poniedziałek, 16 września 2019



Cergov
(Góry Czerchowskie)
Dvoriska 1057m n.p.m.



Co by tu zdziałać? Jako, iż dnia następnego ma uciekać z roboty o 13. Pół dnia tydzień wcześniej miałem pracującego, pół teraz (dzień z wolnego odjęty). Pasuje mi :)
A może taki szybki rekonesans z namiotem, szczytu w Cergovie, na którym jeszcze nie byłem. W dodatku blisko da się podjechać samochodem. Rozruszam klekota a i miejsce wydaje się ciekawe.

Kontrola jakości pakowania!

-Mięciutki śpiworek, mięciutki!
*Spieprzaj sierściu, bo cię przerobię na bukłak na wodę!

Nad ranem...
I co?
Jajco! Mięciutki śpiworek i będę sobie na nim spać!

Naprawdę, ukatrupię kiedyś tego sierścia ;)

Ładuję toboły w auto i wio! Jadę sobie.
Przez wioski 50km/h i ani kilometra więcej. Nie chciał bym dostać "pokuty", zresztą, muszę sprawdzić wyposażenie, bo pewnie czegoś może mi brakować, do czego by się przyczepili :p

Docieram. Asfalt nie jest pierwszej świeżości i dość wąsko, trudno się minąć, ale dałem rady. Na szosie nie polecam tej trasy, na jakimś gravelu sravelu ;) już tak.

Stąd mam niecałą godzinkę na owy szczyt.
Ujęcie na przełęcz i mą "białą strzałę południa" :D

Idę... eee, czy wyłączyłem światła? Nic nie pipkało, a powinno. Chyba nie, wracam. No tak, nie wyłączyłem. To bym sobie rano pojechał do domu :p

Człapię z tym całym majdanem. W oddali pasmo Jaworzyny i sama "Jawo" z przekaźnikiem.

Trochę lasu, trochę łąk, taki mieszany klimat.

Ooo, grzybek. Czy to kania?
Jakaś ususzona, przypieczona od słońca, po prostu stara :p Może nie kania?
Hmm... tak czy siak, polecę stronę:
http://lukaszluczaj.pl/z-czym-mozna-pomylic-kanie/

Bardzo fajnie opisane o kani. A warto się zainteresować, bo naprawdę polecam kotleciki z kani. Są prze smakowite! W prawdzie to nie blog o grzybach, ale na tej stronie co poleciłem, trochę jest pomieszane. Bo wrzucone zostało do jednego wora (wymieszane nazwy) Czubajka czerwieniejąca - która określana jest jako grzyba jadalny, ale mało smaczny i Sinoblaszek trujący - który, jak sama nazwa wskazuje, jest... trujący :p W Polsce nie występuje.

Czerwieniejąca, po przekrojeniu nabiera barwy czerownawej/pomarańczowej i jej łodyga jest biała (nie ma charakterystycznych wzorków). Więc z dwojga złego (pomylenie z muchomorem odrzucam, bo to trzeba być "bardzo zdolnym"), co najwyżej zjemy coś niesmacznego i dostaniemy sraki (lub nie) ;)

A to "coś" ląduje w plecaku.

Daleko jeszcze?
Jest, docieram! Idę zarastającymi już :( halami szukać szczytu.
Ciekawe miejsce. Samotne drzewo, prosty drewniany krzyż. Żadnej tabliczki, daty, nic, hmm.

Jest punkt geodezyjny. Uznaję to za szczyt. Sam w sobie nie jest oznakowany, leży poza szlakiem.

Rozbijam namiot. Znalazłem kawałek równego, z fajnym widoczkiem na najwyższy szczyt tych gór, Mincol, ale na otwartej przestrzeni.
fot. kom

Nieco dalej i trochę w dół, jakaś chatka :)

Robacek :D

Trochę żarła nabrałem. Zamierzałem posiedzieć sobie dłużej przy ogniu.

Buciorami wykopałem dół, obłożyłem kamieniami i palenisko jak tralala.

Wywar grzybowy się robi, kiełba na automatycznym stanowisku, dochodzi powoli do siebie.

Słonko powoli zachodzi. Już nad ranem ma padać. Coraz mocniej wieje. Gołym okiem widać, jak idzie front.

Chmur coraz więcej...

aby w końcu całkiem przykryć słońce. Ostatnie jego promienie, próbują się przebijać.

To jeszcze rzut obiektywem, w głąb Słowacji.

Do wywaru z grzyba, dorzucam "natural mix" z kaszy gryczanej, pestek dyni, soczewica, bulgur (biedronowy produkt).
Nerka US Army, jest prze jedyna na ognisko.

Chciałbym napisać, "ale dobre"... jednak, nie napiszę. Zapasu soli nie uzupełniłem w "przyprawniku". Blee, o ile odrzuciłem cukier, tak słone potrawy lubię. Trudno, będę szybko połykać to mdłe jedzenie ;)

Statyw jest, to jeszcze ujęcie na obozowisko przy późnym zachodzie.

Zjadam obie kiełby, nie będę tego kitrał pod namiotem, co by jakiś misiek nie przyszedł ;)
Mam nadzieję, że sera pleśniowego nie lubi/nie zwietrzy, bo jeszcze pół mi zostało hehe.

Idę spać. Tzn staram się usnąć. Co jest arcytrudne.
Pizga wiatrem, okoliczne cienkie drzewa, stukają jedno o drugie. W dodatku zaczyna się powoli rykowisko i całą noc ryczał jakiś jeleń (chyba taki najbardziej wyposzczony ;) ).
Spałem może ze 3 godziny.

Wstaję przed 6.
Noo, piękny wschód słońca :D
Pada, wieje, chmury/mgły i zimno!

Na drugim planie. owe, stukające "suchotniki".

Jest, delikatnie mówiąc, nieprzyjemnie. Do tego stopnia, że gotuję nawet nie w przedsionku, a w środku namiotu.

Ciepłe papu, ohhh.
Zjadam i biorę się za czytanie książki. Wezmę na przeczekanie tą "dupówę".

Rach ciach, pyk, myk i szybko robi się już lepiej.


Idę w kierunku szczytu, zaznać trochę słonecznych kąpieli.
Widok z hali pod szczytem.

I owo samotne drzewo, z krzyżem, w promieniach wschodzącego słońca.

To na pożegnanie, fotka na stok, na którym koczowałem.

W planach miałem jeszcze jakieś obejście szlaków. Jednak... łee, zimno, wieje, mało spałem. Chyba robię się stary :p
Zresztą jutro wyjazd w Spišská Magura, trzeba wstać o 5. Wrócę do domciu, wykąpię się, odpocznę. Fotki poobrabiam... na piwko z księdzem skoczę hehehe. Starczy tego rozpoznania. Plan na jakąś większą eskapadę już się ułożył! A muszę tu wrócić na jesień, na kolorki i rykowisko w pełni!



Kącik kulinarny.

Składniki:
- Natural Mix z kaszą gryczaną...
- Zestaw przypraw (co kto lubi).
- Sos pomidorowy z ziołami.
- Czosnek / świeża bazylia.
- Ser Gorgonzola.


Natural mix gotujemy w małej ilości wody. Ja nie odsączam.
Doprawiamy, dodajemy sos pomidorowy. Na gorącą porcje kładziemy serek pleśniowy.

I gotowe!
Do tego, lampka czerwonego wina :D
Szybko i smacznie.

Smacznego i pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz