niedziela, 31 sierpnia 2025

 


Otrhance - bardziej znane, pod polską nazwą Otargańce.

Jakubina 2194 m + Liptovská Mara

8-10.08.2025r.



Przyszedł czas, aby znów(!), zmierzyć się z tą granią.

"Znów"? Ano, raz próbowałem i się wycofałem. Byłem nie wyspany, wkurzony, po spięciu z mym kochanym skarbiątkiem 😜 (życie) i szło załamanie pogody, co dodatkowo mnie "rozregulowało".

To teraz spróbujemy razem, na spokojnie, z czystym umysłem i lepszą pogodą.

Aby nie musieć wyjeżdżać wcześnie rano, jedziemy w piątek popołudniu i lądujemy na przepięknie położonym campingiem:

Autocamp - Račkova dolina


Na miejscu jesteśmy pod wieczór. Dość tłoczno, ale znaleźliśmy jeszcze za widoku, poletko, dla nas.

Ale bez paleniska. Myślałem, aby dołączyć do kogoś, na chwilkę, aby tylko upiec kiełbaskę. Jednak po krótkim rekonesansie, Kama stwierdziła, że tak trochę głupio.

No to w tri miga, zmontowaliśmy mini palenisko. Miałem jeszcze parę klocków bukowych (na czarną godzinę 😉) w samochodzie.

Rachu ciachu i mamy, nasze własne mini ogniseczko 😁


A cóż to, zaczyna lekko padać.
Na szczęście postraszyło i dało się funkcjonować.

Wieczorem, ciepłej wody, brak 😕

Czeka nas spora trasa, to jajecznica na boczku. Taa, wiem, paskudne jajka sklepowe i to ściółkowe. No cóż, na szybko kupowane, bo brakło nam wiejskich 😔

Startujemy.
Początkowo, plan miałem bardziej ambitny, aby pójść najpierw na Jamnícke plesa - Wołowca i dopiero Otargańce.
Doszliśmy jednak do wniosku, że póki mamy siły, "lepiej" od razu zmierzyć się stromym podejściem.

Ciężko mi się idzie. Nie mogę złapać rytmu.
Po drodze, zagadujemy do starszej parki, która odpoczywa na skraju szlaku.
Później zgadaliśmy się (małżeństwo z Bielska-Białej) i już do końca, szliśmy "razem" (jak oni zatrzymywali się na dłużej, to my "uciekaliśmy", aby na naszych postojach, oni nas wyprzedali).

Coraz wyżej, już powyżej granicy lasu


W oddali Ostrý Roháč 2087m - ten z tym słynnym łańcuchem, czyli Rohacki Koń.

A cóż to za tatrzański drapieżnik?!
Fragment zarośnięty gęstą kosówą. 

Że co? Jakubina to dopiero, ten tam daleko, ostatni szczyt?!🙈
Na usta cisnęło się soczyste "ja pierdolę" 😆

Dobrze, że rok temu, się wycofałem. Choć zejście, też nie należy do łatwych i przyjemnych.

Człapiemy dalej...



Na lewo Wołowiec i znów Ostrý Roháč.

Pogoda nie rozpieszcza, ale to może i dobrze, że nie smaży. Na tym najbardziej stromym odcinku i tak była mała duchotka.
Wyżej, już chłodniej i... cosik się chmurzy.

A z daleka, spoziera Krywań 2495m.

I jeszcze jeden dalszy rzut obiektywem 😉

Nieco przed szczytem, trochę odżyłem.
fot. Kama

Jest i Jakubina 2194 m - najwyższy szczyt naszej trasy. Jest i mini koleba.

Panoramka ze szczytu w kierunku zachodnim

Jamnícke plesa i Wołowiec po prawej.

Panoramka w kierunku północno-wschodnim.

Mnogo luda na Starorobociańskim Wierchu 2172m

Ujęcie w tył, na grań Otargańców.

Na szczycie mały posiłek i powoli schodzimy.

Ujęcie na Račkove plesa.

Łoj, łoj, strome schodki, strome.
A Wołowiec, daleko!
Rezygnujemy z niego, wymęczyło nas to mordercze podejście. Nie ma co przeginać pałki 😜

Postanawiamy, skrócić tracę i na Niska Przełęcz 1831 m, odbić zielonym szlakiem do Jamnicka dolina.

Ojj, paskudne to zejście.
Strome i bardzo dużo luźnych kamieni, kamyrdolów i żwirku. Mimo kijów, idzie się źle, bardzo niepewnie. Tu, krasnoludzkie buty, były by jak znalazł 😁

Coraz niżej, z widoczkiem na Plačlivé - czyli Rohacz Płaczliwy 2125m

Piękny muchomorek.

Chory las.

Glosov vodopád.

Można dobić (10min) i podejść do niego, ale Kama już nie miała weny. 
"Idź sam, ja poczekam".
Jeszcze by ją medveď zjadł 😉 Kiedyś tam wrócimy i pójdziemy na niezrealizowane Jamnícke plesa.

Tym bardziej, że jest tu chatka, w której można oficjalnie spać!
Mało takich miejsc w Tatrach.


Akurat, przy naszym postoju tutaj, kręcił się facio - chatkowy, z kobitką. Przecież rano, jak szliśmy doliną, to mijali nas na elektrykach. Facet wiózł jakiś znak.
Sporo czasu buszowali po okolicy. Pomierzył dach altanki obok i zaczęli schodzić. Ciekawe gdzie skitrali rowery😏
Po drodze, chatkowy odwraca się, zagaduje i... żebym kija trzymał mocno, bo mu się system skręcany zaciął. Daliśmy radę i mówię mu, że to niedobre i pokazuję na swoje, z zewnętrznym systemem, na zatrzask. Popatrzył, na swój stary, sfatygowany kij i rzekł "szmelc" 😆

Potem wyprzędliśmy ich, a ci... dorwali swe elektryczne machiny i sruu na dół. Oj ile byśmy dali, żeby już nie dreptać tego nudnego zejścia.
Ale dogoniliśmy naszych kumpli, ową parkę i już do parkingu, szliśmy opowiadając sobie o różnych wyjazdach i górach. Więc szybciej i milej zleciało 😊

Uff. Stopy już powoli miały dość. Mimo nowych, nie wygniecionych, moich ulubionych skarpetek, SmardWool PHD.
Ale miło ściągnąć buty i założyć sandałki 😇
Nogi utyrane.


To prysznic, ha, jest ciepła woda, ale... pod prysznicami, nie ma zasłonek!😲 Jeszcze dla mnie/facetów, to mały problem, ale kobitki (mają oddzielne prysznice), raczej bardziej wstydliwe 😜

Nasze miejsce campingowe i nasz kamper.

Teraz odpoczynek.
Aaa idziemy jeszcze na żer! Do campingowej "speluny"😜
Ja zamawiam kapustovą (całkiem niezła). Piwko, też ok (Krusovice). Kama skusiła się na pizzę. Ekhmm, no mrożonka, podkręcona świeżym pomidorem i oliwą. Ale i tak mocno średnia 😛

Po tym, kładziemy się i Kamci odcięło prąd o 19:50. Zbudziłem i mówię, że w nocy nie będzie spać. Coś tam odburknęła, przekręciła się na bok i zasnęła. Spała jak zabita, do rana.

Śniadanko.
Te knorowe kubki, nie są takie złe. Wiadomo, nie jest to pełnoprawne danie liofilizowane (które są drogie), ale nie ma chemii, a jak się dorzuci kabanosa, czy suszonej wołowiny, jajeczko, czy np startego dojrzewającego sera. To idzie sobie smacznie pojeść.

Ambitne, górskie eskapady, odpuszczamy tego dnia.
Kama mocno czuje nogi, srogie zakwasy. Chciałbym napisać, że ja, górski troll, super, mega wychodzony, nieznisz... dobra, wcale nie 😜 Też czułem nogi, to zejście po piarżysku, dało po... mięśniach. Tragedii nie było, dopiero na kolejny dzień, czułem bardziej (może jak bym rozchodził?😼).

Tak czy inaczej, podjechaliśmy nad Liptovská Mara - dokładniej, nad zachodnie obrzeża.
Idziemy zwiedzić mini skansen: Archeologické múzeum v prírode NKP Liptovská Mara-Havránok.





Wydrapujemy się na miejsce byłego grodziska.


Schodząc, piękny widoczek na jezioro.


I atrakcja:
"Kościół Matki Bożej w Liptovskiej Marze jest ważnym zabytkiem średniowiecznego Liptowa, wzmiankowanym już od roku 1288. Pierwotnie wczesnogotycki kościół pełnił funkcję ważnego ośrodka duchowego i społecznego oraz był świadkiem historycznych wydarzeń, w tym skazania Jána Literáta z Madočian. Obecnie zachowała się jedynie wieża i ruiny murów, a wierna kopia kościoła znajduje się w Muzeum Liptovskiej Wsi w Pribylinie."


Ooo, przecież byliśmy tam. Faktycznie!

To teraz na plażę 😁
fot. Kama




Kamienista, ale nieco z boczku znalazło się miejsce... w cieniu. Gorąco, nie będę się smażył w pełnym słońcu, to nie dla mnie.

Ha, cóż to za piżmomors?! 😆
fot. Kama

I tak to nam zleciał weekend, pełen wrażeń.
Trasę polecam, jest wymagająca, ale przez to, satysfakcja z przejścia, gwarantowana. A i widoczki, całkiem całkiem.



Kącik kulinarny


Mix sałat z pstrągiem łososiowym.


Składniki:

- Mix sałat - dobrałem jeszcze mix młodych liści
- Pstrąg łososiowy wędzony - oczywiście może być łosoś, co tam jest na promce 😜
- Ser pleśniowy - ten aromatyczny president, jak się go potrzyma dobę/dwie poza lodówką, jest délicieuse
- Żórawina
- Przyprawy - tak, używam od czasu do czasu tych gotowców Knorr_a i nie ma czego siewstydzić. Nie walą tam chemii, dobry skład, poprawnie skomponowany
- Oliwa z oliwek



Mix sałzt i liści do wysokiego naczynia. Wędzoną rybę, targamy widelcem, ser kroimy na cienkie kawałki i też możemy jeszcze porwać. Dodajemy żurawinę i całość zalewany oliwą z przyprawami. Dokładnie(!) mieszamy, odstawiamy na paręnaście minut i gotowe!
Idealnie pasuje do tego Twist musli. Do dostania za 2,49zł w biedrze.

Do tego francuskie białe wino, które dostałem od cioci, co mieszka w tym regionie.
 


Smacznego i pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz