niedziela, 6 kwietnia 2025

 


Chopok 2024m n.p.m.

16.03.2025



Niejednokrotnie, szalone, spontaniczne pomysły, przynoszą wiele wrażeń.

Tak było i tym razem.

Ale po kolei...


Jest niedziela, a poprzedzającą sobotę z racji słabej pogody, przegniłem w jamie.

Ów niedziela, nie zapowiadała się lepiej, wszędzie na południu, zachmurzenie. Siedzę więc zmiętoszony, w gaciach, przed kompem, leniwie drapiąc się po jajkach 😜 Ba, nawet kawę wypiłem (pijam bardzo okazyjnie). Siedzę i siedzę, grzebię w... internetach! Nie wiem o czym pomyśleliście🙈

Przeglądam mapy.cz, patrzę na radary pogodowe. Gdzieś za Krakowem, jest słonko. Fajna miejscówka to Ojców. Ale gdzie to tyle jechać, a i... łysko tak, brzydko, trzeba poczekać na wiosnę, która tam zawita.

Szperam, przeglądam, czytam, analizuję i jeb! Trafiłem na kamerkę z Chopoka. A tam, szok, niedowierzanie! Na szczycie słonko, ludzie na leżaczkach, a tuż poniżej, przepiękne morze chmur!


Szybka analiza, kalkulacja. Jak wyzbieram się do 11... 170km, 2,5h jazdy + podejście, na zachód zdążę.

Przecie to tylko jakieś 3,7km podejścia (od południowej strony z Horná Lehota). Wprawdzie mapy.cz pokazują 3:27h 😂 ale jak to, niecałe 4km iść tyle czasu. Przecie piechur idzie 5km/h, to ślimacząc się 2km/h wyjdę w 2h! HA!

Dobra jadę!😈

Kama patrzy na mnie jak na kosmitę, ale, wie, że jak dupa swędzi, to muszę gdzieś jechać i basta! (podro Adrian 😉).


Ekspresowe pakowanie i jadę.


Już prawie na miejscu, a na dole, sakramencka ciemnica, chmury siedzą, nic nie widać.

Tuż przed parkingiem, wszak płatny, sprawdzam kamerki na szczycie.

No nie! Kurwa, no nie! 😤

Szczyt w chmurach. Ja pier...🙊 tyle kilometrów, tyle jazdy. Pisze Kama, "Dojechałeś?". Wyżaliłem się jej, a ona na to. Jak tyle jechałeś, to idź!

No a co innego mam robić. Jakbym maił kierowcę, to bym się opił w najbliższym barze😜 a tu nawet, ten plan B nie wypali.

Cóż mi pozostało. Wjeżdżam na płatny parking (10E) i idę.


Tak średnio bym powiedział.


Skiturowca wal z gumowca! 😜
Dogoniłem, wyprzedziłem. Coś im za bardzo nie szło. Kaszo-śnieg przeszkadał?

Coraz wyżej, na razie boczkiem, boczkiem, wzdłuż kolejki.

Stary wagonik 😁

Odbijam na żółty szlak, aby iść "prawilnie".
Cały czas, wszystko dookoła, wygląda, tak sobie.

He?! Jeszcze 1,5h. Zrobi się, nawet szybciej! Wszak, jakiś skiturowców wyprzedziłem, eee, choć jakieś wątpliwości, co do czasu mego wyjścia, zaczynam już mieć 😛
Po drodze mijam trochę pieszych w rakietach, paru bez.

Gdzieś tam dalej, w głębi Słowacji, za "sufitem" chmur, jest ładniej.

Dochodzę do odnogi nartostrady i... gdzie ten szlak?
Nie ma znaków, śladów. O dobra jest. Tu? A gdzie te ślady rakiet mijanych ludzi?
No nie tu. Jak wpadłem drugi raz w taką dziurę, to stwierdziłem, że tym szlakiem to nie wyjdę. "Rakietowcy" i inni piesi, musieli iść nartostradą/skiturowym podejściem. Wycof.

Jestem nieco zdegustowany. Trzeba iść inaczej. Plan wyjściem żółtym szlakiem, legł w gruzach.
Jednak otuchy dodaje, jakieś tam przejaśnienie na szczycie.

Raz więcej słońca, raz w chmurach.

Zamiast pójść jak na normalnego człowieka przystało, trawersem skiturowyn (niebieski 34c), to stwierdziłem, że to za bardzo na około i szybciej będzie, dzida pionowo w górę, stromą nartostradą (szare 33a). I może było by szybciej, ale nie z moją kondycją 😜

Od tyczki, do tyczki.
Ja pierdziele, jaka wyrypa. Jeszcze ten kaszo-śnieg. Dwa kroki w górę, jeden w dół!
Końcówka tej ściany, wykończyła mnie. To było najdłuższe 400m w moim życiu.

Widać już schronisko.
Można powiedzieć, że jestem uratowany. Ale idę jak zoombi. Wyrypany byłem, jakbym wchodził na ośmiotysięcznik 😜

Marzyło mi się piwko w schronie i jadło jakieś. Jednak zeszło mi z tym podejściem. Moje wyliczone 2h, to można było w bajki wsadzić. Lata, kiedy urywało się z połowę czasów szlakowych, chyba nieodwracalnie przeminęły 😭
Dobra, jest jak jest. Nie umarłem na tym podejściu, nie spóźniłem się na zachód. Piwa napiję się w domu. Jadła tylko szkoda, bo miałem zaledwie 3 batoniki i banana.

Zresztą, jakoś tak zapomniałem o jedzeniu, jak pojawiły się fenomenalne warunki na focenie.
Nie za bardzo lubię i umiem robić zdjęcia budynkom. Ale w tym świetle, wszystko wyglądało fajnie.

Reštaurácia Rotunda

Drak Demián - chopocki smok.

Brama do niebios!

Oj tak, oj tak...

Zoomik na Wysokie Tatry.

Widmo Brockenu? Może tak nie do końca, bo beze mnie. Więc, pecha nie będę miał? 😛

Chopok 2024m w świetle zachodzącego słońca.

"Złota godzina"




W oczekiwaniu na "kolorki", siadam na plecaku, zjadam banana, aby nieco odzyskać sił i ubieram stuptuty, na zejściu przydadzą się.

Słońce coraz niżej, chowa się najpierw za górą, a potem za horyzontem.

"Błękitna godzina"

Krywań.





Co tu więcej pisać.

Może tyle, że "ratrakowiec" podjechał i też focił. A zapewne, nie jedno już widział 😉

Warun na fotki, siadł niesamowicie 😍 Warun na podejście/zejście. Srogi! Niezły wpierdol na ~7km 😛

Przebieg trasy mapy.cz

Zanim zrobi się całkiem ciemno, szybko zacząłem schodzić. Wzdłuż kolejki. Trochę było wydeptane, trochę nie, parokrotnie wpadłem głębiej (po kolano) w śnieg/jamkę śnieżną. Schodziło się, wiadomo, lżej, ale szybkie tempo chwila nieuwagi, zmęczenie, niechlujne podparcie kijami, noga wpadła głębiej w śnieg, a ja zrobiłem fikołka🙈 wyrywając ją z potrzasku. Auć... złapał jeszcze skurcz. Posiedziałem chwilę, rozmasowałem. Na szczęście nic nie naciągnąłem i mogłem iść dalej, uff. Ale aż się przypomniało, że pasowało by wykupić Alpenverein na ten rok.

Naprawdę odetchnąłem, dopiero jak wsiadłem do samochodu i wyjechałem z parkingu, bo ten automatyczny, kokocki system, nie chciał mnie wypuścić! 😤


Zjadłem ostatniego batonika, popiłem Oshee i w drogę. Jakoś dowlokłem się do jamy. Emocje tego wyjścia, pozwoliły mi, pokonać drogę powrotną z szeroko otwartymi oczami 😁 



Kącik kulinarny


Kurczak w curry z makaronem w sosie szpinakowo-kokosowym!

A takie ciekawostki wymyśliła moja Kamcia. Nigdy nie używałem mleka kokosowego, więc... trzeba się rozwijać kulinarnie, szukać nowych inspiracji, w czym ma "kuchenna muza" jest dobra. A ja z przyjemnością, spełniam jej kulinarne fantazje 😚


Składniki:

- Makaron (szeroki)

- Curry (sól, pieprz - ale więcej curry 😁)

- Mleko kokosowe

- Pierś z kurczaka

- Szpinak, cebula, czosnek



Pierś z kurczaka kroimy w kostkę i przyprawiamy curry, odrobina oliwy, dokładnie mieszamy i odstawiamy, żeby się "przegryzło".

