środa, 29 lipca 2020


Trzy podjazdy w Tatrach Słowackich
Hrebieniok-Śląski Dom-Popradzkie Pleso
26.07.2020r


Miał być start w wyścigach w Bardejovie i co, jajco kurwa!
Tak się wszyscy napalali, a okazało się, że zdążyłem się zapisać tylko ja i Filip. Księdzu, mój szofer, zrobił mnie w bambuko, Filip nie miał miejsca w samochodzie, a swoim strupem (ehh, kiedyś zrobię to zawieszenie :p ), nie za bardzo chciałem jechać. Złapał mnie wkurw!
Pojechałem sobie na "targowisko" w parku Nitribita. Kupiłem miodzik rzepakowy i jadę przez deptak. Dzwonię to kamratów, czy ktoś będzie. A ci co, pojechali sobie na rowerek i nikt mi nic nie powiedział. A to ci psubraty jedne! FOCH! Nie będę na nich czekał, jadę do domu, w dupie mam ich :p
Siedzę sfochowany w jamie, dzwoni Maćko. A, że tak wyszło, to tamto sramto, ale... ale... może taterki słowackie. Żebym wpadł do Maleńkiej, to obgadamy plan. Trochę mnie udobruchał tymi Tatrami. Biorę mapę i jadę.

Obmyślanie planu trwa.

Maciek na Sławkowski. Eee, nie chcę Sławkowskiego, byłem dwa razy i... nużące podejście, zejście tym samym, nie! Po analizie mapy i ich czasu przejścia, doszedłem do wniosku, że porowerkuję sobie na szosie. Tym razem, trzy podjazdy, ale samotnie.

Pobudka o 4, szybkie jedzonko i ogarnięcie plecaczka.
Umówieni jesteśmy pod Żabą.

Ooo, grosik na szczęście :D Szkoda, że nie piątak :p


Księdzu zajeżdża, jedziemy jeszcze po retro Józka.
Ich plan, zakłada, iż wezmą Józkowe brytfanki, nimi wyjadą na Hebieniok, tam gdzieś skitrają, skoczą na Sławkowski i potem zjadą nimi na dół.

Noo, iście prawdziwe brytfanki.

Nie godzi się, aby moja piękna Włoszka jechała na dachu, wśród takiego pospólstwa ;)

Stalowy, całkowity sztywniak :D

Ja biorę poduszeczkę i staram się jeszcze trochę pospać.
Docieramy. Miejscówa z parkingiem za free :p
Ogarnięcie plecaków i na koń!

Cisną!
Ahh, ten paskudny żwirek. Moje super duper oponki nabite na max, nie lubią tego :(

Józek już stójka hehe.

Jest i szczyt. Ha! Objechałem Maćka hehehe.

Gdzie by tu zostawić te zacne pojazdy.
A może w takiej wnęce, pod kamerą.
Maciek stoi na czatach, a Józek coś tam majstruje. Co on tam kombinuje?

Buahaha, to ci z niego MacGyver.
Nie mieli nawet linki/zapięcia, aby je spiąć do kupy. Nasza złota rączka, krynicki myśliciel i hodowca kur, w jednym :D wsadził tam jakiś pręt, ale zabezpieczenie w postaci kawałka płytki chodnikowej, całkowicie mnie przekonało buahaha.

I poleźli. To ja realizuję swój plan.
Jeszcze tylko fit Włoszka w środowisku dla którego została stworzona (prawie jak Dolomity ;) ).

Podjazd na Ślaski Dom... uff, ciągnął się.
"Zmęczyłem". Ba! Nawet udało mi się poprawić czas o 2 minuty :D


Bananek, batonik i sruu na dół. Noo nie takie sruu. Z roku na rok, coraz bardziej tragiczny ten asfalt. Moje Pirelli cierpią. Miejscami to gravel na grubszych oponach by się przydał. Jak nic z tym nie zrobią, to za dwie zimy, bez sensu będzie się tam pchać "kolarką" :(

Kręcę w kierunku odbicia na Popradzie Pleso. Ojj, coś mnie zapięło. Nie wyspanie, duchota, poprzedni podjazd wymęczył? Tak jakoś ledwo się turlałem.
Jest i owe odbicie od głównej. To tylko 5,5km, ale parę "ścianek" jest. Może zmęczę, jadę całkiem na spokojnie. Moc mnie opuściła i z tyłu głowy słyszę "uważaj na siebie".

Zmęczyłem!
W nagrodę jedzonko i elektrolit :D
To taki a'la bigos z knedliczkami + to piwko i trochę chleba, wyszło 9,60E _ hmm, tanio nie jest :p
Na szczęście ksiądz, dał swojemu ministrantowi "trochę" euro na cukierki hehe ;)

Ooo tak, tak można siedzieć, z widokiem na Przełęcz pod Ostrewą i sączyć powoli piwko.
W sumie, to mi się nie śpieszy. Ale coś tam dalej grzmi i zaczyna kapać.

Po tym jedzonku odżyłem. Z powrotem pod samochód, jechało mi się już fajnie.
Piechurzy będą gdzieś za godzinę? To wbijam do centrum, poleniuchować i czekać na nich.

Idealne miejsce na leniuchowanie :D
Leżę tak sobie do słoneczka, popijając piwko, patrzę a tu jakaś znajoma twarz. Ooo, nasz kierowca busa z TNGG. Przyjechał tu z grupą z biura turystycznego. Co za niespodzianka :)

Noo, jadą nicponie!
Dobrze, bo mi się księdzowe eurosy zaczęły kończyć ;)

Łosz fak! A ten cóż to odwalił?!
Że brytfanki, to wiedziałem, ale, że aż takie?
Chyba za dużo hamowania. Obręcz się zagrzała, a że miała już swoje lata i wytarta była, to strzeliło rozwalając jeszcze dętkę :p I tak to się Józef dotoczył.

Maciek się wentyluje, a nasz retro guru, jakiś przmulony. Muliny się najadł? :D
Niee, standard, kiełbasy, a teraz poprawia... jabłkiem! Noo nie, jak znów będzie pierdział w samochodzie, to go zostawimy w cygańskiej wiosce :p

Są maszyny! :D

Ooo i pani na ładnym Wilierku, eee, a może to pani ładna a Wilierek nie do końca?! Bo jak można skalać taką włoską maszynę, osprzętem shimano, tfu! ;)

Chwile posiedzieliśmy razem. Do samochodu jest jakieś 3km. Józef jakoś powoli się dotoczy.
No nie, nie dane mu było buahaha.

Poczekaliśmy na parkingu, bajdurząc jeszcze z Jackiem, kierowcą busa, bo się im dwie sieroty zawieruszyły :p
Ksiądz zajeżdża karocą, cofając, jeszcze najechał na koło Józka hehe. JA wiem, że to do wywalenia już, no ale mógł darować ;)

Jacek, podrzuca nam jeszcze jakąś znajdę. Dziewuszka z Belgii. Pierwszy raz w Tatrach. Zaczynała od polskiej strony i prze Zawrat i potem Rysy, dotarła na słowacką stronę (4 dni się szwendała). Podrzucamy ją do głównej drogi, ponieważ, chce się dostać do Zakopanego.

I tak to zakończyła się ta wyprawa. Ja jestem zadowolony, śmiesznie było. Dla kogo śmiesznie, dla tego śmiesznie ;)



Kącik kulinarny

Śledzie w sosie koperkowym z smarzonymi pieczarkami i kurkami, wraz z sałatą i makaronem.

Składniki:
- Śledzie w sosie śmietanowym
- Pieczarki
- Kurki - ha, nie tylko kanapką dla psa mnie podratują. Tu dostałem od mojego dziubaska, kurki gotowane (i jeszcze słoiczek rydzów :D ) - albo obecnie, można nazrywać sobie świeżych.
- Mix sałat
- Makaron

Pieczarki z kurkami lądują na patelni wraz z masłem.
Ugotowany makaron do dużej michy, potem sałatę, śledzie (które trzeba pokroić) i owy sosik.
Wrzucamy usmażone grzyby i dokładnie mieszamy.

I gotowe!

Smacznego i pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz