wtorek, 5 czerwca 2018



Niżne Tatry
Salatin 1630m n.p.m.
03.06.2018r.

Znajomy przewodnik Paweł, wymyślił wycieczkę w mniej uczęszczane, zachodnie rubieże Niżnych Tatr. Ooo super! Skrzyknęli ekipę, zaklepali autobus. Jadę!
Wyjazd o 6 rano w niedzielę. Sam dojazd na miejsce to 170km, a i trasa w górach ponoć nie łatwa, przewidziana na 7-8h. No i wiadomo, powrót.

Startujemy z wioski Ludrova.

Idziemy zielonym na Salatin, a schodzimy czerwonym, wąwozem, w to samo miejsce.
Pętelka nieco ponad 20km.
Trasa:
https://www.strava.com/activities/1615646576

Pierwsze widoczki.
Puszczam pierwsze soki ;) odpinam nogawki.

W jednym miejscu, trzeba było zrobić ostrą zakrzywkę przez krzaczory, aby trafić na szlak.
Ogólnie, szlak mało uczęszczany, słabo przetarty. Wiatrołomami nikt się nie przejmuje i ich nie usuwa.
Dalej.

Pierwsza polanka.

Tutaj grupa robi pierwszy popas.
Też coś jem, nabrałem "zapiekanki" do plastikowego pojemniczka, nauczony doświadczeniem, że czasu na jedzenie, gdzieś w knajpce, może braknąć :p
Odpinanie nogawek to słaby pomysł. Znalazłem kleszcza na nodze. Pozbywam się skurwisyna i przerabiam gaciory na długie.

Pogoda nas nie rozpieszcza, cosik tam kropi.
Pierwsze szersze widoczki.

Zostawiam grupę, bo zanosi sięu nich, chyba na większą przerwę.
Dołączam do trójki z ekipy gorlickiej.
Chatka po drodze. 

Otwarta, moża się kimnąć lub skitrać przed deszczem.

Idziem borem lasem, omijając krzaki czasem ;)

Pozor! Misiory! :p

Gorlicoki nastraszyły, że tam dalej hardcor jest po wiatrołomach. A tak srają ;) Co to ja, wiatrołomów nie widziałem :p
Eee, gdzie ten szlak?

Coo? Tam trzeba wpełznąć?!

Ot na chwilę coś więcej widać.

Hmm... znów.

Raz na prawo, raz na lewo, raz pod drzewem, raz nad :p

Nie powiem, męczące. Dołącza do nas pan Zbigniew. I idziemy dalej we czwórkę.

I panoramki :)

Ekhmm, ta wielka góra na lewo, to tam mamy wyjść?
Trochę wymęczyły nas te wiatrołomy, ja dodatkowo czuję ścięgno pod kolanem (przetrenowanie na rowerze od zatrzasków?).

Nic to, musimy iść dalej. Odwrót chyba jeszcze gorszy :p
Przy tych skałkach robimy małą przerwę.


Nasz błogi stan odpoczynku, przerywają grzmoty. napieramy wiec dalej, lepiej, żeby burza w razie "W" złapała nas jakbyśmy już mieli schodzić ze szczytu, niż na nim, czy podchodząc.

Wielki Chocz :D

Jeszcze fota w tył.

I lecimy dalej.


Zbigniew podziwia piękno krajobrazu.
Szacun dla Niego! Ponad 60 lat, a dawał równo rady. Poza tym, zmaga się z boreliozą. Mówiłem, małe skurwisyny!

Nie, proszę, tylko nie znów wiatrołomy!

Kolejny widok na Wielki Chocz, skąpany w chmurach. Górę szczególnie polecam. Kto nie był, musi pojechać. Roztaczają się z niego przepiękne panoramy!

Jeszcze panoramka zrobiona nieopodal szczytu, na północno-wschodnią stronę.

Przed samym szczytem, ostro w górę, a przejacia jak dal Hobbitów przez mini tunele w kosodrzewinie. Męką... choć raz przydało się, żem jest nikczemnego wzrostu ;)

Zdobywamy szczyt, jakieś 40min przed grupą.

Panorama ze szczytu na tą ciekawszą (lepiej widoczną) południowo-zachodnią stronę .

Chwilę czekam ze Zbigniewiem na grupę. Gorlicoki uciekają, bo zaczyna kropić i robi się zimno. Ja też zaraz się ewakuuję. Robi mi się nieco zimno (jestem całkowicie przepocony).
Zejście w Dolinę Ludlovską.
Eno, miało być zejście, a tu pionowa ściana!

Upss, chmura z deszczem mnie goni. W nogi!

Chciałem zejście, to mam, jest niemal pionowo w dół hehe.