Poszatkowaną cebulę podsmażamy, dorzucamy kawałki piersi, znów chwilę podsmażamy i czosnek.

Zalewamy wszystko mleczkiem i gotujemy na małym płomieniu, parę minut.

Dodajemy potargany szpinak (ogonki odrywamy - ale jak ktoś lubi 😉). Jak szpinak klapnie, dorzucamy ugotowany i odcedzony makaron i wszystko dokładnie mieszamy.


I gotowe.


Ciekawe w smaku, z tym mleczkiem, ale trochę za mało wyraziste mi wyszło, Dał bym więcej curry i czosnku, a i można by posypać jakimś startym, twardym serem długo dojrzewającym 😀
Jeszcze kiedyś, coś z tym mleczkiem się zrobi, bo daje fajny, lekko słodkawy-kokosowy posmak.


Smacznego i pozdrawiam.

czwartek, 3 kwietnia 2025

 


Rowerowe zestawienie.


Levočské vrchy

01.03.2025


Jakieś pierwsze objawy wiosny wystąpiły. Śniegu prawie nic, a ja zatęskniłem za Levockimi z rowerem.

A skoro pozbyłem się "myk myka", to postanowiłem zamontować sakwę i wrzucić w nią "ogniskowe prepitety" 😁

Pakuję rower w auto i jadę na Spišská Belá. Tam odbijam na wioskę Krížová Ves.

Miało być słonko, ale coś się spóźniłem. Za to, jest pochmurno, zaczyna wiać, sypać śnieg z deszczem 😤 Jak już tyle jechałem, to... a z resztą, ja nie dam rady?


No chyba nie 😜

Ło kruca. Przejechałem kilometr w czymś takim i miałem dość 😛


Na szczęście moja trasa (Trasa mapy.cz) odbija w bok. Nie poddaję się, walczę dalej.

Jest prameň - ale nie ciurka.

Aaa, dlatego nie ciurka.

Kolejny, tam jakimś cudem ciurka.

Mówili, kup lekkie koła, ale czym one są, bez lekkich opon i lekkich dętek TPU (tudzież mleka). A to wszystko, jak krew w... błoto!

To glino-błoto, wykończyło mnie. A jeszcze ubrałem podejściówki (bieżnik typowo na skały a nie błoto) i na jedno wzniesienie, nie mogłem wypchać roweru 😂 Musiałem go taszczyć bokiem po trawie.

Patykiem okroiłem ów breję i jadę dalej.

Jest i Ihla. Rozważałem i ją. 

Dawno nie byłem, a zrobili na niej, mini wieżę widokową. Moim zdaniem bez sensu. Tam i bez niej widok był świetny. To już mogli zrobić mini wiatę ogniskową. Chroniącą dobrze od wiatru, czy niespodziewanego deszczu.
A tak, to takie to, ni w pizdę, ni w oko 😉
fot.Frantisek Kubik

Aaa, na plus. Umieścili tam kamerkę. Czasami nie działa, bo zasilana z paneli. Nie ma tam stałego prądu, więc jak długo nie ma słońca, to jest czarny obraz.

Docieram na Horný Tankodrom.
W planach miałem zjechać do doliny, obadać byłe "lotnisko" i miejsce po wysiedlonym uzdrowisku.
Wymęczyłem się walką z tymi błotami. Robi się coraz zimniej i późno, więc odpuściłem 😞 Ale ja tu jeszcze wrócę!

Na osłodę widoczek.

Zbliżenie, na niedokończoną jeszcze, wieżę na Marčulina 1250m.

Mknę dalej.
Przestraszyłem spore stadko saren. Nie zdążyłem zrobić dobrego zdjęcia. Uciekły.
Zaczyna prószyć śnieg, wieje, coraz ciemniej.

Wtem...

Szalony Piżmoku, podążaj za światłem, a zostaniesz uratowany i dotrzesz do samochodu!

Jest klimacik😃

I z zoomikiem.


Dojechałem do drzewa na rozstaju. Schowałem się za nim i... mam was!
Jednak skubane czujne, zwietrzyły mnie i w nogi.

Odbiegły dalej i wystawiły straże 😂

Na rozstaju.

Przez chwilę, zastanawiałem się, czy nie rozpalić tam ogniska. Jest miejsce na palenisko, ba, nawet trochę drewna. Jednak, mimo, że przestał prószyć śnieg, to... no piździ. A w dół jeszcze trochę, trasy nie znam, wolał bym jej nie jechać po zmroku, przy świetle czołówki.

Kolorki, w chmurach schowana Kráľova hoľa.

Jadę, trochę przez las i wypadam na łąki, skąd piękny widok, na znaną nam, wręcz oklepana, drogę w Tatry Słowackie.

Byłem nabuzowany chęcią jakiejś przygody, że nawet tak mała trasa, w tak niesprzyjającej pogodzie, naładowała moje akumlatory. Fajnie mi się jechało, coś udało się zobaczyć i przyfocić. Mimo, że plan nie wykonany w 100% to było fajnie.


Beskid Niski

Czertyżne

02.03.2025


Akumlatory na tyle naładowane, a po Levockich czułem niedosyt, iż mimo, że w nocy, nasypało "nieco" śniegu, postanowiłem skoczyć w Beskid Niski.


Mini pętelka, zahaczająca o nowy schron, którego jeszcze nie odwiedziłem


Fajowo tu. Schron ów, jest ogólnodostępny. Sporo osób, robiących GSB, korzysta z niego.
Jest piec, opał, na przeciwko Toi Toi.

Jacyś ludzie palili ognicho. Zagadałem.
Jaki ten świat mały, ich syn z technikum informatycznego, miał u nas w firmie, praktyki/staż(?).
Poczęstowali kawałkiem kiełbaski i chlebem. Mimo, że głodny nie byłem, a przede mną srogi podjazd, to... no ja bym nie zjadł?!😝 (p.s dobrze, że bimbru nie mieli 😉).

Dziękuję dobrzy ludzie.

Jadę. Ojj, ojj. Dobrze mi się pamiętało, że ta leśna droga, to męcząca jest. Świeży śnieg, nie ułatwia podjazdu. Staram się jechać śladem terenówki.

Owi ogniskowi ludzie, polecili mi skrót. Żebym nie pchał się na Ropki i tracił wysokość, tylko skrócił i wyjechał na Przełęczy Lipka 681m.
A co ja, jakiś pizduś? Żeby fajny podjazd od Ropek na ów przełęcz odpuszczać! Ale, tak pomyślałem, podumałem i... tam to nie będzie śladów terenówki. Może lepiej więc, przypizdusiować 😜 i zrobić skrót. W sumie, zawsze to zbadanie czegoś nowego.

No to skrót!
He?! I kurwa którędy?!
Intuicyjnie, byle w dół 😁

Ha! Wyskoczyłem na samej przełęczy.

No to teraz, tylko w dół 😈

Czertyżne.

Dalej...

Samotna kapliczka.

I dotarłem do buraczkowozu.

Siup rower do środka i wracam.

Cosik jakby słońce próbowało się przebić.

Lackowa, Królowa Beskidu Niskiego.

Okoliczne pola z ptasiorami.

Jadę sobie, a za Piorunem!
Hamulec, zjeżdżam na placyk na poboczu i biegnę z aparatem na łąkę.

Mam cię!

Nie mogło zabraknąć Świętej Góry, w ciekawych barwach przy zachodzie słońca. 

Udany mini wypadzik 😊

Levočské vrchy - były radziecki poligon.

22.03.2025


Zapowiadał się niezła pogoda.

A ja, mam przecież niewyrównane rachunki z Levockimi.

Kama też chciała jechać, a eksploracja tej dolinki, idealnie na otwarcie sezonu dla niej.


Dojeżdżamy do wsi Pod lesom, która to znajduje się za wschód od Kežmarok_u.

Wypakowujemy rowery i ruszamy.

Trasa mapy.cz


"Cyceron; Dobro ludu najwyższym prawem."

Tak nieco z przyczajki 😉

Upss 😜

O ile cały teren byłego poligonu, czyli owe góry, jest otwarty i dostępny dla cywilów, tak akurat te obiekty, była baza, chyba nadal są obszarem wojskowym. Tabliczki o zakazie dość świeże.
Ale najśmieszniejsze jest to, iż wystarczy odpalićmapy.cz i mamy piękne zdjęcie lotnicze (można jeszcze powiększyć!) całej "bazy"😝

Jedziemy w dalej. Piękna ta betonowa droga.
Kama ciśnie, w takim tempie, to my tą wycieczkę zrobimy w pół godziny 😆

Docieramy do byłego "lotniska" - a wcale nie! Żyłem w przekonaniu, że to lotnisko, a jak mnie uświadomił Tomek Włoch, to jest "pas taktyczny do ćwiczeń, strzelnica."

