mym rydwanem pod takie cuś:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Latarnia_lądowa_w_Jodłówce_Tuchowskiej


Kawał historii, kapitalne miejsce. Oczami wyobraźni, widziałem siebie w wiekach średnich, bogato odziany, na pięknym wierzchowcu. A Darosław i Wiesiosław, moi słudzy, z wszelkich sił, starali się umilić mą kupiecką podróż 😆
I puff, ocknąłem się, wsiadamy do "buraczkowozu", łot taka machina zamiast pięknego wierzchowca. Ale królewskiego lwa ma w herbie, więc... ;)

Gnam Peugota dalej... pryy. Na siku.
Łot pełno tu takich wąskich, krętych i nieraz bardzo stromych dróżek. W oddali widać już nasz cel.

Po drodze, zahaczamy jeszcze o Ruiny pałacu Kotarskich.



Żal iż takie miejsca niszczeją :(

Za google maps, jedziemy dalej i...
docieramy do lasu. Kończy się asfalt i zero znaków, ani parkingu, ani nic.
Odpalam mapy.cz.
Idziemy obczaić jeszcze źródło wody siarkowej - faktycznie wali 😛

Osad ze źródła.

Człapiemy dalej, na szczyt!
Niezła duchota, ufff.

Me czujne oczy, wypatrują grzyby. Dwa okazy borowików ceglastoporych.
Będzie na aromat do gwoździa, nie nie do trumny :p (choć wielu tych grzybów nie zbiera), a do gwoździa programu kulinarnego, czyli, kociłka! Czy jak to zwą, duszonki, zapiekanka, jak zwał, tak zwał. Wiadomo o co chodzi ;)

Jest, docieramy.
Na owy taras widokowy, da się wyjść. Jest udostępniony, nieodpłatnie :)

Zboczenie zawodowe, karze mi, poobserwować antenki ;)
P.s
W czasie burzy, nie chciał bym tu stać :p

Ujęcie w kierunku "północnym".

Wódz opowiada.

Ujęcie na "większe górki".
Ogólnie, to było straszne mleko i w kierunku południowym, bideda warunki na focenie.

Schodzimy do samochodu, cosik zaczyna pokropiwać. Oby się nie rozlało!
A pogoda bardzo niepewna i zaniosło się dookoła.

Zgłodnieliśmy. Doszliśmy do wniosku, że zanim zrobimy zakupy, naruchamy warzyw na kociołek, rozpalimy i upieczemy, to trzeba coś zjeść.
Nasz lokalny przewodnik zasugerował jednoznacznie przydrożny Bar, tudzież "restauracyjkę" ;) w Zalasowej.

Nie wyglądało to super zachęcająco, aczkolwiek, do speluny temu daleko. Zarzekał się, że jest tanio i smacznie.

Zamawiam: piersiak po włosku, zapiekany z ziołami ziołami, suszonymi pomidorami w panierce + duze frytki i surówka z kapusty pekińskiej (i nie tylko jak się okazało) + Frugo.
To wszystko za... 19zł!!
Byłem w szoku, myślałem, że siepani pomyliła. Jedzonko bardzo dobre! Frytki, jak frytki ;) sałąteczka super, urozmaicona i świeża. No owy piersiaczek mógłby być nieco większy, ale za te pieniądze....mega!

Na minus, czas oczekiwania bo z 35minut, jak nie więcej, czekaliśmy. Zdążyliśmy zrobić zakupy w pobliskim markecie, wrócić i jeszcze "trochę" się czekało. No ale za to jest szansa, że robią to na świeżo.
Smacznie, i tanio. Polecam!

Zaukupy zrobione, więc wio do wioski.

Prawdziwa czacha Bizona. Darek był u indiańców w Hameryce :D

Wiesiosławie, mój sługo. Szybciej skrobaj!

Powoli produkty do kociołka, nabierają odpowiedniej postaci.

Kociołek napchany. Na wierzch, jeszcze skóra z boczku wędzonego :D

Nie jaraj mi tu fajek, tylko ogień na kociołek jaraj!

Jakieś te chmurki, takie jakby trochę burzowe ;)

Czekamy i czekamy, piwo się leje.
Jest! Gotowe!

Ojj, ojj, to jest orgazm kulinarny. W tych żeliwnych kociołkach, jest coś magicznego!
A do tego, jeszcze bimberek od Moni. Dobra to być, alkoholicka polivka 😈

Wiesławie, nie załamuj się, mamy jeszcze trochę piwa.

Wiesio zaklinacz... świerszczy!
I te jego zmęczone oczko 😁

Co by tu pisać. Rozmowy były na różnorakie tematy, a że dość zwarta z nas paczka, o podobnych (?) poglądach, to nikt w mordę nie dostał 😂  Wódz, był zmęczony, poszedł spać nieco wcześniej. A ja z Wieśkiem, odrobinę dłużej, kontemplowaliśmy przy biesiadnym stole.

Wstałem, na wschód, no dobra, taki nieco późniejszy wschód ;)

I zgrupowanie tipi.

Rachu ciachu i szybko po dobrej pogodzie.

Mamy zadaszenie, więc żadne deszcze nam nie straszne.
Robimy śniadanie.
Co najlepiej umieją robić chłopy po imprezie? Jajecznicę! 😆
Ale to taka "turbo jajecznica". Na bogato!

Om niom niom!
Pychotka i pieczone chlebek do tego :)

Wódz, niezbyt dobrze reaguje na alkohol, tak ogólnie, bo napitek, był pierwsza klasa. Ot, przeszedł swoje, wyrwał się śmierci z objęć. Więc, był nieco klapnięty ;) Wiesio, jak młody Bóg, a ja, ja musiałem nieco wywietrzeć, zanim porozwoziłem tych nicponi hehe. Pogoda i tak się kichciła, więc nie było sensu, włóczyć się na siłę. Dla mnie było mega sympatycznie i oby więcej takich spotkań!

Zdrowia wszystkim, w szczególności dla Darka!

Tak to minęło męskie spotkanie w indiańskich klimatach.


Dzięki Darek za zaproszenie, dzięki Wiesiu za towarzystwo i do następnego biesiadowania!

Hoł!

P.s
A Fort Wapiti polecam każdemu, kto szuka ciszy, spokoju i ciekawych klimatów!
https://www.wapiti.pl


Kącika kulinarnego nie będzie, jest wyżej ;) Nic nie może równać się z kociołkiem, zjedzonym w doborowym towarzystwie przy bimberku 😈

No może, turbo jajecznica na kaca z rana 😜

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz