niedziela, 3 maja 2020



Czosnek niedźwiedzi
trochę Jawo, Łan
i Rezerwat Lipowy


Hoł!
Część zapewne widziała większość tych zdjęć na moim fejsiku. No ale, istnieją jeszcze na tym świecie ludzie, co "ryjbuka" nie mają. Więc publikuję zestawienie.


Przez tego jebanego wirusa :p aktywność "mocno" ;) spadła.
Tajna Nielegalna Grupa Górska, zawieszona do odwołania.

Jednak, jak tylko zluzowali obostrzenia, urodził się plan, aby poczłapać i nazbierać trochę czosnku niedźwiedziego.
Jak zwykle, niezawodny okazał się tu herszt tej bandy, Paweł. Który to zna ciekawe miejsce i nas tam zabrał.

Punkt zbiorczy, Tylicz, źródełko.
Jakieś otępienie mnie opętało i nie zabrałem aparatu. Wiec zdjęcia z komórki. Jednak ukradłem parę Pawłowi :p

Ładne koniki, ładne.

Lubię te widoki, te hale, gdzie wypasają się "hamerykańskie krówki" :D

Przejrzystość może nie jest idealna, ale Tatry widać dość dobrze.
fot. Paweł Chyc

No ładnie tu.

Co się gapicie?! Jak przerwa, to przerwa!
fot. Wanda 

Aaa, mój brzuch!
Złaź ze mnie. Piżmok, to nie pluszowy miś do gniecenia :p
fot. Wanda 

No nie dali poleżeć i piwka w spokoju wypić :(
Jeszcze grupowa fotka i wio dalej.
fot. Paweł Chyc

2 metry zachowane ;)
Ja ci dam jęzor pokazywać, zobaczysz!

fot. Paweł Chyc

Jest, docieramy.
Ile czosnku!

No to co, to browarek, co by się milej "pracowało".

Szarańcza się rzuciła.
Gwoli ścisłości, w naszym terenie można zrywać, ale ma pozostać 70% stanu. I wiadomo, nie wyrywać z cebulkami/korzeniami.

Jak to było?
"Najważniejsze, dobrze zorganizować sobie stanowisko pracy."
Tu mamy siedzące stanowisko :D

Wracamy.

Sam tego nie przejem. Zresztą, na raz nie chce mi się z tym bawić. Trochę zamroziłem, z części zrobiłem pesto (męka!), a resztę ofiarowałem ojcu.

A no tak, wirus. Maska na ryj! ;p

Przerywnikiem w włóczeniach, jest "szalony ancymon" z forum.
Ale chłop wyposzczony, złakniony gór. Z Warszawy jechał ponad 5,5h aby biwakować z namiotem.

Uzupełnianie elektrolitów, nie, nie piwnych. Tylickie źródełko koło cerkwi.

Docieramy na Łan. Z którego będą, ogólnie, lepsze widoki, a w szczególności wschód słońca.

"Pierwszy raz ancymona".
Wygląda, jakby pannie młodej pod suknię zaglądał ;)
Trochę było ceregieli, żeby to coś z decathlonu rozstawić. Taka, trochę dziwna konstrukcja.

I moja maszyna przy zachodzie słońca.

Kompan, kusi mnie różnymi specyfikami, żebym posiedział z nim jak najdłużej.
Zawijam się gdzieś po 21:30.

Test drogowy przeszła ofiarowana czołówka LEDLENSER. Dzięki Janek, na rower w nocy daje radę! Max trybu nie użyłem, bo bym samochody oślepiał ;)

Kolejny przerywnik, to odwiedzenie schronu na Jaworzynie. Wprowadzili sprzedaż okienkową. Upiekli szarlotkę, trzeba wpaść na świeżutką! :D

Eksplozja zieleni!

Menu:

Om niom niom!

Ostatki śniegu na Jawo.

Pogoda taka, nijaka. Oczywiście największy deszcz, złapał mnie na 2km przed chałupą.
Ledwo na oczy widziałem jak cisnąłem.

A piżkotka, w ciepłym mieszkanku, ma na wszystko, wy...walone. Śpi sobie w najlepsze na mojej kołderce.

Jak tu szybko wysuszyć koszulkę, którą się nie wywiesiło zawczasu (zresztą cosik te kaloryfery zimne!).

Z butami będzie większy problem. Parę dni :p
 
I tak, maiło lać do wieczora, to pojechałem z rana. Z ran mnie dojebało deszczem, a potem słońce i takie efekty na wieczór!
To niesprawiedliwe!

Kapitalna fotka! Taki warun na Jawo!
fot. Kasia Kubalok

Jakoś mnie zaraz nie złapał, ani ten z koroną, ani ten "normalny". Choć z Jawo, jak się zrobiło mega zimno (z 6 st C), to zjeżdżałem w krótkich gatkach. No, to nie było mądre. Trzeba było zabrać chociaż nogawki.
TNGG wymyśliła wyskok na Rezerwat Lipowy.
Dawno tam nie byłem, a pogoda i tak marna. Przecie to blisko, rowerem podjadę. Eee, buty mokre, a ciul, pojadę w "adidaskach" :p

Jakieś schodki i barierki porobili. Ojj, faktycznie dawno tu nie byłem :p

Dociera reszta ekipy.
Hee, a ta co znów wymyśliła?!

Sushi bez ryb/owoców morza? Da się to w ogóle zjeść?

Zjeść się dało, ale najbardziej zainteresowany był pies! :p
No dobra, zjadłem 4 czy 5 kawałków. Kto by tam liczył ;)

Brymm brymm.
Nieco obiektyw zaparowany w komórce Aliny i... niczym bokeh z drogich szkieł hehe.
fot. Alina

Człapiemy dalej. Co spadnie, to leży, rezerwat ścisły i mało tu ingerencji człowieka.

I co Czakuś, idą, czy nie idą?!

Postój. Na co, po co?!
fot. Wanda

Aaa, ty diablico!

Teresa się modli:
-Panie, pobłogosław ten zacny bimber, przywieziony aż z Rumunii!

Łot takie drzewka.
 

Pieski mnie lubią :D
fot. Alina

Ooo, jaką mam sweet focię z nimi :)
fot. Wanda 

Łoo, ale fajne huby, jak muszelki.


Jest i salamandra. "Wisienka" tego wyjścia.

Kolejne huby. Jak malowane, tzn lakierowane ;)

Takie klimaty.

To jeszcze nad potoczek.


Piknie!
Soczysta zieleń.


Takie to były ostatnio włóczykijstwa. Całkiem na dupie nie siadłem, choć kolejny kilogram przybył :(
Jak na razie, tragedii nie ma, aczkolwiek kondycyjnie, dętka.



Kącik kulinarny.

Ziemniaczki zapiekane na maśle, z serem owczym w sosie z czosnkiem niedźwiedzim.


Do piekarnika w żaroodpornym naczyniu i gotowe!

Smacznego i pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz