czwartek, 1 listopada 2018




Wschód słońca 
na Jaworzynie.
01.11.2018 r.

Dzień wolny, święto. Na grobek trzeba iść. Ale przecie taki diabeł jak ja, nie będzie cały dzień modlił się na cmentarzu :p ;) 
Może by tak skoczyć na Jawo, na wschód? Szybki wyskok, to i ksiądz zdąży na poranne modły hehe.

Ekipa zwerbowana dzień wcześniej. Hiczkok, ja i Józek.
4:30 pobudka. O 5 startujemy spod gondoli. Zimno, bryy. Jednak szybko się rozgrzewany. Ścianka na nartostradzie robi swoje :p

Docieramy. Mamy jeszcze 20-25min zapasu.

Łoo jezusicku, ale dmucha na szczycie. Józek kitra się na tarasiku koliby od kuchni.

Ekipa czeka.

Taaa daa!
Mam CIE!

Cud! "Buzię widzę w tym Słońcu!" ;)

I pierwsze promyczki.

Jeszcze rzut obiektywem na Tatry.
Tu można by się było legnąć i lekko huśtając, oddać w objęcia Morfeusza :D

Jednak schodzimy na dół. Resztki Halnego, jak i zimno w łapska od statywu i aparatu, zniechęcają do dłuższego posiedzenia.

Dzięki za wspólne wyjście. Do następnego!


Aktualizacja.
Było nam mało, tośmy poszli jeszcze na szosę. Nie obyło się bez przygód. Znajomy załatwił przednie koło :p
Link do STRAVA

Rzozef aka JAJO! Biedakowi strzeliła szprycha. Takie jajo z kola się zrobiło, że tarło o widelec!
Artek ma marną minę. Raczej nie wierzy, że to się uda ;)

Tyle głów!

Tyle rąk!

Potrzebna była ewakuacja samochodowa. Mimo starań ekipy :p

Ot tak czasem bywa ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz