czwartek, 12 stycznia 2023

 


Krakova hoľa 1752 m

07.01.2023r



Ahoj Słowacjo!

Wybrał by się gdzieś. Ale gdzie? Hmm... może Kráľova hoľa 1946 m?

Taki to niby ze mnie włóczykij słowacki, a na drugiej "narodowej" górze Słowaków, nigdy nie byłem. Wstyd!

Plan opracowałem.

Jednak, zgadałem się z wielkim Maćkiem, tzn Tyczką czy tam Hiczkokiem. Jak zwał tak zawał 😉

Jakoś dawno nigdzie nie byliśmy, a wygadał się, że ma zamiar jechać na Chopok na skitury.

Hmm... 😏 Taniej będzie, paliwo na pół. On prowadzi, to i się piwka napiję 😆

Dobra, Kráľova nie ucieknie. Jadę z nim!

No ale, tak, na Chopok nie chce mi się iść. Byłem już parę razy. Myślę aby przyatakować Ďumbier (najwyższy szczyt w Nízke Tatry). Ale, lawinowa dwójka. Straszą oblodzeniami. Raki są, ale, gdzie ja na szybko pożyczę czekan (jeszcze nie kupiłem 😛 ). Czekan był by załatwiony, ale w między czasie, stwierdziłem, że pójdę niżej. Miała być Kráľova hoľa a będzie Krakova hoľa.
Tzn chciałem iść na przeciwległe pasmo czyli między innymi Zákľuky, no ale tam się pojawił zakaz (na mapy.cz, choć na stronie Horská záchranná služba, nie doczytałem się o tym zamknięciu.

Ok pójdę na tą Krakovą. Na uboczu, przez fajne skałki. Nie byłem... eee.


Pobudka o 4, wyjeżdżamy o 5.

Maćko wyrzuca mnie przy Demänovská jaskyňa Slobody.

Idę!

Eee, chyba już tu byłem. Może mi się zdaje.


Podejście tysiąca i jednej agrafki.


Pogoda, mocno taka se. Duża wilgotność, nawet coś kropiło. Z drzew kapie.
Ale, coś gdzieś tam widać.

Trochę słońca, trochę chmur.


No ten trawers jest srogi. Hmm, coś mi świta, musiałem tu być! Ale może jednak nie.

Te chmury i próbujące się przebijać słońce. Fajowe warunki do focenia.


Ohh! I Tatry się odsłoniły 😁

Dobrze, że choć trochę przetarte.

Jest i narodowa góra Słowaków. Krywań!

Człapu dalej.
Coraz bardziej zimowo.

A tam na tych szczytach, to już 😱

Oho, zaczyna się!
Coraz więcej ciężkiego śniegu na kosówie, która kładzie się na szlak i skutecznie utrudnia przejście.

Jest i mój cel!
A ufo na niebie, to śnieżne "paprochy" na obiektywie, od przedzierania się przez ową kosówę.

No nie! No kurwa NIE!
Tak tu jest szlak. Walenie kijami, nie za bardzo daje efekt. Siedzi mocno. Trzeba się przedzierać, a to mokrawe. Ja co ja zrobiłem. Nie zabrałem kurtki z membraną, bo miało nie wiać i nie padać. A i tak miałem już ciężki plecak. 1,5l izotonika (no dwa oshee wlałem w bukłaka), a jeszcze herbaty do termosu 1L. Raczki, raki, odzienie i żarcie (kasza gryczana z pestkami dyni, tuńczykiem i suszonymi pomidorami).
Ubrałem bluzę polarową, założyłem kaptur, co by się nie sypało za kołnierz i jak jakiś golum, idę, przedzierając się.

Nie powiem, miałem tam chwilę zwątpienia i myśli, czy by nie zawrócić.
Na szczęście, tej pieprzonej kosówki, nie było na tyle dużo, co by mnie pokonała.

Jest i szczyt. No tak, teraz już jestem pewien, że tu byłem w lecie z "dziadkami". Ale gamoń ze mnie 😂


Widoczki ze szczytu.
Na "północ".

Na "południe" z Chopokiem w chmurach.

Nie rozsiadam się na długo.
Zjadam połowę jedzonka co upichciłem. Popijam dwoma kubkami herbaty z imbirem i uciekam na dół.
Hiczkokowi podałem, letni czas przejścia. I mam sporo opóźnienie.

Przy zejściu, na południową stronę, ta zasrana kosówka, jest już z tak mokrym śniegiem, że... mam już wszystko mokre (oprócz skarpet, buty wytrzymały), łącznie z majtami 😛

Jest Sedlo Javorie.

I tak artystycznie z przylodzonymi drzewami, z Chopokiem w tle. 

I ów Chopok, gdzie grasuje Maciek.

Śpieszno schodzę w dół. Po drodze mijam tylko jedną parę. Starsze małżeństwo.
Tam z góry zejście.

Widok... żebym nie skłmał, na Stodôlky (ale nie jestem pewien).

Tęczowy paralotniarz.

Tam na górze, inny świat!

Morsowanie?
Prawie że. Trzeba się przebrać z tych mokrych ciuchów (przynajmniej górę) i założyć puchówkę.

Chwila przerwy. Łyk herbaty i do stacji Lúčky, gdzie ugadałem się z mym kamratem.

Wpadam do okrąglaka pod stokiem.
Proszę o piwko. Nawet nie zdążyłem powiedzieć, że duże, ale widać, nie ma dużych. Leją wszystko do małych plastikowych kubeczków (jest tam w ogóle 0,33?). Płacę i... 2,9E!

Eee. Dobrze, że zgraliśmy się idealnie z Maćkiem, który właśnie zjechał. Przebrał się, wpadł po mnie i uciekamy z tego miejsca. Nie dziwię się, że Słowacy przyjeżdżają do nas 😛 

Parę ujęć po drodze. A i pretekst był, co by piwko dokupić 😁



Takimi to widokami, żegnamy Słowację.

Wypad fajowy. Mimo, że byłem na tej górze (ale mam dziury w mózgu), to fajnie było zrobić to w zimie. A walka z kosówką, warta była tych paru zdjęć 😁



Kącik kulinarny.


Tortilla z łososiem.


Składniki:

- Warps ze szpinakiem

- Łosoś

- Serek pleśniowy z ziołami

- Rukola

- Pomidor malinowy

- Śmietana, majonez i czosnek - na sos



Filozofii wielkiej nie ma.
"Placki" podgrzewamy na patelni.
Łososia targamy widelcem. Resztę kroimy i pakujemy na środek tortilli, polewając sosem czosnkowym własnej produkcji i zawijamy.

Palce lizać!

Smacznego i pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz