środa, 15 sierpnia 2018



Na bazę namiotową
w Regietowie.
13-14.8.2018r.


Ostatni dzwonek aby odwiedzić Agnieszkę, kumpelę co prowadziła onegdaj schron na Jawo. A potem wylądowała w przytułku dla byłych pracowników schroniska "u Piżmoka" 😆
Szybkie rozeznanie, ma mi zaklepać miejsce w namiocie bazowym, więc nie trzeba taszczyć namiotu. Jadę kolarką, więc bez sakw.
A tam, spróbuję się spakować do mini plecaczka :D

Śpiwór - gdzieś zapodziałem oryginalnego wora, więc zajmuje trochę więcej miejsca :(
Sandałki - przecie nie będę łaził w super duper carbą buciczkach z blokami Look_a :p
Spodenki - lekkie/cienkie.
Aparat - musi być :D
Majty i koszulka.

Jakoś wlazło hehe.

To w sumie rzut kamieniem, bo niecałe 40km.
Ale jakoś czuję nogi po dniu poprzednim i biegu z rowerem przez 7km :p
Tak więc odpuszczam sobie podjazd pod Jakubik, jadę przez Krzyżówkę. No ale Piorun musi być zrobiony, nie da się ominąć :p

Powolutku, z nóżki na nóżkę...

https://www.strava.com/activities/1771209427


Od Hańczowej jest nowiutki asfalcik. Bardzo wąski, ale idzie zmieścić się z samochodem z naprzeciwka. Uwieńczony krótkim, aczkolwiek treściwym podjazdem.


Docieram.
Picia miałem na styk. Aga widzi moje spragnienie, rozumiemy się bez słowa ;)
Jednak na bazie jest "Zakaz spożywania alkoholu", więc idziemy do "sąsiada" Jacka. Pozdrawiam!
Witamy się z nim i zasiadamy w jego "zagajniku" :)
Jest dobrze 😋

Wpadają jeszcze znajomi Agnieszki i Jacka z Trzetrzewiny. W tym Natalia (miło było poznać), fryzjerka, która robi furorę wśród dzieciaków. Moje brodzisko, rosnące samopas, budzi pewne zainteresowanie, ale jednak jakoś się nie skusiłem na poprawki ;)

Piwo się skończyło, pada hasło, że idziemy do stadniny koni huculskich, popatrzeć jak dzieciaki jeżdżą, a potem do knajpki coś zjeść.
Idziemy...
Eno, aparatu nie wziąłem :(
Trudno, trzeba pstrykać komórką.

Są i kunie!
Hucułki - fajne :D

Łeee, znów musimy wozić te dzieciaki! ;)


Dobra, pojeżdżone, to trzeba iść na szamę.

U mnie lądują "Kiszeniaki".
Są to takie a'la gołąbki, tylko z liści z kiszonej kapusty i farsz zawiera, oprócz kaszy gryczanej większe kawałki mięsa. Całość polana sosem grzybowym. Właśnie... ogólnie, naprawdę bardzo dobre, jednak za te 25zł to ten sos powinien zawierać jakieś grzyby leśnie, było by wtedy ekstra, a tak to jest tylko b.dobrze ;)

U Agnieszki ląduje Placek po Regietówsku. Jakaś tam wariacja placka zbójnickiego, czy jak by to zwał bardziej dla ludu, węgierskiego :p

Wychodzimy jeszcze na chwilę na zewnątrz.
Ha, jak fajnie bocki siadły, fak, chińskim smartfonem trudno coś dobrego zrobić :p

Wracamy. Robi się powoli zachód słońca i ciekawe światło. Gryy, gdzie mój aparat!

Docieramy na bazę.
Łapię pstrykaję i focę.
Full serwis, woda z źródełka zdatna do picia, kibelki (nie mylić z Toi tojami :p ) i polowy prysznic :D

Jest ognicho, wrzątek się ruchtuje, jest hamaczek 😍

Robi się piękny zachód słonka.
Reguły są jasne ;)

I słynna wiata.

Dzieciaki do późna siedzą przy ognisku. NA kracie lądują co chwila różności.

Rano przebudziłem się o 6 😐
Może by tak skoczyć na Rotundę. Zobaczyć ten przepiękny, odbudowany niedawno cmentarz z IWŚ.
Jakoś nie mam zapału, ale co tu robić. Agnieszka ma wstać dopiero koło 10 :p
Z żarciem jest deficyt, przecie nie będą ją obżerał (i tak zjadłem jej zupkę chińską hehe).
Dopytuję jeszcze, czy to daleko. Ma być 30-40min. Postanawiam ruszyć.

Dobra, trzeba się odmulić ;)
Dość żwawo idę, a z powrotem zbiegam. Przecie ja nie lubię biegać! Coś mi się w głowie popierdoliło od hasania w Dukli z tym rowerem 😃

Zajęło mi to ~33min, ale tam i z powrotem :p

https://www.strava.com/activities/1771209181

Naprawdę piękny ten cmentarz. Polecam odwiedzić.


Szczyt.

I jeszcze z bramą wejściową.

Wracam na bazę.
Mimo, że nie przepadam za miętą, to daję się namówić na herbatę ze świeżo zerwanej mięty.
Tee, nawet całkiem dobre!


Ot w takich laczkach wyskoczyłem na Rotundę. O dziwo, nawet dawało rady. Trochę słaba amortyzacja przy zbiegu, no i kostki nic nie trzyma, jednak byłem dość pozytywnie zaskoczony. Może dlatego, że to strasznie płaskie i nie giba się na nodze.


Patenty Agnieszki :D

Jeszcze pamiątkowe zdjęcie z rowerkiem.
Zbieram się, bo straszą burzami. Niby mają być dopiero wieczorem, ale nigdy nic nie wiadomo, a jeszcze parę dni wcześniej zapowiadali, że będą koło południa.

Co by nie było za łatwo / krótko, postanawiam wracać przez Słowację.


Tak do końca nie wiem czy to był dobry pomysł, nieco mnie wymęczyło. Mało spania, parę piweczek/wineczek ;) Nie doszedłem jeszcze do siepie bo maratonie w Dukli i... ten pieruński, przed burzowy wiatr.
Jakoś to zmęczyłem. Dotarłem na styk, jakieś 12min przed deszczem :D




Kącik kulinarny:

Po takim bazowaniu, to nie maże być inaczej jak grillowo.
Na ruszt idą skrzydełka. Uwielbiam mięsko z nich, obgryzać te kostki i jeść przypieczona skórkę.
Do tego oscypki :)

Skrzydełka w prostej marynacie. Odrobinę oliwy z oliwek, przyprawa Złocista do Kurczaka i czosnek przez praskę. Tyle.

I na ogień!

Pierwsza porcja. Upieczony oscypek fajnie się ciągnie.


Chillout.
Druga porcja powoli sobie dochodzi w dymie z drewna wiśniowego. A ja odpoczywam.

Niam, niam!

Smacznego i pozdrawiam!

1 komentarz:

  1. Bardzo klimatyczne zdjęcia z cmentarza chociaż jak najpierw przeczytałem opis to spodziewałem się, że będzie to większy obiekt. Sam mam zawsze mieszane uczucia jak mam zrobić zdjęcie na cmentarzu.

    Tak to podziwiam kondycję, dzień po wyścigu/biegu kolejna wyprawa na rowerze :D

    Po za tym najważniejsza informacja z wpisu - sprawdzić jak się robi kiszeniaki oraz w przyszłości przy okazji grilla przetestować jak wychodzą oscypki na ciepło :D

    OdpowiedzUsuń