Więc, "wieża kontroli lotów", zamienia się w, prawidłowe nazewnictwo i przeznaczenie, czyli: wieża kontroli poligonu 😁
Dzięki Arafat za uświadomienie.

Schodów nie ma, nie da się wyjść na górę.

Kama miała iście sprinterskie tempo. Docieramy do rozgałęzienia dróg i... teoretycznie to można zawracać i jechać na dolinkę, gdzie były kupele.
Dalsza droga, jest już bardziej wymagająca, bo pod górę.
Jednak, Kamie mało wrażeń. To jedziemy. Aż na samą przełączkę i dalej, jest piękna betonówka.

Ale potwór!

No można jeszcze wyżej, na jakieś 818m.
Po drodze trochę błotka, ale nie do nie przejechania i w początkowym odcinku, w cieniu, śnieg i lód. Kama śmiała się, że pierwszy raz jedzie rowerem po śniegu. Żeby nie zachciała fatbike i zimowych wyjazdów na Turbacz. Bo ja już chyba za stary na takie zabawy 😉

Coraz bliżej, Taterki się wyłaniają!

Jest! Kamcia zdobywa Horný Tankodrom😀

Łomnica.

Łowełek.

Ej no! Ale zryli 😡
Stamtąd wyjeżdżałem na poprzednim (samotnym) tripie.

To z powrotem, teraz już w dół!😁
Jeszcze widoczek na Ihla.

Brym, brym, brym... Kama pomyka.

Zaś ciśnie betonówką, jednak, teraz, skutecznie hamuje wiatr.
Pryyy. Odbijamy w dolinkę.

Było tu kiedyś uzdrowisko. Z pięknym domem zdrojowym, były nawet jakieś "busiki" z Kežmaroka.

Ostał się taki budynek, z wiatką obok. Ale zamknięty.

Jedziemy dalej, ku "źródłom wody".
Ujęcie w tył, jeszcze trochę, troszeczkę pod górkę.

I docieramy.
Hę? Jakieś otwarcie już było, czy to tak, po prostu na szczęście przy budowie?

Otwarcia to na pewno jeszcze nie było, bo coś sucho w tych basenach.
W 2023 zaczęli je budować. Na dnie coś tam jest (bagno 😜) i nawet czuć "mineralną siarę".

Nic nie bulgota, nic nie ciurka. Tu w murze, niby są jakieś dwa otwory. Nieco dalej studnia, ale tam też pusto 😕

Może muszą zrobić odwiert, albo co. No cóż, skoro się za to wzieli, to gdzieś ta "kupelna voda" jest. Trzeba obserwować, szykuje się fajna miejscówka.

To jeszcze ujęcie z graffiti i Tatrami i sru do samochodu. 


Wprawdzie trasa nie wielka, ale w sam raz dla mej lubej, na rozruch po zimie, co by dupka za bardzo nie bolała 😉

Górki polecam, bo dzięki licznym po wojskowym drogom, są świetne na rower. Ale też nie łatwe. Wszak są tu szczyty ponad 1200m. A niektóre drogi w słabym stanie, lub znikają w terenie.
Bywało i tak 😆

Mimo wszystko, piękny obszar, mało uczęszczany i kapitalnymi widokami na Wysokie Tatry.



Kącik kulinarny

Tortilla z kurczakiem z nadzieniem szpinakowo-serowym.


Składniki
- Tortille
- Pierś z kurczaka
- Sery: Chedar + Śmietankowy
- Szpinak
- Czosnek (sól, pieprz - to chyba wiadomo) 
- Oliwa z oliwek


Pokrojone mięso z piersi, robimy na swój ulubiony sposób. Czy to bardziej po włosku w ziołach prowansalskich, czy bardziej na ostro, lub po prostu w curry. Podsmażając wcześniej na patelni.

Serek śmietanowy, mieszamy z startym cheddar_em. Dodajemy czosnek i przyprawy.
Ową masą serową, smarujemy tortille. Lekko podsmażony szpinak, ładujemy na nie, oraz usmażone mięsko.
Zawijamy i podpiekamy na oliwie z oliwy, po około 3min z każdej strony.

I gotowe!

Smakowite, bardzo sycące! Zjadłem półtorej i byłem najedzony!

Smacznego i pozdrawiam.