Pogórze Spiskie
Hołowiec 1035m n.p.m.
25-26.09.2021r
Tak to jakoś mnie naszło w tamtym roku, na spiskie klimaty.
Samochód zostawiam w Łapsze Niżne. Wchodzę na żółty szlak.
I ostatnie ujęcie w tył, zanim wejdę w las.
Szmaciaki gałęziste - zwane też leśnym kalafiorem.
Jeszcze ich nie próbowałem, a ponoć wychodzą z tego pyszne "flaczki grzybowe" 😏
Człapię dalej a tam... ale rydzami obrodziło zaraz przy drodze. Im nie przepuszczę!
Siup do plecaka 😈
Schodzę trochę z szlaku, aby zahaczyć o szczyt.
Łee, gówienko rozrzucone 🙊
Rozbijam namiot.
Sam szczyt nie jest oznaczony, zalesiony i nie ma z niego widoczków, ale zaliczony.
A tu nagle z krzaków, wyskakuje gość z mapą i kompasem, a za nim zgraja.
Bawią się w łażenie na orientację, a nie jakieś nowoczesne cipiesy, zegareczki za parę tysięcy 😜
Zachód słonka coraz bliżej.
Takie widoczki.
Ciekawy efekt zza chmurek.
He... a co tu jedzie.
Słonko już chowa się za górę i chmury.
Aaa no tak, dostawa świeżego gówienka przyjechała.
Prawdziwie swojskie klimaty mam pod tym namiotem 😆
Rozpalam ognicho, trzeba rydze pociachać i zacząć gotować.
No dobra, przecie i tak nikt nie uwierzy, że żywię się tylko tym co w lesie znajdę.
Miałem też kabanosy, całkiem fajne smakowo.
Liofiza też miałem i oczywiście skorzystałem 😁
Tuż przed wschodem.
Aby było dobrze widać, trzeba było zejść po takim stromym zboczu.
Wstaję wcześnie rano.
Jak miło wstawać z takim widokiem.
Udaję się w poszukiwaniu miejsca na pocenie wschodu słońca.
Niedaleko obozowiska, wilki dorwały jakąś rogaciznę.
w oddali widać słowacką wieżę w koronie drzew.
Jakieś takie skromne te drogowskazy 😛
Święto, nie święto, niedziela nie, niedziela, krówki trzeba wyprowadzić w pole.
Po drodze, jeszcze taka rozwalająca się już powoi, "budka". W razie oberwania chmury, choć co by się osłonił.
To jeszcze jeden rzut obiektywem na Tatry. Zanim zejdę dużo niżej do drogi.
I taka leśna, nudna droga.
Pryy, tu trzeba odbić.
Ło kruca, ale rozryli! Ciężko to nawet jakoś obejść. To już wolałem tą "nudną" drogę.
Moje buciczki! 😱
"Adidaski" nie za fajne na takie błocko. Tutaj akurat żałowałem, że nie miałem moich buciorów/skórzaków.
Dalej wpadam na hale.
Wychodzę z lasu i taki widok mnie wita.
Ten klimat... widoczki, dźwięki dzwoneczków i beczenie owiec. Chciało by się tu położyć i leżeć tak cały dzień.
Ciekawy "ołtarzyk".
Wpadam na drogę rowerową...
Przy tym MORze posilam się i lecę dalej.
Ej Darek, indiańcu, ktoś robi ci konkurencję.
Następnie schodzę z owej drogi, aby przez łąki, szlakiem, skrócić kawałek drogi. Nieco zarośnięte, ale tragedii nie ma.
Tu akurat owiec nie ma. Ostał się ino koń.
Jeszcze tylko hopsa przez rzeczkę.
Dawno nie widziałem tyle tych karno-białych, polskich krów.
I ląduję z powrotem w Łapszach Niżnych.
Kącik kulinarny
Rydze podsmażane z liofizem 😆
Najpierw, musimy je znaleźć 😛 a nie są to aż tak popularnie, wszędzie występujące grzyby.
Jak to przyrządzić bez masła? (może czas zacząć nosićmini kosteczki masła 😁). Dolewamy nieco wody i potem na małym ogniu, smażymy aż...
woda/sosik, niemal całkowicie się wygotują i grzybki trochę popieką.
Idealny dodatek do żarełka liofilizowanego..
Smacznego i pozdrawiam!
Pozdrawiam z Krynicy!
OdpowiedzUsuńMoże jakieś piwo wypijemy?
Hoł!
UsuńNie zauważyłem wcześniej komentarza :(
Jak jesteś na dłużej daj znać, piweczko chętnie wypiję :D
Napisz do mnie, adres to moja nazwa + gmail com
Usuń