środa, 3 lutego 2021

 

Lubań 1211m n.p.m.

nocleg z namiotem

31.01/01.02.2021r,


Ojj, zaswędziała dupa! Bynajmniej, nie od hemoroidów ;)

Dawno nic nie zdziałałem. Więc czas najwyższy obmyślić plan i wdrożyć go w życie.

A plan był taki, że wyczaiłem, iż z niedzieli na poniedziałek ma być świetny warun. Tylko... małe "ale" ;) Cosik ma przymrozić, tak troszeczkę, jakieś -14C, może więcej :p Ale, ale, ja nie dam rady!

Pakuję namiot, zimowego psiwora i... ale gdzie tu jechać. Początkowo myślałem o Mogielicy, która to chodzi za mną od czasu, jak nie dotarłem niedawno, przez lądowanie samochodem w rowie :p

A może jednak Gorce, hmm.

W między czasie, jak zwietrzył sprawę znajomek, to się dwóch zastanawiało, czy nie pojechać ze mną (a to osobniki aż z Wawy). To tak pomyślałem, że dla nowicjuszy zimowego spanka pod namiotem, Lubań będzie w sam raz. Jednak, na ostatnią chwilę się wykruszyli. Jednak plan z Lubaniem został.

Mapy google, trasa na Grynwałd, podjechać jak najwyżej się da i "atak szczytowy"! ;)

Nioo nioo, trochę śniegu jest.


Parkuję samochód na lekkim podjeździe, maską na wschód. No niech się klekot od rana grzeje do słonka.

Spakowany, ruszam. Plecok wyszedł 11,9kg!
Po kilkunastu metrach, odpada mi śpiwór. Ponieważ postanowiłem, jednak, przytroczyć go na zewnątrz. Troki, zrobione z pasków od spodni z deca (hehe), zapinam na krzyż. Siedzi, człapię!

"Grzybek dla turysty".


Dalej, a może tropem w kierunku Tatr?

Długo idę tym zielonym szlakiem, który jest w sumie, nudny. A i jakieś śnieżne wozidło zrobiło super przetarcie, łee, tak nie górsko :p

Docieram tu i... szlak odbija na prawo, ta fajnie przetarta droga nieco na lewo. GPS pokazuje, że, no to na lewo nie jest złą opcją.
I się mi odwidziało, a co ma być górsko. Zielony źle przetarty, pójdę sobie tą drogą :D 

Idę i idę, dochodzę do takiej chatki.
Człapię jeszcze trochę i... no już nie jestem na szlaku :p

To na dzikca, na azymut, myk pyk w śniegu po kolana i... gdzie ten szlak?!
Nic nie przetarte, śladów nie ma. Odpalam GPS-a Mapy.cz twierdzą, że jestem na szlaku, Locusmap z ichniejszymi mapami, też tek twierdzi.
A dupa, jak się potem okazało, zmienili przebieg zielonego szlaku, bo górole pogrodzili :p

Wpadam na "stary szlak" i idę.

Miałem wyjść od lewej, a wylazłem od prawej. Ale cóż to by było za wyjście, bez żyłki przygody ;)

Żwawo pełznę.
Doganiam skiturowców.

Hmm, no fajne oczy :D
Tzn wcale się na nie nie gapiłem, ani trochę! (no muszę tak napisać, bo moja Kamusia na pewno będzie to czytać :p ).


Jestem coraz bliżej, ostatni rzut oka na... nie, nie "oczy", na plecak!
I co ja widzę. Osprey Stratos 36. Mijam jej partnera i... to samo!
No kurwa! Co dopiero kupiłem ten plecak i już wszyscy w nim będą chodzić! Jak w gaciach z Decathlonu! hehehe ;)

Dalej, po drodze, tuż pod szczytem, zachodzę obczaić źródełko.
No ciurka. Jeszcze. Mimo wszystko, zabrałem dwa termosy 1L + 0,7L z wodą do gotowania i na pićku na drugi dzień. Przy tych "pieruńskich" mrozach, nie byłem pewien, czy to nie zamarznie.

Jest, docieram.
Jakieś trio, próbuje upiec kiełbaski. Mocno średnio im to wychodzi ;)

Wrota do bazy namiotowej na Lubaniu.

Póki jasno i w miarę ciepło, rozbijam namiot.
fot. kom.

Następnie idę na wieżę, obczaić widoczki.
Akcent WOŚP :D

Nioo, niby fajnie, ale słońce za wysoko, widok na Tatry teraz słaby. 

Mam jeszcze godzinę do zachodu słońca. Schodzę i rozgaszczam się pod wiatą. Gotuję obiadokolację. Expres mix + białeczko i tłuszczyk w postaci kabanosów.

Pojedzony człapię z powrotem na wieżę.
Po drodze. Nioo nioo.

Wieża mocno oszroniona.
Rzut obiektywem na Gorc i Mogielicę.


I ostatni promyczek zachodzącego słońca.

Rzut obiektywem na polanę.

I jeszcze Diablak w fenomenalnym świetle!

Nastaje ciemność!
Trzeba spieprzać do namiotu, zanurzyć się w póchówce.