Chmura nie odpuszcza. Załączam "styl koziczki" ;)

Doganiam grupę gorlicką. Idziemy już razem.
Deszcz poszedł bokiem, uff.

Ot i jak drzewo radzi sobie z metalowym paskudztwem, co to człowieki do niego przykuły ;)

Wychodzimy na polankę, z której widać szczyty przez które szliśmy.

Ciekawe, skalne formy obrośnięte mchem.

Wygląda to, jakby ktoś nam na złość poprzewracał pod nogi te drzewska :p

Kolejna polanka, mniej miła, bo pokrzywy do jajec i parzyły nawet przez spodnie!


Wchodzimy w świetny wąwóz. Taki a'la Słowacki Raj, ale w wersji o wiele bardziej dzikiej!

 

Jama trolla.

Pięknie!

Niczym wrota do magicznej krainy!

Tak magicznie było, iż chwila roztargnienia, śliskie Meindle Perfekty i... leżę w strumieniu.
Wstaję, chyba nic mi nie jest. Nie jednak nie. Palec wybity! Szukam kogoś z kompanów gorlickich, co by nastawić. Już są przymiarki, a tu niespodzianka. Krew leci od spodu. Kosteczka wyszła :p

Nikt się nie podjął zreperowania tego, co by nie popsuć bardziej hehe.
Piotrek ma apteczkę. Marek wyszukał drewienko do usztywnienia.


Kurwa, znowu coś sobie zepsułem. Jednak limit moich urazów jest chyba niewyczerpany!
Dziękuję Piotrkowi i reszcie ekipy z Gorlic, za udzieloną pomoc i wsparcie!
Z tego co wiem, jeszcze jedna osoba, mniej więcej w tym miejscu obtłukła sobie cztery litery, a druga zaliczyła dzwona i straciła na chwilę przytomność (?). Także było tam, naprawdę niebezpiecznie, mocno wyślizgane, mokre skały.

Dobra, paluszek się zepsuł, ale nogi sprawne, trzeba człapać dalej.
Nawet jeszcze coś tam ufociłem.


Od tej wiaty, mam już drogę szutrową.


Alicja modzi coś tam przy wieńcu.

Kawał drogi przed nami. Znieczulam się paroma Ibuprofenami.
W Krynicy jesteśmy po 21:30.
Idę do szpitala. Prześwietlenie i okazuje się, że nie ma załamania tylko S63.1 - Zwichnięcie palca Otwarte :p
Akcja szpitalna była śmieszna. Pielęgniarka ściąga mi ten opatrunek terenowy, a tu pyk, wypadło to drewienko do usztywnienia. Lekarz patrzy, wielkie oczy, za chwilę śmiech...
"Myślałem, że to palec odpadł" buahah.
Nastawienie nie było zbyt miłe, bo popsikali mi tylko tym zimnym gównem. Ale przeżyłem i nie popuściłem z bólu ;)

Ponoć 4 tygodnie szyna... fajnie :(



Kącik kulinarny.

Niedawno u znajomego jadłem "zapiekankę" z żeliwnego kociołka. Była ekstra. naszło mnie więc, na podróbę piekarnikową.
Lubię robić w żaroodpornym naczyniu, na kociołka nie mam zbytnio warunków w bloku :p

Prosty skład, ale wychodzi pychotka.

Składniki :
- Kapusta kiszona (bierzcie kiszoną, bez konserwantów, nie kwaszoną).
- Pieczarki.
- Ogóreczki z Chili.
- Ziemniaki na spód.
- Szalotka.
- Wątróbka drobiowa (tak, wiem, niektórzy nienawidzą ;) ).

Zapiekamy około godziny i "Voilà"!

Trasa, przejście, góry, wąwozy, walka z wiatrołomami. EKSTRA! Bardzo mi się podobało, niesamowita trasa, nie dla "miętkich" ;)

Pozdrawiam i smacznego.

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Ale czego, załatwionego palucha? ;)
      Będę żył, tylko sezon rowerowy znów mi ucieka :(

      Usuń

    2. Poczucia humoru. Talentu fotograficznego (jaki sprzet?). Pomysłu na bloga. Pomysłów kulinarnych. No i paru innych rzeczy!

      Usuń
    3. Z tym talentem to już nie przesadzaj. Sprzęt... był warunek aby było jak najmniejsze i wymienna optyka, gdyby mnie naszło na jakieś "frykasy". Padło na... Panasonic GM1 :D Jedyny sprzęt który kupiłem i zdrożał po czasie a nie staniał hehe.
      Jednak, przyznaję się, ciągnę zdjęcia w Lightroomie.

      Usuń