niedziela, 5 czerwca 2016



Słowacja 06.04.2016

Liptowski Mikulasz <=> Likavka Hrad + podjazd pod Chopok 1120m n.p.m.
Dzikie bulgotniki - Kalameny. 


Znajomi wybrali się na narty na Chopok. Jeden kumpel dojeżdżał do nich na drugi dzień, a jako, iż miał na tyle miejsca w samochodzie, co by zabrać jeszcze oprócz mej tłustej dupy rower, to zrodził się owy plan.
A to spytacie, czemu ja nie na narty z nimi... nie umiem jeździć na nartach :D

Trochę rześko z rana.


Desantuję się w Liptowskim Mikulaszu, nieco za centrum w stronę Chopoka. Ruszam z kopyta, chłodnawo jeszcze.

Po drodze mamy piękne widoki na Tatry 


oraz Góry Choczańskie.


Meee...
w tle Wielki Chocz - góra z zacnymi widokami, polecam.



Docieram do Likavki. Atakuję "hrad".
Wikipedia Zamek Likawa

Z rowerem, w butach z systemem Look_a, trochę ciężko pod to zamczysko. Tuż przed samymi ruinami jest stromawe, schodkowo korzeniaste podejście. Jednak uparłem się, iż zwiedzę ten zamek.


Nosz kurwa mać! To ja rower na plecach wytaszczyłem a tu " Zatvorené " :(
Zamek w remoncie. Z bokca jest niski murek a i gdzieś na około jakaś ścieżka. Może i da się wleźć na teren, no ale roweru nie zostawię, w tych spd_kach to się zabić można, a jeszcze stado stonki przylazło. No nic, trudno, aczkolwiek fotki ze środka, z widokiem na Niżne Tatry były by zacne. Ale uważam i tak za zaliczony/zdobyty :p


Zdjęcie przez kratę.



Wracam na Liptowski Mikulasz.
Tutaj, mój nowy aparat Panasonic GM1, na dziewiczym wyjeździe, upada z 30-40cm na kierownicę roweru a potem ląduje na trawie. Myślę sobie, ot nic wielkiego. Podnoszę, a tu wyświetlacz w mak. Zajebiście!


Czuję już zmęczenie. Zajeżdżam do supermarketu. Kupuję dwa banany i jogurt musli, oraz litr izotonika. Wciągam jedzenie w tri miga i startuję dalej.
Podczas gdy ja walczę na podjeździe pod Chopok, kolega przednie się bawi podziwiając ze szczytu takie to widoki.



Właściwy szczyt Chopoka 2024 m n.p.m.




 Już widać szczyt.

 
Podjazd niemiłosiernie się dłuży. Mijam jedną jaskinię, potem drugą, kręcę na "żółwiku". Umieram, nie mam już nawet siły wkurwiać się na rozwalony aparat. Zatrzymuję się chyba z 4 razy, modlę się, aby ten podjazd już się skończył. Na samej końcówce zagotowało mnie. Przystanek, ściągam grubszą termo koszulkę i jadę "na golasa" z założoną lekką bluzeczką rozsuniętą niemal po całości. To było już za dużo na początek sezonu i to po 70km w nogach. Cały litr izotonika wychlałem na tym podjeździe i jeszcze mi brakło.
 Gdy przebieram się na ostrym wirażu za balustradą, jedzie z góry samochód trąbiąc i dając długimi. Ooo ekipa narciarska z Krynicy! Patrzą na mnie jak na kosmitę, skąd ja tu się wziąłem, w dodatku w stanie agonalnym próbując zdobyć tą golgotę.

- Dajesz, dajesz! Już niedużo zostało.

Jest, wreszcie!




Kumpel chce wykorzystać na maksa karnet. Rzutem na taśmę załapuje się jeszcze na jeden wyjazd.
Człapię więc do restauracji uzupełnić elektorolity.
Zasłużona nagroda.

Napojony, nieco dochodzę do siebie. Coś by zjadł jeszcze. No to pojechaliśmy po bandzie i zahaczamy o Macdonalda hehe. Ależ smakowało to chemiczne żarcie, tylko ludzie się trochę dziwnie patrzyli, jak koleś w wdzianku kolarskim, wdupca, aż mu się uszy trzęsą, Big Maca :D
Pojedli popili, to teraz jedziemy szukać dzikich bulgotników, tzn ciepłych źródeł.

GPS-a okazuje się całkiem pomocny i dobrze nas prowadzi. Na wiosce tylko dopytujemy gdzie odbić.


Całkiem fajna miejscówka. Jednakże woda mogła by być nieco cieplejsza.

Co to kurwa jest?! Czyżby Jozin z Bazin?

Jest zacnie :D



Wyjście z bulgotek i dotarcie do samochodu, przy temperaturze na zewnątrz kilku stopni, było nie lada wyzwaniem. Ogrzewanie na full i wymęczony, ale szczęśliwy, wracam do Krynicy.



Kącik kulinarny.

Kwaśnica Górolska hej! ;)

Aby zrobić dobrą kwaśnicę (nie mylić z kapuśniakiem) musi być wędzonka, najlepiej wędzone żeberka. Kiełbasa też dobrze jak jest wędzona.
Ja dodatkowo robię na rosole, dolewając wody tyle ile trzeba. Tzn zawsze zostawiam trochę rosołu, taki już parodniowy, odgrzewany parę razy, co się ułożył/przetrawił, robi robotę. Zarówno w kwaśnicy jak i bigosie.
Po prawej widać jeszcze mięsko wołowe z kości. Przeta wiadomo, że najlepszy rosół wychodzi jak dorzucimy kości wołowych. Potem te kostki obieram i jest smaczne mięsko.
Polecam też dorzucić nieco jałowca. Jednak podstawa to dobra kapusta, najlepiej kiszona, nie kwaszona. Oczywiście do gara wrzucamy BEZ odsączania!


Ziemniaki wrzucić na 30 min przed końcem gotowania. Ja gotuję około 2 godziny.

Ot i gotowe, pyszna, pożywna zupa.
Smacznego!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz