Chopok 2024m n.p.m.
16.03.2025
Niejednokrotnie, szalone, spontaniczne pomysły, przynoszą wiele wrażeń.
Tak było i tym razem.
Ale po kolei...
Jest niedziela, a poprzedzającą sobotę z racji słabej pogody, przegniłem w jamie.
Ów niedziela, nie zapowiadała się lepiej, wszędzie na południu, zachmurzenie. Siedzę więc zmiętoszony, w gaciach, przed kompem, leniwie drapiąc się po jajkach 😜 Ba, nawet kawę wypiłem (pijam bardzo okazyjnie). Siedzę i siedzę, grzebię w... internetach! Nie wiem o czym pomyśleliście🙈
Przeglądam mapy.cz, patrzę na radary pogodowe. Gdzieś za Krakowem, jest słonko. Fajna miejscówka to Ojców. Ale gdzie to tyle jechać, a i... łysko tak, brzydko, trzeba poczekać na wiosnę, która tam zawita.
Szperam, przeglądam, czytam, analizuję i jeb! Trafiłem na kamerkę z Chopoka. A tam, szok, niedowierzanie! Na szczycie słonko, ludzie na leżaczkach, a tuż poniżej, przepiękne morze chmur!
Szybka analiza, kalkulacja. Jak wyzbieram się do 11... 170km, 2,5h jazdy + podejście, na zachód zdążę.
Przecie to tylko jakieś 3,7km podejścia (od południowej strony z Horná Lehota). Wprawdzie mapy.cz pokazują 3:27h 😂 ale jak to, niecałe 4km iść tyle czasu. Przecie piechur idzie 5km/h, to ślimacząc się 2km/h wyjdę w 2h! HA!
Dobra jadę!😈
Kama patrzy na mnie jak na kosmitę, ale, wie, że jak dupa swędzi, to muszę gdzieś jechać i basta! (podro Adrian 😉).
Ekspresowe pakowanie i jadę.
Już prawie na miejscu, a na dole, sakramencka ciemnica, chmury siedzą, nic nie widać.
Tuż przed parkingiem, wszak płatny, sprawdzam kamerki na szczycie.
No nie! Kurwa, no nie! 😤
Szczyt w chmurach. Ja pier...🙊 tyle kilometrów, tyle jazdy. Pisze Kama, "Dojechałeś?". Wyżaliłem się jej, a ona na to. Jak tyle jechałeś, to idź!
No a co innego mam robić. Jakbym maił kierowcę, to bym się opił w najbliższym barze😜 a tu nawet, ten plan B nie wypali.
Cóż mi pozostało. Wjeżdżam na płatny parking (10E) i idę.
Tak średnio bym powiedział.

Co tu więcej pisać.
Może tyle, że "ratrakowiec" podjechał i też focił. A zapewne, nie jedno już widział 😉
Warun na fotki, siadł niesamowicie 😍 Warun na podejście/zejście. Srogi! Niezły wpierdol na ~7km 😛
Przebieg trasy mapy.cz
Zanim zrobi się całkiem ciemno, szybko zacząłem schodzić. Wzdłuż kolejki. Trochę było wydeptane, trochę nie, parokrotnie wpadłem głębiej (po kolano) w śnieg/jamkę śnieżną. Schodziło się, wiadomo, lżej, ale szybkie tempo chwila nieuwagi, zmęczenie, niechlujne podparcie kijami, noga wpadła głębiej w śnieg, a ja zrobiłem fikołka🙈 wyrywając ją z potrzasku. Auć... złapał jeszcze skurcz. Posiedziałem chwilę, rozmasowałem. Na szczęście nic nie naciągnąłem i mogłem iść dalej, uff. Ale aż się przypomniało, że pasowało by wykupić Alpenverein na ten rok.
Naprawdę odetchnąłem, dopiero jak wsiadłem do samochodu i wyjechałem z parkingu, bo ten automatyczny, kokocki system, nie chciał mnie wypuścić! 😤
Zjadłem ostatniego batonika, popiłem Oshee i w drogę. Jakoś dowlokłem się do jamy. Emocje tego wyjścia, pozwoliły mi, pokonać drogę powrotną z szeroko otwartymi oczami 😁
Kącik kulinarny
Kurczak w curry z makaronem w sosie szpinakowo-kokosowym!
A takie ciekawostki wymyśliła moja Kamcia. Nigdy nie używałem mleka kokosowego, więc... trzeba się rozwijać kulinarnie, szukać nowych inspiracji, w czym ma "kuchenna muza" jest dobra. A ja z przyjemnością, spełniam jej kulinarne fantazje 😚
Składniki:
- Makaron (szeroki)
- Curry (sól, pieprz - ale więcej curry 😁)
- Mleko kokosowe
- Pierś z kurczaka
- Szpinak, cebula, czosnek
Pierś z kurczaka kroimy w kostkę i przyprawiamy curry, odrobina oliwy, dokładnie mieszamy i odstawiamy, żeby się "przegryzło".
Poszatkowaną cebulę podsmażamy, dorzucamy kawałki piersi, znów chwilę podsmażamy i czosnek.
Zalewamy wszystko mleczkiem i gotujemy na małym płomieniu, parę minut.
Dodajemy potargany szpinak (ogonki odrywamy - ale jak ktoś lubi 😉). Jak szpinak klapnie, dorzucamy ugotowany i odcedzony makaron i wszystko dokładnie mieszamy.
I gotowe.