I co tu robić. Inetrenta w sumie brak, ciężko nawet sms_a wysłać!
Tak jakoś koczuję do około 22 i postanawiam iść spać.

Wcześnie rano koło 4, zaczyna wiać. Co skutecznie wdmuchuje zimno, w mym letnim namiocie (zero fartuchów śnieżnych :p ).
Gdzieś koło 4:50 dodmuchuję materac, bo sflaczał, czuję, że nieco mi nos zmarzł :p
Współczuję gościowi na wieży, bo jeden tam śpi bez namiotu.
Kolejny w namiocie niedaleko mnie i jeszcze jeden na "pięterku" (deskach) wiaty.

Parę minut po godzinie 6 ogarniam się.
Ciepła herbata zrobiona na palniku i... grzanie butów :p


Mam ogrzewacze chemiczne z deca, ale szczerze, średnio to działa.

No to hop siup na wieżę. Śpiący tam jegomość zwija mandżur, zdjęć nie robi, bo twierdzi, ze słaby warun.

Czy ja wiem, aż tak źle nie jest.
Tuż przed wschodem.

I znów Babia Góra, tym razem w promieniach wschodzącego słońca i z księżycem.

Zoomik na oświetlone Taterki.

I wschodzące słońce.

Rano leniwie pakujemy się, gotujemy i rozmawiamy w gronie osób, które przeżyły tą ciekawą noc :D

Wsio spakowane, kolejna porcja mix ekspresu z kabanoskami zjedzona. Można ruszać.
Zielonym na Grynwałd! Prawie jak Grunwald, tylko brakuje dwóch nagich mieczy. Oby nie nagich turystów z mieczami na wierzchu. Buahaha. Kto teraz wie, jaka moda nastąpi ;)

Takie widoczki przy zejściu.
Te ludziska na wszelakich "dupolotach", co wyślizgują szlaki, powinni dostać... wpie...rnicz!

Aaa, no tak, jeszcze zdjęcie toboła!

Ojj, jak tu było błogo! Tak smażyło słońcem, a nie wiało, ani nie czuć było mrozu z dolin (rozebrałem się do samej koszulki termo). Normalnie nic tylko się wyłożyć i legnąć na godzinkę, czy dwie ;)

Po drodze mijam tubylca, chwilę rozmawiamy i twierdzi, iż na dole było -20C!
Docieram do "białej strzały południa".
Odpali, nie odpali?

I... nie odpaliła!
Akumulator walczył dość długo, ale poległ.
Dzwonię do troliczka. Śwagier w pracy, może jego brat poratuje. Ma oddzwonić.
W między czasie, dorwałem gościa, co się kręcił przy nowo stawianej chałupie, z terenówką.
Pytam czy ma kable.
Nie.
Hmm, ale stoję na górce, to na pych?!
Pomaga mi wypchać.
Ale jak to tak na pych, jak? Nigdy tak nie odpalałem.
No kluczyk przekręcony, "trójka" i jak się rozpędzi puścić sprzęgło, sam odpali.
Sam?!
No zjechałem 2/3 górki i nie zrobił "sam".
Próba ostateczna, "dwójka" i pozostałą 1/3 górki.
Odpalił! Jestem uratowany!

Jadę więc w odwiedziny do Łacka, do siostry i tych małych nicponi.

Nicpoń nr 1.
I nakarmili wujcia :D

Nicpoń nr 2.
Mój chrześniak! 

Potrafią się razem fajnie bawić :)
fot. kom.

A co to za świnka Pepa ;)

Wujcio pojadł, popił ;) musi ruszać w drogę, co by nie zasnął za kierownicą.
Dzięki troliczku za pyszny obiadek 👌



Kącik kulinarny

Naszło mnie na wołowoinkę, no jakiegoś mini "stejka". Bo jak wszem i wobec wiadomo, "stejki trzeba wpierdalać, a nie jakieś tam kanapeczki" ;)

Składniki:
- Mięso wołowe (tu ligawa - nie najlepsze na steka, bo nie ma tłuszczyku, ale jak się go nie przegrzeje, to jest ok i nie robi się kapeć)
- Mix fasolki szparagowej + świeży koperek
- Masło do okraszenia
- Przyprawa + sól i pieprz, oraz oliwa z oliwek do zaprawienia mięsa

Do tego pyszne, lokalne piweczko. Bardzo lubię tego Pilsa, a trudno jest zrobić dobrego Pilsa. Nie to co te apy srapy, czy ipy cip...sripy ;) Nawalić aromatycznego chmielu i gotowe (mimo wszytko bardzo lubię te wynalazki :p ).

Wyszło to całkiem zacnie, aczkolwiek, minimalnie mniejsza temperatura na patelni i dłuższe smażenie, z częstszym przewracaniem. Bo wierzch, wyszedł lekko kapciowaty :p Przyznaję się.


Smacznego i pozdrawiam!



2 komentarze:

  1. Wodnik, gdyby można było dałbym Ci like! Swietny wypad, realizujesz moje marzenia - miejskiego typa w wieku srednim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzuć pracę w korpo i wyjedz w góry! ;)
      Zawsze można się zgadać na boardzie. Mamy tam paczkę "górskich kamikadze" :D

      Usuń