środa, 10 maja 2017



Ľubovnianska vrchovina
10.05.2017

     Bardzo słabo znam ten obszar. Zawsze jadąc w Tatry, mój wzrok przykuwał szczyt z przekaźnikiem, budząc myśli "fajnie było by kiedyś tam wy człapać".
Szybki rzut okiem na mapy, w celu zaplanowania ewentualnej trasy. Zarówno na mapie Beskidu Sądeckiego wydania WIT, jak i słowackiej VKU nr 103 nie ma śladu po zielonym szlaku z Orlovskiej Magury.
Trzeba było zaktualizować mapę :p

Plan był ambitny. Na dwa dni. Spakowałem się z rana, namiot, śpiwór. Trochę żarcia wraz z garami na dwa dni. Przed 10 patrzę na termometr 7C, na Jaworzynie... 0,5C! W nocy straszą przymrozkiem. Eee, może się ociepli. Ruszam.
Na Muszynę - Zapopradzie. Tam niebieskim trzeba przebić się na słowacką stronę. W Legnavie odbijamy w lewo, dalej niebieskim.
Pierwsze widoczki, w tył na Beskid Sądecki z Jaworzyną Krynicką.

Dalej. Jedzie się (a raczej pcha :p ) ciężko, nie ma bitej, polnej drogi, tylko takie zarośnięte, trawiaste.

Ooo jakie ładne borówczyska.

Taa, ładne, ładne, gorzej przez to ZNÓW pchać rower.

Ale chyba nie może być gorzej. Oj może! Trafiłem na zwózkę drewna. No ja pierdziele, ale rozryli. Ten cały zestaw pni, ciągnęli leśnym potworem. Zagadałem do nich, że droga nie fajna. Niezłego mieli "Zonka" na twarzy, jak zobaczyli rowerzystę, z ciężkim plecakiem w dodatku taszczącego rower na ramieniu. Spytali dokąd, którędy, jeden stwierdził, iż tamtej drogi nie zna (no fajna droga/szlak jak leśny tubylec nie zna) ale, że powinno być przejezdne.


Morduję się jeszcze trochę. To pchając, to niosąc, to próbując jechać. Gdzie kurwa ten szczyt, umieram!
Jest!

30m poniżej...

Noo, teraz żółtym. Ładna leśna droga, w końcu w dół i nie ma setek gałęzi :p
Jednak tu robi mi się mocno zimno. Zgrzałem się pod górę. Zakładam kamizelkę z merino i pełne rękawiczki membranowe. Na stopach, mimo średnich smartwool_i, bez ochraniaczy marzną stopy! Musi być chyba ze 4-6C i jeszcze wieje!

Docieram i na główny punkt wycieczki.

Z charakterystycznym przekaźnikiem.

Tutaj postanawiam, że nocować nie będę. Za zimno, za słabo się ubrałem, nad ranem miał bym niezły problem. Chyba, że koczował bym w namiocie do południa. W sumie, książkę do czytania wziąłem, ale nie. Nie ma co przeginać pałki. Zbyt odczuwalne jest to zimno.
Dalej zielonym, który przecina asfalt nad Malym Lipnikiem.
Tatry widoczne przynajmniej w jednym miejscu, na pocieszenie.

Droga pokryta kaczeńcami. No nie zwiastuje to niczego dobrego.

Czasem ciężko kręcić, nawet jak jest nieco z górki! Chciałem dzikie góry, to mam. Jednak na rower, jeszcze jak tak mokro, to średni pomysł :p
Dojeżdżam do polanki z chatką.


Wszędzie mokradła i stoi woda.

Docieram do asfaltu, jestem uratowany. Ewakuację przeprowadzam przez Maly Lipnik, z powrotem na Legnavę, przez Muszynę do Krynicy. Siadło gdzieś z 46km z tym plecorem, z którego zjadłem jednego batonika. Za to wychlałem całe 1,5l izotonika :p
W oddali Góry Lewockie.




Kącik Kulinarny.

Skoro pogranicze polsko-słowackie nad Popradem, to może coś, co można tu złowić :D
No dobra, pstrąg nie jest z Popradu tylko z Biedronki hehehe. Ale i takie, złowione przez szwagra jadałem.

Pstrąg w przyprawach z wędzonym boczkiem, do tego warzywa na patelnię z grzybami leśnymi Hortex_u (fajne, aromatyczne). 

Wszystko zapieczone w naczyniu żaroodpornym w sosie śmietanowym z dodatkiem czosnku i rozmarynu.
Przed zapiekaniem.  

I gotowe.
Naprawdę niezłe. Polecam.

Smacznego i pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz