czwartek, 22 sierpnia 2019



Smrekovica
1200m n.p.m.



Ojj grabi sobie grupa, grabi. Miała być Mędralowa i co... jajco! Nie uzbierała się ekipa. Nie ładnie, nie, a ja już puściłem wieści, że mam w tamtym terenie działać. Nawet zwerbowałem jedną osobę na "naszą" trasę. A tu taki ch... chochlik. 
Jednak na Pawła można zawsze liczyć i na szybko opracował "plan B", który nie jest taki "be" ;) Mniejszym składem i mniejszym busikiem, na Słowację. Do zdobycia ma być Smrekovica, najwyższy szczyt pasma Branisko.
Nie mogłem odpuścić takiego wyjazdu.

Jedziemy na Vyšný Slavkov.
Stąd ruszamy niebieskim szklakiem.

Znak kieruje na "skalną ciekawostkę".
Ooo, tego się nie, nie spodziewałem. Łańcuchy :D

Nieco niżej...

i nieco dalej...
Paweł foci, ja w kolejce.

Ha, fajne.

Lecim dalej, ładnie tu. 

Ot i ciekawy skalny szpikulec.

Na jedną ze ścianek wydrapaliśmy się.
Trzymać się! Bo jak kto spadnie, to nie będzie co zbierać :p
fot. Alina Macior

Przed nami, nasz główny cel, Smrekovica.
Ładniusio, aż wiewióra, dzioba rozdziewa z zachwytu ;)

Podejście na Velka Skala 930m n.p.m.

Docieramy na pierwszy szczyt.

Nic, tylko siedzieć i podziwiać!
Halo! Ktoś obiecywał słonko!

Jaka cudna skałka. Piękności.

To jeszcze zbliżenie na roślinki.

Kruca, znów łańcuchy. To jakaś "perć Branisko" czy co?

Radzio gadzio na podejściu.
fot. Alicja Baran

I lądujemy na łączce.

Trzeba coś zjeść.

Grupa leżakuje. Chciałem słonko, to mam... ale smaży.
Tylko Alicja coś się alienuje. Siedzi sama bidulka pod drogowskazem. Pytałem kobit, co jej zrobiły. Pewnie powiedziały, że śmierdzą jej stopy, czy coś takiego hehe ;)

Braniskowy jaszczur
fot. Alicja Baran

Eh, te latające, żądlące owadziska. Nie miały gdzie zrobić gniazda, tylko na znaku szlakowym.

fot. Paweł Chyc

Człapiemy dalej.
Po prawej skitrana chatka, a na lewo, widać już grzbiet Smrekovicy.

Ciekawie przystrojony korzeń.
Zaraz za nim, ławeczki i palenisko. A tuż obok...

źródełko, z pyszną, zimną górską wodą.

Nawet szklaneczka i kubeczek jest.

Uuu, zaczyna się stromo. Taki karkonoski klimat ;)
Idę nieco szybciej, aby rozruszać kulasy. Jednak 27km dnia poprzedniego, z betonowały mi nogi i ciężko się idzie.


I docieramy na szczyt.
Młody z ekipy "limanowskiej", puścił się za mną. Nawet się nie spocił. Co młodość, to młodość ;)

Panoramka ze szczytu.

Sezon na kanie. Mam i ja! :D

Szczyt. Standardowo jest skrzyneczka z zeszytem do wpisu i pieczątka :) ... ba, kibelek nawet jest. Normalnie wygoda jak mało gdzie.

Alicja wbija pieczątkę do swojej książeczki PTTK.

Próbujemy odszyfrować co tam się odbiło. Wychodzi nam, że Smrekovica jest najwyższa v chuj w Branisku :D

Owe zadaszenie, znajdujące się tuż obok, pełni dwojaką funkcję. Ołtarza jak i utulni.

Nazwijmy to "nawy boczne" ;) mogą służyć za schronienie.
Nie są zamykane na kłódkę, tylko wsuwkę. W środku po jednej jak i drugiej stronie, po dwie osoby z gratami się zmieszczą. Za tą są jeszcze drugie drzwiczki wychodzące na mały tarasik z zadaszeniem.

Jest i spore palenisko.

Pięknie widać tu całe pasmo ze skałkami, od wioski Žehra po Spiski Hrad, które to zrobiliśmy z naszą grupą.

Jeden z ekipy limanowskiej, też ma pstrykajkę z systemem mirko 4/3. Pożyczam sobie 150mm :)
Jednak przejrzystość mizerna, to takie ujęcie artystyczne ;) na Spišsy Hrad, Spišské Podhradie i Spišska Kapitula.

To jeszcze z bokca moim 12mm.

Zagadujemy do słowackich zbieraczy. Przyjechali tu na motorku hehe (mijali nas na przy polance na której leniuchowaliśmy) po brusznicę. Pani mówi, iż 20dkg do butelki śliwowicy i jest miodzio. Niestety nie zabrali ze sobą owego wynalazku, bo na motorce są, a trzeba jakoś bezpiecznie wrócić (zapewne łeb urywa).

Jeszcze pamiątkowe, grupowe zdjęcie.  

I uciekamy na dół.
W dole widać Vyšný Slavkov.

Żlebowiska, prawie jak w Tatrach ;)

No idźcie sierotki, idźcie :p

Mikro świat :D

Łoo, ile kani! Niam, niam.

A to jeszcze takie grzybki. Jednak te pozostały w spokoju. Ustrzelone tylko obiektywem Pawła.

A to jeszcze foteczka od przewodnika.
fot. Paweł Chyc

A po drodze, jeszcze vychladka, Zelená skala.
Wspaniały widok, faktycznie zielono :D Szkoda tylko, że Tatry w chmurach.

A my po cichutku, na jeszcze jedną vychladkę :D z widokiem na kamieniołom.

No dobra, nie było tego w planach, mała grupa, zrobiła .... "niechcący" ;) Ale warto było.
Wracamy się i "gonimy" grupę. Co się Alina na marudziła, ehhh. Jeszcze raz, a naprawdę uduszę, a potem jeszcze utopię, co by na pewno nie wstało :p

Kapliczka, która widoczna była z pierwszej vychladki.
fot. Paweł Chyc

Piękne te łąki.

Troszkę sobie bardziej ścinamy łączkę, co by grupa nie czekała na nas zbyt długo.

Blee, jest i troll górski, najbrzydszy z wszystkich górskich pasm.
fot. Alina Macior

Żegnamy się z oddziałem z Limanowej (przyjechali samochodami) i wracamy naszym mini busikiem do Krynicy.

A co to za pizduś?! Komuś odcięło i poszedł w kimono. Jakiś słaby genetycznie :p
fot. Alicja Baran

Dobrze mi się spało, bo wcześniej się najadłem. Oczywiście "kanapką dla psa". To już chyba trzeba przemianować na "kanapka dla Piżmoka" :D Jak trzeba będzie, to i ogonkiem po merdam, żeby ją dostać :p Więc, czuję tu jakiś podstęp. Alina, tymi kanapkami (niby dla psa ;) ), chyba chce mnie oswoić (ucywilizować). Niedoczekanie jej!




Kącik kulinarny.

A nie inaczej, tylko kotlecik z kani w panierce :D
Do tego makaron ze szpinakiem i pieczarkami - ot taka mrożonka (zjadliwe, ale mało wyraziste) od Hortex.
http://www.hortex.pl/dania-gotowe/makarony-na-patelnie/z-sosem-szpinakowym/

Pyk na patelnię, a kanię w maśle z olejem na osobnej.
Ojj, kotlecik z kani to jest to. A co dopiero dzień wcześniej, rozmawiałem z Łukaszem z Jawo, że ma chrapkę na kanię. Chyba nie wytrzyma i polezie szukać.


Smacznego i pozdrawiam.

2 komentarze:

  1. Hej Młody!Kanapka była dla piesa,a ze się żaden nie trafił to Ci się fuksło.

    OdpowiedzUsuń