czwartek, 23 lipca 2020



Ondavská vrchovina
Čierna hora 667m n.p.m.
19.07.2020r


Wreszcie, autobusowy wyjazd w większym gronie z Tajną Nielegalną Grupą Górską.
Paweł wymyślił ciekawe miejsce w Górach Wołowskich. Folkmarská skala. Pikne miejsce. Jadę. Werbuję jeszcze moją panią.
Ło kruca, uzbierało się nas 25 osób. Ale ludziska górsko wyposzczone.

Jednak nastąpiła szybka zmiana planów. Jak, iż pogoda była, delikatnie mówiąc, mało zachęcająca, a prognozy na obszar Gór Wołowskich, nie fajne ;) to w ostatniej chwili, postanowiliśmy pojechać, tam, gdzie pogoda miała być dobra. Padło więc na Ondavská vrchovina

Jedziem!
 fot. Paweł Chyc

Docieramy. Niewiele z drogi pamiętam. Tak to jest jak się spało nico ponad 3h. Wylewamy się z busika, niczym nieprzebrane fale oceanu ;)
Krótkie podejście wąskim asfaltem i wchodzimy na szlak.

Noo, szarańcza na czele przeszła i trochę opędzlowała. Ale jeszcze sporo zostało. Pyszne leśne malinki. Malutkie, ale jakie słodkie i aromatyczne, palce lizać

Pniemy się do góry. A towarzyszą nam piękne, wielkie buki!

Cóż za miłość. Połączeni w wiecznych objęciach.
Tylko co wyjdzie z tego połączenia. Buk + brzoza, może świerk hehe ;)

No tak, są ławeczki to popas.
Ooo, jakieś alkusy już żłopią, a tu dopiero po 9 :p
Ela napakowała do mordki tyle, że aż jej pucki wydymało jak chomikowi! Powoli, powoli, nie zjem ci :p

Grupa biesiaduje, a Paweł biega po lesie z aparatem.
fot. Paweł Chyc

Człapiemy dalej.
Noo wreszcie jakieś obszerne widoczki :D


Konsylium przewodnickie się zebrało i była burzliwa analiza.

Vyhliadka, trzeba rzucić okiem.

Coś tam widać ;)
Trzeba się cieszyć, tym co jest, bo to mocno zalesione tereny.

Pędzimy dalej. Trochę w górę, trochę w dół.
I docieramy do najwyższego punktu naszej wycieczki.

Jest tu i całkiem klimatyczna utulnia.

Zadbana, nie nasyfione. Jest kominek. Super!

Obok mają nawet wychodek :D

Kiedyś stała tu wieża widokowa. Niewiele po niej zostało :(
A szkoda, widoki, musiały być kapitalne.


A ta już nachapała grzybów.
Dzikie są to góry. Psa chyba już żadnego nie spotkamy, więc zjadam "kanapkę dla psa" :D

Nie koniec atrakcji tego miejsca. Ot jeszcze takie profesjonalne stanowisko grillowe.

Ruszamy dalej.
Paweł znów coś wyczaił.
fot. Paweł Chyc

Docieramy do kolejnej, większej polanki.
Tu też jest utulnia, jednak, zdecydowanie mniej przytulna.

W tej metalowe "kopercie" jest zeszyt do wpisów.

A nad wszystkim czuwa św. Florian. Co by się to nie sfajczyło ;)

Znów krótki popas, to stara grzybiara :D oprawia swe zdobycze.


"Stara" w tym kontekście to komplement! Daj kopiko, daj!
fot. Renata

Cosik grzmi. Koniec srania po krzakach! 
Ruszamy!

Pięknie i bez wielkich, otwartych przestrzeni.

A tu gdzieś Paweł wyczaił miejscówkę.
Świetne ujęcie.
fot. Paweł Chyc

I kolejne łąki z widokami.
Motylki się gonią...

to zbliżenie na motylka
 fot. Paweł Chyc

i są motylki w brzuszku ;)

Ahh...

fot. Paweł Chyc

I zbliżenie na szczyty Beskidu Niskiego. Jakoś tak zacnie wyglądają z tego miejsca.
fot. Paweł Chyc

Renata ucapiła świerszcza. Pierwszy raz widziałem, jak to lata, a nie skacze.

Żwawo schodzimy na dół. Goni nas burza.
Ale mamy jeszcze jedną altankę na odbiciu, Trzeba obczaić.

Gdzieś tam miało być jeszcze źródełko, ale nie znaleźliśmy. Trochę mało czasu było na dokładniejsze poszukiwania.

Miejsce na ognicho jest, stół i siedziska są! Ha!

Fajowa ta altanka.
Z miejscem grillowym.

A na pięterku, dość przytulnie, trzy osoby, spokojnie by wlazły.

Za nami robi się ciemność.
I góra z której schodziliśmy.

Jak to było "ostatni będą pierwszymi" :p
Czołówka polazła asfaltem do wioski, a dla nas, niczym dla ludu wybranego, podjechał niespodziewanie nasz busik. Ha!

To jedziem z powrotem.
Arcy ciekawe ciasteczka, co piekła Renata. Z... lawendą. WOW!

Lądujemy jeszcze za Bardejovem w przydrożnej restauracji. Tu za 5,30E można jeść ile się chce ale... wirusy świrusy i do wyboru były tylko trzy dania :(
Bierzemy piwko i bryndzowe haluszki :D

Łosz jezusicku. Cóż za przeszywający, badający wzrok, mojej "psycholoszki". Czasami, sam się boję :p

Sielankę popsuła Terasa. A bo się jej śpieszy, bo rodzinka przyjeżdża. Przecież w pierwotnym planie, mieliśmy i tak wracać później. A ja zamówiłem drugie piwko i musiałem wypić niemal na hejnał! Nienawidzę... pić na szybko :p




Kącik kulinarny

Pieczarki nadziewane mielonym mięsem z posypką serową.

- Pieczarki - tutaj muszą być takie większe a'la polne
- Mięso mielone
- Ser - tu z papryką i chilli
- Śmietana
- Czosnek, szalotka, rozmaryn i... lawenda :D
- Sól, pieprz


A jak, od gapiłem od Renaty. I tak świeżego rozmarynu nie dostałem w mojej wiosce, ale upolowałem lawendę.

Z kapeluszy pieczarek wykrawamy nóżki i można nieco środek wybrać (delikatnie) łyżką.
Mięso mieszam z drobno posiekaną szalotką, ząbkiem czosnku i doprawiam solę oraz pieprzem. Odrobinę rozmarynu i lawendy, też dodaję.

Sos to śmietana, z ząbkiem czosnku przeciśniętym przez praskę, rozmarynem i lawendą, bardzo drobno posiekaną.

Pieczarki lądują w naczyniu żaroodporny, na maśle.
Po około 25min dodaję na wierzch ser i sos. I jeszcze na parę minutek do piekarnika.

Gotowe.


Smacznego i pozdrawiam.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz